Barcelona,
czerwiec
2011
rok
Wracam
do domu po kolejnym męczącym i długim dniu w szkole, przymierzam
szybkim krokiem ostatnie ulice dzielące mnie od miejsca
zamieszkania.
Jedyne o czym teraz
marzę to szklanka zimnego soku, który choć na moment przyniesie,
przynajmniej
minimalne
ochłodzenie mojego organizmu. Upalne i duszne powietrze wyjątkowo
dało mi dzisiaj w kość. Mimo, że hiszpański klimat towarzyszy mi
od urodzenia, są dni gdzie zupełnie pozbawia mnie sił i chęci
robienia czegokolwiek. Najchętniej
spędziłabym dzisiejsze popołudnie na nic nie robieniu, co jest
jedynie złudnym marzeniem.
W myślach, zastanawiam się z czego powinnam przygotować się na
jutrzejszy dzień nauki. Po
chwili uświadamiam sobie, że jest tego niemało, co doszczętnie
niszczy mój i tak nie najlepszy humor. Jedyną
pocieszającym
faktem
jest to,
że jutro już piątek i nadchodzi długo wyczekiwany przeze mnie
weekend.
Przekraczając
próg domu, informuję mamę że wróciłam, po czym udaję się
schodami na górę do mojego pokoju. Pozbawiona energii, rzucam się
na łóżku i wpatruję w sufit. Ten ostatni miesiąc dzielący mnie
od wakacji, ciągnie się w nieskończoność. Dodatkowo chęć
zdobycia jak najlepszych ocen, powoduje że poza nauką nie mam na
nic więcej czasu. Przez co mój
upierdliwy przyjaciel, czuje się zaniedbywany. Dodatkowo jego samego,
pochłaniają treningi i walka o spełnienie marzeń o zostaniu
wybitnym piłkarzem. W
wyniku nałożenia się na siebie, tych wszystkich zdarzeń, w
ostatnim czasie widujemy się niezwykle rzadko.
Znamy
się praktycznie od zawsze, wynika to z tego, że nasze domy stoją
obok siebie, a nasi rodzice,
przyjaźnili
się ze sobą jeszcze na długo przed naszymi narodzinami. Jednak
początki naszej relacji, wcale
nie zapowiadały tego, że kiedykolwiek będziemy potrafili, aż tak
się polubić. Do tej pory pamiętam, jak zła byłam na moją
rodzicielkę, gdy miałam cztery może pięć lat, a ona wpadła
na pomysł, że powinnam znaleźć sobie w końcu jakiegoś
towarzysza do zabawy. W oto sposób, całe
dnia podczas tamtego
pamiętnego i gorącego
lata, kazała mi spędzać z tym nie potrafiącym usiedzieć minuty w
jednym miejscu, starszym o rok chłopcem, który nie rozstawał się
z piłką i wszędzie ją ze sobą nosił. Tak się złożyło, że
byliśmy jedynymi dziećmi w podobnym do siebie wieku w okolicy. Więc
siłą rzeczy skazano nas na swoje towarzystwo. Dziewczynkę z dwoma
warkoczykami, ozdobionymi wstążkami i idealnie wyprasowaną sukienką,
która całymi popołudniami, urządzała przyjęcia dla swoich
pluszowych misiów w ogrodzie oraz chłopca z wiecznie
pobrudzonymi
ubraniami i zdartymi kolanami od licznych
upadków i ściągania piłki z drzew lub wydobywania jej z jakiś
zarośli. Widok naszej dwójki razem był zupełną abstrakcją.
Nasze osobowości prezentowały idealną definicję kontrastu. Całymi
dniami kłóciliśmy się o to, co będziemy robić, gdyż każdy nie
chciał ustąpić i próbował przekonać drugie do swoich pomysłów.
W efekcie wiele
dni
spędziliśmy,
siedząc zwróceni
do siebie plecami z obrażonymi
minami. Byliśmy wyjątkowo upartymi
dziećmi, co w tamtym okresie było jedynym co nas łączyło.
Wszystko
zmieniło się pewnego dnia, kiedy to mój ukochany miś został
pozbawiony jednego oka, wskutek niefortunnego
uderzenia
go piłką przez Hectora. W
tamtym okresie to co
zrobił, było
mnie niewybaczalne.
Nie interesowało mnie nawet czy zrobił to celowo, czy jednak
przypadkowo jak próbował się tłumaczyć. Następne
dwa tygodnie, nie wychodziłam z domu, powiadamiając przy
tym mamę,
że nigdy nawet się do niego nie odezwę, nie mówiąc już o
wspólnej zabawie. Z upływem czasu, zaczęło mi jednak brakować
jego towarzystwa i uświadomiłam sobie, że na swój sposób
polubiłam tego irytującego
chłopca. Jednak mój upór nie pozwolił mi na powrót do spędzania
z nim czasu. To on pierwszy wyciągnął rękę na zgodę, prosząc
swoją
mamę o pójście z nim do sklepu i kupienie za jego oszczędności
skrupulatnie zbierane na
nową piłkę,
najładniejszego
misia
znajdującego
się w sklepie,
specjalnie dla mnie. Wręczył mi go następnego dnia, kiedy to
przyszedł z przeprosinami. Mimo upływu tylu lat nadal go mam,
zajmuje honorowe miejsce na moim biurku. Od tamtego wydarzenia
staliśmy się nierozłączni i poszliśmy na kompromis. Ja
przekonałam się do piłki nożnej, będąc
najgorszym bramkarzem w historii, kiedy to próbowałam bronić jego
strzałów, a
on ustąpił i nalewał nie istniejącą herbatę moim pluszakom.
Zastrzegł jednak, że nikt na się o tym nigdy nie dowiedzieć. Gdy
wyznał mi, że marzy o karierze piłkarza i wieku 8 lat dołączył
do szkółki Barcelony, bez zastanowienia zaczęłam wspierać go w
realizacji tego marzenia i motywować do coraz cięższej pracy, gdy
wspinał się po kolejnych szczeblach prowadzących być może, w
przyszłości do wielkiej kariery. Tak jest do teraz, wciąż mam
nadzieję że kiedyś przebije się do pierwszej drużyny i zostanie
kimś z kogo cała
Hiszpania będzie dumna.
-
Catalina! Nie
uwierzysz, muszę Ci coś powiedzieć - ze wspominania
przeszłości
wybija mnie, pojawienie się niczym
huragan Hectora.
-
Czy Ty nauczysz się kiedyś pukać? Tyle razy Ci mówiłam - od
zawsze walczę z jego brakiem nawyku pukania.
-
Daj spokój, to teraz nieważne. Zaraz powiem ci coś, w co nie
uwierzysz - dostrzegam jego niezwykłą ekscytację i nie mam bladego
pojęcia
z jakiego powodu występuje,
aż w takiej dawce.
-
No to wykrztuś to
w końcu z siebie – ponaglam
go.
-
Dostałem propozycję z Arsenalu. Rozumiesz?
- słyszę słowa przyjaciela, które wciąż do mnie nie dochodzą.
-
Arsenalu? To ten klub z Londynu? - przez tyle lat przyjaźni z nim,
poznałam nazwy wszystkich najważniejszych europejskich klubów.
-
Ten sam. Wiesz jaka to dla mnie szansa. Nadal jestem w szoku -
próbuję wykrzesać z siebie taki sam entuzjazm jak
jego,
ale nie za bardzo mi się to udaje.
-
Myślałam, że zawsze chciałeś przebić się do pierwszej drużyny
Barcelony. Przecież uwielbiasz ten klub - dociera do mnie
świadomość, że niedługo być może znajdziemy się daleko od
siebie.
-
Cat, doskonale wiesz, że ostatnio mój rozwój stanął w miejscu.
Przestałem się łudzić, że mogę osiągnąć tutaj coś więcej.
Trenerzy
przestali we mnie wierzyć.
Wyjazd to moja jedyna szansa, miałem nadzieję że też się
ucieszysz i będziesz mnie wspierać. Tymczasem zareagowałaś jak
moja rodzina.
Bardzo
sceptycznie. Aż tak we mnie nie wierzycie? - widzę jego zmartwienie
i poczucie zawodu z powodu mojej reakcji.
-
Cieszę się, naprawdę.
A
to, że w wierzę w twoje umiejętności powinno być dla ciebie
jasne.
Doskonale też wiesz,
że poprę każdą twoją decyzję i będę Cię wspierała, ale to
Anglia, zupełnie inny język, kultura. Znajdziesz się tak daleko od
domu i wszystkiego co znasz. Wiem, że to dla ciebie szansa, ale
będzie nas dzielić ponad tysiąc kilometrów. Boję się po
prostu,
że nasza przyjaźń się skończy - postanawiam wyznać mu moje
obawy.
-
Przestań opowiadać bzdury. Jakbym mógł zrobić coś takiego.
Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i najwierniejszą fanką,
przecież
wiem, że
wierzysz we mnie nawet
bardziej niż ja sam.
Poradzimy sobie, będę przecież przyjeżdżał do domu. Są święta,
wakacje. Zresztą wciąż jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji.
Wiele się może zmienić - mimo jego słów wiem jaką
decyzję już
podjął. Przyjmie
tą ofertę. Zbyt
dobrze go znam.
Posyłam
w jego stronę delikatny uśmiech i proszę żeby opowiedział mi
wszystko od początku, o
tym, jak
dowiedział się o zainteresowaniu Arsenalu. W tym momencie na bok
schodzi stos pracy domowej i przygotowania do jutrzejszego
sprawdzianu z historii. Po raz kolejny ważniejsze, jest
dla
mnie wspieranie Hectora niż własne obowiązki.
Barcelona,
sierpień
2011 rok
Nadszedł
dzień wyjazdu Hectora do Londynu. Ostatnie miesiące minęły w
błyskawicznym tempie mimo, że staraliśmy się spędzać każdą
wolną chwilę razem, czuję
że nie wykorzystałam dostatecznie, tych minionych dwóch miesięcy.
Odwołałam
nawet swój wyjazd do Francji, który miał się odbyć z
okazji
zakończenia
roku
szkolnego, żeby tylko nie tracić cennego czasu, który nam pozostał
do jego wyjazdu, ale czas naszego rozstania nieubłaganie nadszedł.
Za kilka godzin znajdziemy się w dwóch różnych krajach Europy.
-
Uważaj tam na siebie i zadzwoń gdy tylko wylądujesz - proszę go o
jak najszybszy kontakt ze mną.
-
Tak jest mamo - mówi i zaczyna się śmiać z mojej troski o
niego.
-
To nie jest śmieszne. Nikogo tam nie znasz i będziesz musiał sobie
radzić sam ze wszystkim. To naprawdę nie będzie wcale takie łatwe,
jak sobie myślisz - coraz bardziej się o niego martwię.
-
Poradzę sobie, zaufaj mi. Ty też na siebie uważaj, dobrze? - kiwam
twierdząco głową i przytulam się do niego na pożegnanie.
-
Obiecaj
mi,
że o mnie nie zapomnisz. Oraz, że nadal będziemy przyjaciółmi,
mimo twojego wyjazdu - proszę
cichym głosem, czekając na jego zapewnienie.
-
Obiecuję. Do zobaczenia niedługo Catalina - odsuwa się ode mnie i
posyła przyjazny
uśmiech w moją stronę. Po czym żegna się jeszcze z rodzicami i
odchodzi od nas. Żegnam go ze smutkiem, ale także
nadzieją, że między nami nic się nie zmieni.
W
następnych latach przekonam się, że była niestety złudna. A jego
obietnica
okazała się bez pokrycia. Na
nasze
następne spotkanie, które wcale nie będzie już dla mnie czymś
wyczekiwanym, a raczej przykrym obowiązkiem, będę musiała czekać
ponad pięć, długich
lat. W których wiele się zmieni, a naszą przyjaźń pokryje gruba
warstwa kurzu, którego starcie wcale nie będzie
łatwe.
Tym
bardziej, że nie będę miała zbyt
dużej
ochoty tego zrobić.
___________________________________
Miało być jutro, ale Arsenal w końcu dostarczył mi dziś powód do radości, co w ostatnim czasie było zjawiskiem dość niespotykanym. Zmotywował mnie tym samym do skończenia tego powyżej, jeszcze dziś. :)
Prolog zawiera istotne wydarzenia z przeszłości. Od następnego rozdziału przeniesiemy się do właściwego czasu, w którym będzie się rozgrywała akcja.
Bardzo mnie zainteresowałaś tym prologiem, więc czekam na więcej. :D
OdpowiedzUsuń