niedziela, 23 kwietnia 2017

Prolog

Barcelona, czerwiec 2011 rok



Wracam do domu po kolejnym męczącym i długim dniu w szkole, przymierzam szybkim krokiem ostatnie ulice dzielące mnie od miejsca zamieszkania. Jedyne o czym teraz marzę to szklanka zimnego soku, który choć na moment przyniesie, przynajmniej minimalne ochłodzenie mojego organizmu. Upalne i duszne powietrze wyjątkowo dało mi dzisiaj w kość. Mimo, że hiszpański klimat towarzyszy mi od urodzenia, są dni gdzie zupełnie pozbawia mnie sił i chęci robienia czegokolwiek. Najchętniej spędziłabym dzisiejsze popołudnie na nic nie robieniu, co jest jedynie złudnym marzeniem. W myślach, zastanawiam się z czego powinnam przygotować się na jutrzejszy dzień nauki. Po chwili uświadamiam sobie, że jest tego niemało, co doszczętnie niszczy mój i tak nie najlepszy humor. Jedyną pocieszającym faktem jest to, że jutro już piątek i nadchodzi długo wyczekiwany przeze mnie weekend.







Przekraczając próg domu, informuję mamę że wróciłam, po czym udaję się schodami na górę do mojego pokoju. Pozbawiona energii, rzucam się na łóżku i wpatruję w sufit. Ten ostatni miesiąc dzielący mnie od wakacji, ciągnie się w nieskończoność. Dodatkowo chęć zdobycia jak najlepszych ocen, powoduje że poza nauką nie mam na nic więcej czasu. Przez co mój upierdliwy przyjaciel, czuje się zaniedbywany. Dodatkowo jego samego, pochłaniają treningi i walka o spełnienie marzeń o zostaniu wybitnym piłkarzem. W wyniku nałożenia się na siebie, tych wszystkich zdarzeń, w ostatnim czasie widujemy się niezwykle rzadko.





Znamy się praktycznie od zawsze, wynika to z tego, że nasze domy stoją obok siebie, a nasi rodzice, przyjaźnili się ze sobą jeszcze na długo przed naszymi narodzinami. Jednak początki naszej relacji, wcale nie zapowiadały tego, że kiedykolwiek będziemy potrafili, aż tak się polubić. Do tej pory pamiętam, jak zła byłam na moją rodzicielkę, gdy miałam cztery może pięć lat, a ona wpadła na pomysł, że powinnam znaleźć sobie w końcu jakiegoś towarzysza do zabawy. W oto sposób, całe dnia podczas tamtego pamiętnego i gorącego lata, kazała mi spędzać z tym nie potrafiącym usiedzieć minuty w jednym miejscu, starszym o rok chłopcem, który nie rozstawał się z piłką i wszędzie ją ze sobą nosił. Tak się złożyło, że byliśmy jedynymi dziećmi w podobnym do siebie wieku w okolicy. Więc siłą rzeczy skazano nas na swoje towarzystwo. Dziewczynkę z dwoma warkoczykami, ozdobionymi wstążkami i idealnie wyprasowaną sukienką, która całymi popołudniami, urządzała przyjęcia dla swoich pluszowych misiów w ogrodzie oraz chłopca z wiecznie pobrudzonymi ubraniami i zdartymi kolanami od licznych upadków i ściągania piłki z drzew lub wydobywania jej z jakiś zarośli. Widok naszej dwójki razem był zupełną abstrakcją. Nasze osobowości prezentowały idealną definicję kontrastu. Całymi dniami kłóciliśmy się o to, co będziemy robić, gdyż każdy nie chciał ustąpić i próbował przekonać drugie do swoich pomysłów. W efekcie wiele dni spędziliśmy, siedząc zwróceni do siebie plecami z obrażonymi minami. Byliśmy wyjątkowo upartymi dziećmi, co w tamtym okresie było jedynym co nas łączyło.







Wszystko zmieniło się pewnego dnia, kiedy to mój ukochany miś został pozbawiony jednego oka, wskutek niefortunnego uderzenia go piłką przez Hectora. W tamtym okresie to co zrobił, było mnie niewybaczalne. Nie interesowało mnie nawet czy zrobił to celowo, czy jednak przypadkowo jak próbował się tłumaczyć. Następne dwa tygodnie, nie wychodziłam z domu, powiadamiając przy tym mamę, że nigdy nawet się do niego nie odezwę, nie mówiąc już o wspólnej zabawie. Z upływem czasu, zaczęło mi jednak brakować jego towarzystwa i uświadomiłam sobie, że na swój sposób polubiłam tego irytującego chłopca. Jednak mój upór nie pozwolił mi na powrót do spędzania z nim czasu. To on pierwszy wyciągnął rękę na zgodę, prosząc swoją mamę o pójście z nim do sklepu i kupienie za jego oszczędności skrupulatnie zbierane na nową piłkę, najładniejszego misia znajdującego się w sklepie, specjalnie dla mnie. Wręczył mi go następnego dnia, kiedy to przyszedł z przeprosinami. Mimo upływu tylu lat nadal go mam, zajmuje honorowe miejsce na moim biurku. Od tamtego wydarzenia staliśmy się nierozłączni i poszliśmy na kompromis. Ja przekonałam się do piłki nożnej, będąc najgorszym bramkarzem w historii, kiedy to próbowałam bronić jego strzałów, a on ustąpił i nalewał nie istniejącą herbatę moim pluszakom. Zastrzegł jednak, że nikt na się o tym nigdy nie dowiedzieć. Gdy wyznał mi, że marzy o karierze piłkarza i wieku 8 lat dołączył do szkółki Barcelony, bez zastanowienia zaczęłam wspierać go w realizacji tego marzenia i motywować do coraz cięższej pracy, gdy wspinał się po kolejnych szczeblach prowadzących być może, w przyszłości do wielkiej kariery. Tak jest do teraz, wciąż mam nadzieję że kiedyś przebije się do pierwszej drużyny i zostanie kimś z kogo cała Hiszpania będzie dumna.





- Catalina! Nie uwierzysz, muszę Ci coś powiedzieć - ze wspominania przeszłości wybija mnie, pojawienie się niczym huragan Hectora.

- Czy Ty nauczysz się kiedyś pukać? Tyle razy Ci mówiłam - od zawsze walczę z jego brakiem nawyku pukania.
- Daj spokój, to teraz nieważne. Zaraz powiem ci coś, w co nie uwierzysz - dostrzegam jego niezwykłą ekscytację i nie mam bladego pojęcia z jakiego powodu występuje, aż w takiej dawce.
- No to wykrztuś to w końcu z siebie – ponaglam go.
- Dostałem propozycję z Arsenalu. Rozumiesz? - słyszę słowa przyjaciela, które wciąż do mnie nie dochodzą.
- Arsenalu? To ten klub z Londynu? - przez tyle lat przyjaźni z nim, poznałam nazwy wszystkich najważniejszych europejskich klubów.
- Ten sam. Wiesz jaka to dla mnie szansa. Nadal jestem w szoku - próbuję wykrzesać z siebie taki sam entuzjazm jak jego, ale nie za bardzo mi się to udaje.
- Myślałam, że zawsze chciałeś przebić się do pierwszej drużyny Barcelony. Przecież uwielbiasz ten klub - dociera do mnie świadomość, że niedługo być może znajdziemy się daleko od siebie.
- Cat, doskonale wiesz, że ostatnio mój rozwój stanął w miejscu. Przestałem się łudzić, że mogę osiągnąć tutaj coś więcej. Trenerzy przestali we mnie wierzyć. Wyjazd to moja jedyna szansa, miałem nadzieję że też się ucieszysz i będziesz mnie wspierać. Tymczasem zareagowałaś jak moja rodzina. Bardzo sceptycznie. Aż tak we mnie nie wierzycie? - widzę jego zmartwienie i poczucie zawodu z powodu mojej reakcji.
- Cieszę się, naprawdę. A to, że w wierzę w twoje umiejętności powinno być dla ciebie jasne. Doskonale też wiesz, że poprę każdą twoją decyzję i będę Cię wspierała, ale to Anglia, zupełnie inny język, kultura. Znajdziesz się tak daleko od domu i wszystkiego co znasz. Wiem, że to dla ciebie szansa, ale będzie nas dzielić ponad tysiąc kilometrów. Boję się po prostu, że nasza przyjaźń się skończy - postanawiam wyznać mu moje obawy.
- Przestań opowiadać bzdury. Jakbym mógł zrobić coś takiego. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i najwierniejszą fanką, przecież wiem, że wierzysz we mnie nawet bardziej niż ja sam. Poradzimy sobie, będę przecież przyjeżdżał do domu. Są święta, wakacje. Zresztą wciąż jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji. Wiele się może zmienić - mimo jego słów wiem jaką decyzję już podjął. Przyjmie tą ofertę. Zbyt dobrze go znam.




Posyłam w jego stronę delikatny uśmiech i proszę żeby opowiedział mi wszystko od początku, o tym, jak dowiedział się o zainteresowaniu Arsenalu. W tym momencie na bok schodzi stos pracy domowej i przygotowania do jutrzejszego sprawdzianu z historii. Po raz kolejny ważniejsze, jest dla mnie wspieranie Hectora niż własne obowiązki.







Barcelona, sierpień 2011 rok






Nadszedł dzień wyjazdu Hectora do Londynu. Ostatnie miesiące minęły w błyskawicznym tempie mimo, że staraliśmy się spędzać każdą wolną chwilę razem, czuję że nie wykorzystałam dostatecznie, tych minionych dwóch miesięcy. Odwołałam nawet swój wyjazd do Francji, który miał się odbyć z okazji zakończenia roku szkolnego, żeby tylko nie tracić cennego czasu, który nam pozostał do jego wyjazdu, ale czas naszego rozstania nieubłaganie nadszedł. Za kilka godzin znajdziemy się w dwóch różnych krajach Europy.
- Uważaj tam na siebie i zadzwoń gdy tylko wylądujesz - proszę go o jak najszybszy kontakt ze mną.
- Tak jest mamo - mówi i zaczyna się śmiać z mojej troski o niego.
- To nie jest śmieszne. Nikogo tam nie znasz i będziesz musiał sobie radzić sam ze wszystkim. To naprawdę nie będzie wcale takie łatwe, jak sobie myślisz - coraz bardziej się o niego martwię.
- Poradzę sobie, zaufaj mi. Ty też na siebie uważaj, dobrze? - kiwam twierdząco głową i przytulam się do niego na pożegnanie.
- Obiecaj mi, że o mnie nie zapomnisz. Oraz, że nadal będziemy przyjaciółmi, mimo twojego wyjazdu - proszę cichym głosem, czekając na jego zapewnienie.
- Obiecuję. Do zobaczenia niedługo Catalina - odsuwa się ode mnie i posyła przyjazny uśmiech w moją stronę. Po czym żegna się jeszcze z rodzicami i odchodzi od nas. Żegnam go ze smutkiem, ale także nadzieją, że między nami nic się nie zmieni.






W następnych latach przekonam się, że była niestety złudna. A jego obietnica 
okazała się bez pokrycia. Na nasze następne spotkanie, które wcale nie będzie już dla mnie czymś wyczekiwanym, a raczej przykrym obowiązkiem, będę musiała czekać ponad pięć, długich lat. W których wiele się zmieni, a naszą przyjaźń pokryje gruba warstwa kurzu, którego starcie wcale nie będzie łatwe. Tym bardziej, że nie będę miała zbyt dużej ochoty tego zrobić.


___________________________________

Miało być jutro, ale Arsenal w końcu dostarczył mi dziś powód do radości, co w ostatnim czasie było zjawiskiem dość niespotykanym. Zmotywował mnie tym samym do skończenia tego powyżej, jeszcze dziś. :)

Prolog zawiera istotne wydarzenia z przeszłości. Od następnego rozdziału przeniesiemy się do właściwego czasu, w którym będzie się rozgrywała akcja. 


1 komentarz:

  1. Bardzo mnie zainteresowałaś tym prologiem, więc czekam na więcej. :D

    OdpowiedzUsuń