czwartek, 28 września 2017

Rozdział 18


Nastał w końcu ten dzień, który na zawsze zmieni wszystko. Za kilka godzin znajdę się na innym kontynencie, aby zrealizować jeden ze swoich celów. Coraz gorzej radzę sobie ze świadomością, że to właśnie dzisiaj muszę zostawić za sobą całe swoje dotychczasowe życie. Pogodzić się z utratą wszystkiego, co było dla mnie najważniejsze i spróbować o tym zapomnieć. Czuję, że moje poświęcenie ma zbyt wysoką cenę, ale przecież to najlepsze wyjście z tej sytuacji w jakiej się znalazłam. Chcę wierzyć, że postępuję słusznie, a wszyscy, których skrzywdzę kiedyś to zrozumieją i postarają się mi wybaczyć.





- Na pewno wszystko spakowałaś i o niczym nie zapomniałaś?  - słyszę pytanie Hectora, które przywraca mnie do rzeczywistości. Znajdujemy się na lotnisku, oczekując na mój lot. Wiem, że za chwilę nastąpi najgorsza część tego dnia - nasze pożegnanie. Tym razem na zawsze. Na samą myśl o tym, czuję jakby, ktoś wbijał w moje serce, tysiące kłujących igieł. 
- Tak. Pytasz o to chyba już piąty raz. Przejmujesz się tym wszystkim, bardziej niż ja. Nie denerwuj się tak - próbuję go uspokoić. Sama będąc kłębkiem nerwów. 
- Jak mam być spokojny? Martwię się o Ciebie, będziesz zdana tylko na siebie przez tyle czasu. Wiem, że zawsze chcesz radzić sobie ze wszystkim samodzielnie, ale gdybyś tylko miała jakiś problem, masz mi o tym od razu powiedzieć, zgoda? - kiwam potakująco głową, czując się jak największa oszustka na świecie. Przecież okłamuję go w tak perfidny sposób, pozostawiając nadal w zupełnej nieświadomości. 
- Dobrze, ale naprawdę nie masz się czym przejmować. Nic mi nie będzie - staram się zachować spokój i nie pokazywać po sobie, niczego nietypowego. Aby nie zaczął czegoś podejrzewać. Gdyby się tak stało, wszystko zapewne skomplikowałoby się jeszcze bardziej.



Gdy nadchodzi czas, w którym mój lot zostaje wywołany, zamykam na chwilę oczy, próbując zachować opanowanie. Mimo, że najbardziej na świecie chciałabym przeklinać swój los i płakać tak długo, aż przyniosłoby to chociaż minimalne ukojenie. Modliłam się, żeby jak najdłużej powstrzymać nadejście tego momentu. Jednak nie mam na to wpływu. Tak widocznie, musiało być.



- Obiecaj mi, że to już ostatnie nasze, tak długie rozstanie. Więcej nie dam rady ich znieść. Pożegnania od zawsze nam nie wychodziły zbyt dobrze, chyba nigdy się ich nie nauczymy – czuję jak oczy zaczynają mi się szklić, słysząc te słowaWiedząc, że nie będę mogła spełnić tej obietnicy, mimo że bardzo bym chciała. 
- Obiecuję - mówię bez skrupułów, doskonale wiedząc, że moje słowa to jedno wielkie kłamstwo i łączę ze sobą nasze dłonie w geście fałszywego zapewnienia. To ostatnie chwile, gdy mam go tak blisko siebie. Dlatego też, staram się jak najdłużej nimi nacieszyć. Będą musiały mi wystarczyć na resztę mojego, beznadziejnego życia. 
- Uważaj na siebie. Zadzwoń, gdy tylko będziesz na miejscu. Już za tobą cholernie tęsknię. Bardzo cię kocham, pamiętaj o tym. - po tych słowach, zatracamy się w pocałunku, starając się zawrzeć w nim wszystkie swoje uczucia. Wiem, że to nasz ostatni pocałunek, więc staram się żeby trwał jak najdłużej. Nie mogę znieść myśli, że już więcej nie dane mi będzie zasmakować tych ust. Liczę jednak na to, że Hector będzie szczęśliwy i ucieszy się na wieść o dziecku. Może przynajmniej ono, zrekompensuje mu moje zniknięcie.
- Ja też cię kocham. Najbardziej na świecie. Chcę żebyś nigdy w to nie zwątpił, nie ważne co się stanie. Niestety muszę już iść - wypowiedzenie tych słów przychodzi mi z niezwykłym trudem. Ostatni raz przytulam się do niego i udaję się powolnym krokiem w stronę wyznaczonego miejsca. Staram się nie odwracać, wiedząc że nie udałoby mi się powstrzymać łez. To pożegnanie kosztuje mnie jeszcze więcej niż sądziłam. Wciąż nie dociera do mnie, że straciłam kogoś, kto był moją największą miłością.

Podczas tego, jednego z najzimniejszych dni w roku. Popełniłam najgorszy błąd swojego życia. 



Znajdując się w przestrzeni powietrznej, rozmyślam o tym jak bardzo moje życie uległo zmianie, w ciągu ostatnich miesięcy. To był z najlepszych okresów w mojej dotychczasowej egzystencji. Nareszcie byłam szczęśliwa, wierząc że tak już pozostanie. Dzisiejszy dzień jednak wszystko zniszczył i przekreślił wszystkie nasze plany i marzenia.
W połowie mojej podróży, zastanawiam się czy Hector znalazł już mój list, zostawiony na komodzie w sypialni, tuż przed samym moim wyjściem. W którym przepraszam go, że nie powiedziałam mu tego wprost, ale musimy się rozstać. Bo nie widzę szans na naszą, wspólną przyszłość. Jednocześnie prosząc go, aby nie szukał ze mną kontaktu i zapomniał o mnie. W życiu nie napisałam więcej kłamstw i kompletnych bzdur niż na tej kartce białego papieru, poplamionego moimi łzami.
Wiem, że musiało go to bardzo zranić, ale chciałam uniknąć trudnych pytań i pożegnać się z nim w zgodzie. Czuję się jak tchórz i nie panuję już nad lecącymi strumieniami łzami z moich oczu. Nie zwracam uwagi na przyglądającą mi się z niepokojem starszą kobietę, która siedzi obok mnie. Cały mój idealny świat, rozsypał się w drobny mak, a ja zostałam z niczym. Nikt nie będzie w stanie mnie zrozumieć.


Przekraczając próg nowojorskiego lotniska, czuję się zagubiona i nie bardzo wiem, jak mam odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Nie mam już nikogo, kto mógłby mnie wesprzeć w tym trudnym dla mnie okresie. Nie mam pojęcia jak poradzę sobie z nauką i wszystkimi czekającymi na mnie obowiązkami, skoro jedyne na czym potrafię się skupić, to przeżywanie swojego przegranego życia.




Kolejne dni upływają mi na przyzwyczajeniu się do życia w Nowym Jorku i zapoznania z nowym otoczeniem. Wcale nie jest mi łatwo przystosować się do nowego miejsca. Sytuacji nie poprawia fakt, nie najlepszego kontaktu z nowo poznanymi osobami. Z nikim nie potrafię nawiązać bliższego kontaktu, przez co jeszcze gorzej radzę sobie z tęsknotą za Londynem. Wszyscy albo są skupieni na nieustannej nauce, albo zabawie. Ja nie potrafię zastosować żadnej z poznanych praktyk.
Moim najczęstszym zajęciem jest wpatrywanie się w nieustannie dzwoniący telefon. Nikt nie zaakceptował mojej prośby, aby się ze mną nie kontaktować, a ja z coraz większą trudnością ignoruję te połączenia. 
Zastanawiam się, czy Nicole powiedziała już Hectorowi, że spodziewa się jego dziecka. Chciałabym wiedzieć, jak zareagował na tą nowinę, ale przecież jej obiecałam, że zostawię go w spokoju.
Alice za to zmieniła taktykę i zasypuję mnie toną wiadomości, wszędzie gdzie tylko się da. Żądając wyjaśnień. Wiem, że nie powinnam zostawić jej bez żadnego słowa wyjaśnienia, ale gdybym normalnie z nią rozmawiała. Prędzej czy później, zmusiłaby mnie do wyznania prawdy i ciągle przekonywała, jaka jestem głupia. Schodząc Nicole z drogi i poświęcając wszystko, co było dla mnie ważne.
Staram się wziąć w garść i poświęcić bez reszty nauce. Skoro moje życie prywatne legło w gruzach, powinnam bez reszty poświęcić się ambicjom naukowym, a następnie zawodowym i przynajmniej na tym polu, spróbować odnieść sukces.




Siedzę przy jednym z wolnych stolików w bibliotece, próbując się skupić na czytaniu jednego z pierwszych rozdziałów podręcznika. Od początku polubiłam to miejsce, jest jedynym gdzie mogę się skupić i odciąć od wszystkich problemów.
Niespodziewane hałas, zakłóca jednak moją równowagę i skupienie. Szukam wzrokiem jego źródła i dostrzegam jednego z najmniej lubianych przeze mnie studenta z mojej grupy, który za nic ma obowiązujące tu zasady i rozmawia z drugim kolegą, praktycznie krzycząc.
Patrzę na nich z politowaniem.




- Cat, droga koleżanko. Co powiesz na wspólny wypad, dziś wieczorem do pubu? Przyjdzie większość naszych wspólnych znajomych. Jest piątek, czas się w końcu trochę rozerwać, po ciężkim tygodniu pracy - patrzę na Alexa, którego opuścił przyjaciel i zupełnie nie rozumiem, dlaczego to akurat on wyszedł mi na przeciw z taką propozycją. Od samego początku, delikatnie mówiąc nie przypadliśmy sobie do gustu.
- Zapraszasz tą, jak to ostatnio powiedziałeś cytuję: " Mającą się za nie wiadomo kogo, sztywniaczkę z Europy" - nie mam zamiaru ukrywać, że słyszałam jego nieprzyjemne opinie na swój temat, które wygłaszał w przerwie pomiędzy wykładem a pracą w laboratorium. 
- Daj spokój, przecież tylko żartowałem. Nie bierz tego do siebie. Wyciągam w twoją stronę pomocną dłoń. Widzę przecież, że jest ci trudno się przystosować do nowego otoczenia - patrzę na niego, szukając na jego twarzy oznak jakiegoś podstępu. Nie raz byłam już świadkiem jego głupich numerów, którymi ofiarami były niczego nie podejrzewające osoby. 
- Dziękuję za troskę, ale mam inne plany na ten wieczór – kłamię, tak naprawdę nie wiedząc, co zrobię z tak dużą ilością wolnego czasu. Będę zapewne się zadręczać i wspominać. 
- Niby jakie? Znowu będziesz się uczyć? Jeszcze trochę i zamieszkasz tutaj. Przestań być taka nadgorliwa - mówi ironicznym tonem, coraz bardziej mnie denerwując. 
- To nie twoja sprawa, co robię ze swoim wolnym czasem. Daruj sobie też durne komentarze. Nic o mnie nie wiesz. A teraz przepraszam, ale muszę już iść - próbuję wstać z zajmowanego miejsca i opuścić bibliotekę. 
- Poczekaj. Przepraszam za to, co powiedziałem. Czasem nie myślę. Chciałbym cię bliżej poznać i to dlatego tak zależy mi na tym spotkaniu. Przecież to tylko jeden wieczór, proszę – postanawiam rozważyć jego propozycję. Może to jest dobry pomysł i czas przestać żyć tym, co się wydarzyło.
- Zgoda – widzę, że jest zdziwiony moją odpowiedzią.
Czas przestać być dawną Cataliną i zacząć czerpać z życia wszystko, co ma do zaoferowania. Tamta osoba, którą byłam, powinna odejść wraz z opuszczeniem przeze mnie londyńskiego lotniska.



sobota, 23 września 2017

Rozdział 17




Ostatnie kilkanaście dni przed moim wyjazdem, upływają mi w nerwowej atmosferze pakowania i załatwiania ostatnich formalności. Dołączając do tego zajęcia na uczelni, nie mam praktycznie w ogóle wolnego czasu. 
Wybiegając w pośpiechu z ostatnich zajęć, aby jak najszybciej znaleźć się w domu. Dostrzegam osobę, której w życiu bym się nie spodziewała tutaj zobaczyć. Jestem zaskoczona jej obecnością w tym miejscu, skąd ona w ogóle wiedziała gdzie mnie szukać?
- Catalina, możemy chwilę porozmawiać? - pyta dziewczyna, zaskakująco przyjaznym głosem. Kompletnie jej nie ufam i najchętniej ominęłabym ją bez słowa.
- Nie sądzę, aby był to dobry pomysł, Nicole - z trudem wypowiadam jej imię. Jej ponowne pojawienie, wywołuje u mnie duży niepokój.  Staram się jednak, nie pokazywać tego po sobie, aby nie dać jej satysfakcji jak ostatnim razem
- To naprawdę ważne. Proszę, poświęć mi maksymalnie piętnaście minut - jej niespotykana grzeczność, jest dla mnie czymś niezwykłym. Ciekawość bierze górę i postanawiam się zgodzić. 
- Dobrze. Tutaj niedaleko jest kawiarnia, chodźmy - przemierzamy drogę w milczeniu. A ja zastanawiam się, czy aby na pewno dobrze robię. Zapewne chce wywołać po raz kolejny zamieszanie i wywołać u mnie kolejne wątpliwości.



Zajmujemy miejsce przy jednym z wolnych stolików, usytuowanych przy oknie. Czekam aż rozpocznie rozmowę, ale ona uparcie milczy.
- To o czym chciałaś ze mną porozmawiać? - pytam z wyczekiwaniem, zdejmując płaszcz i wieszając go na zajmowanym przeze mnie krześle. 
Nicole, zamiast mi odpowiedzieć, szuka czegoś w swojej torebce. Po czym przysuwa w moją stronę białą kopertę. Niczego już nie rozumiem.
- To powinno wiele wyjaśnić, otwórz – patrzy na mnie z wyczekiwaniem.
Z narastającym zdenerwowaniem, drżącymi dłońmi otwieram tą tajemniczą kopertę. Wyciągając jej zawartość. To, co trzymam przed sobą, wywołuje w mojej głowie zupełny mętlik i niezrozumienie. Przecież to niemożliwe. Modlę się, aby to wszystko okazało się złym snem, z którego za chwilę się obudzę.

- To trzeci miesiąc. Więc pewnie się domyślasz, dlaczego tutaj jestem i kto jest ojcem - przymykam na sekundę oczy, starając się uspokoić. Patrzę jeszcze raz na zdjęcie badania USG, nie chcąc uwierzyć w to, że dzieje się naprawdę. Jednak trzymana przeze mnie błyszcząca kartka papieru nie znika. Będąc namacalnym dowodem powstania nowego życia, które wkrótce przyjedzie na świat. 
- Dlaczego to właśnie mi, to pokazujesz? - nadal nie rozumiem, dlaczego powiadomiła o tym mnie. Przecież powinna poinformować zupełnie inną osobę. 
- To chyba jasne. Bo tylko od ciebie zależy, czy to dziecko będzie miało pełną rodzinę - jej słowa są dla mnie niczym brzytwa, tnąca moje serca na kawałeczki. Zaczynam się domyślać, czego oczekuje.
- Czego ty ode mnie tak naprawdę chcesz? - patrzę na nią wyzywająco, chcąc by powiedziała to w końcu wprost. 
- Doskonale obydwie wiemy, że Hector w życiu z własnej woli cię nie zostawi. Podejrzewam, że uzna dziecko i będzie się starał to wszystko ze sobą pogodzić.
Tylko pomyśl, czy chciałabyś wychowywać się w takich warunkach? Mieć weekendowego tatusia i ciebie jako przybraną ciocię? To dziecko kiedyś dorośnie i zacznie zadawać pytania. Jesteś gotowa znieść jego wyrzuty i obarczanie cię winą za zniszczenie jego marzeń o pełnej rodzinie? - Nicole zaczyna grać na moich emocjach. 
- Sugerujesz, że mam go tak po prostu zostawić? Nie rozumiem tylko, skąd twoja pewność, że nawet gdybym to zrobiła, to zdecydowałby się na bycie z tobą - widzę, że uśmiecha się z wyższością w moją stronę. 
- O to się nie martw. Zrozum w końcu, że to ty jesteś jedyną przeszkodą, stojącą na naszej wspólnej drodze - nie mogę uwierzyć,  że los postanowił sobie ze mnie zakpić w taki sposób. 
- Kiedy masz zamiar mu powiedzieć? - wiem, że bardzo prawdopodobne jest, że Nicole mówi prawdę i Hector naprawdę jest ojcem jej dziecka. Zdążyłam już wszystko sobie przeliczyć i daty niestety się zgadzają. 
- Zaraz po tym, jak dowiem się co masz zamiar zrobić. Czy usuniesz się w cień, czy postąpisz egoistycznie, myśląc wyłącznie o sobie. Daję ci tydzień na zastanowienie. I radzę ci zachować tę rozmowę między nami - blondynka bez większego zastanowienia i słowa pożegnania, opuszcza kawiarnię. Zostawiając mnie samą z totalnym chaosem w głowie. 




Wracam do domu, starając się zachowywać normalnie i nie pokazywać po sobie, że coś się stało. Choć najchętniej rozpłakałabym się z powodu swojej bezsilności. Zostałam postawiona w sytuacji bez wyjścia, cokolwiek zrobię i tak ktoś zostanie poszkodowany i będzie cierpiał.
- Cat, kochanie jak dobrze, że już jesteś. Zaczynałem się powoli martwić.  Miałaś być blisko dwie godziny temu - Hector wita mnie czułym pocałunkiem. 
- Przepraszam, ale zagadałam się z Alice i straciłam poczucie czasu - kłamstwo gładko przechodzi mi przez gardło. 
- W porządku. Co robimy z resztą wspólnego wieczoru? Może obejrzymy jakiś film? - zgadzam się na tą propozycję, starając się choć przez chwilę, nie myśleć o tym czego się dzisiaj dowiedziałam. 
Nie mam pojęcia, co mam zrobić. Czy poświęcić własne szczęście i miłość w zamian za zapewnienie temu dziecku normalnego dzieciństwa, czy przez resztę swojego życia odczuwać wyrzuty sumienia, ale mieć przy sobie osobę najbliższą na świecie.

Dodając do tego wszystkiego mój, zbliżający się wielkimi krokami wyjazd do Nowego Jorku, odpowiedź nasuwa się praktycznie sama. Powinnam postąpić, tak jak nakazuje mi sumienie. Tylko jak zrezygnować z czegoś o czym marzyło się najbardziej na świecie?
Dlaczego to musiało spotkać akurat nas? Przecież wszystko miało się nareszcie ułożyć i to my za kilka lat, powinniśmy cieszyć się z naszego wspólnego dziecka i stworzyć szczęśliwą rodzinę




- O czym tak myślisz? Znów się martwisz tym wyjazdem? Wszystko będzie dobrze, poradzimy sobie ze wszystkim razem, przecież wiesz – tylko , że z tym nie mamy możliwości sobie poradzić. 
- Jest w porządku. Jestem tylko zmęczona. Ostatnie dni, mnie wykańczają. Nie mam na nic czasu - staram się być jak najbliższa prawdy, aby Hector nie zaczął nic podejrzewać. Nie jest mi łatwo, ukrywać tego wszystkiego przed nim.
- W takim razie powinnaś odpocząć.  Idź się położyć - jestem mu wdzięczna za zaproponowanie tego.
- Tak chyba zrobię.  




Kolejne dni upływają mi pod znakiem, szukania sposobu na rozwiązania całej tej sytuacji, w której się znalazłam. Wiem, że nie zachowuję się w porządku, zachowując tak ważne informacje dla siebie. Ale to nie ja powinnam być tą, która przyniesie tą nowinę. 
Czuję się tym wszystkim przytłoczona, co odbija się na moim stanie zdrowia. Jestem osłabiona i miewam problemy z koncentracją. 
Nie potrafię pogodzić się z tym, że za kilka miesięcy Hector i Nicole zostaną rodzicami ich wspólnego dziecka. A ja jestem tylko niepotrzebnym elementem, psującym układankę. 
Skoro już teraz ciężko mi zaakceptować to wszystko, jak miałabym sobie poradzić z nieustanną obecnością Nicol w naszym życiu, która zapewne nastawiałaby wszystkich dookoła przeciwko mnie. Byłabym postrzegana jako ta zła i najgorsza. Nie wiem czy byłabym w stanie poradzić sobie z taką presją otoczenia.
Wiem, że najlepszym wyjściem będzie odejście i zrozumienie tego, że nie dane mi było zaznać szczęścia u boku swojej miłości. 




Umawiam się na spotkanie z kobietą, która już w niedalekiej przyszłości zajmie moje miejsce, aby przekazać jej co postanowiłam.  
- Wygrałaś. Zniknę z życia Hectora. W przyszłym tygodniu wyjeżdżam do Nowego Jorku zgodnie z planem. A potem już tutaj nie wrócę. Zerwę z nim wszelkie kontakty, aby nie stawać więcej na waszej drodze - słowa z trudem przechodzą mi przez usta. Jestem pewna, że Hiszpan nigdy nie wybaczy mi tego, co mam zamiar zrobić. Nie potrafię jednak inaczej. Robię to także dla niego, może kiedyś przyjedzie taki czas. Kiedy będę miała szansę mu wszystko wytłumaczyć. A on przynajmniej postara się zrozumieć dlaczego postąpiłam w taki, a nie inny sposób.
- Wiedziałam, że jesteś rozsądna i podejmiesz dobrą decyzję. Twoje odejście będzie dla wszystkich najlepszym rozwiązaniem. Z czasem sama dojedziesz do podobnego wniosku - dostrzegam jej uśmiech zadowolenia na twarzy. Nie mogę znieść myśli, że to ona będzie miała wszystko, czego to ja pragnęłam. 
- Muszę już iść - nie jestem w stanie dłużej przebywać w jej obecności i pośpiesznie wybiegam na zewnątrz.

Zaczynam płakać, wiedząc że nie mam już odwrotu i muszę się pogodzić ze swoją porażką. 



Chciałabym cofnąć czas i w ogóle nie wpaść na pomysł, przyjazdu do Londynu. Wtedy wszystko zostałoby po staremu, a ja nie cierpiałabym tak bardzo jak teraz. 
Nie wiem, jak poradzę sobie ze świadomością,  że nasze zbliżające się rozstanie, będzie ostatecznym początkiem naszego końca. 





Siadam na jednej z wolnych ławek, nie zwracając uwagi na padający deszcz i patrzę bez celu przed siebie. Zamykam się w sobie i zupełnie odcinam od rzeczywistości. Nie przejmuję się nawet przenikającym mnie do głębi zimnem.  Jest mi wszystko jedno i zupełnie ignoruję, ewentualną możliwość choroby.
Z letargu wyrywa mnie dopiero, dzwoniący telefon. 
- Gdzie ty się podziewasz? Przecież byłyśmy umówione - Alice przypomina mi, że miałyśmy się spotkać 
- Przepraszam, zupełnie o tym zapomniałam.  Możemy to przełożyć na jutro? - dziś jestem zbyt wykończona na jakiekolwiek spotkania. 
- Jasne. Nie rozumiem tylko, co się z tobą od kilku dni dzieje,  jesteś strasznie roztargniona. Wiesz, że możesz mi powiedzieć, jeśli coś jest nie w porządku - chciałbym móc się przed kimś wyżalić. Wiem jednak, że Alice zupełnie nie zrozumiałaby, mojej decyzji. Nieustannie namawiając na zmianę zdania. 
- Wydaje ci się. Mam po prostu mnóstwo obowiązków i dlatego wydaję się mniej zorganizowana niż zazwyczaj. Muszę kończyć, do zobaczenia jutro - żegnam się z przyjaciółką, z którą także będę musiała zerwać kontakt. Inaczej nie uda mi się odciąć od mojego życia w tym mieście.
Wolnym krokiem ruszam w stronę domu, wiedząc że nie zostało mi w nim, zbyt wiele czasu do spędzenia.

niedziela, 3 września 2017

Wyjaśnienia

To niestety nie jest kolejny rozdział, choć bardzo bym tego chciała. W ostatnim czasie, rozsypała mi się cała koncepcja, na ciąg dalszy tej historii. Pomimo tego, że mam napisane sporo fragmentów, które można by poskładać w kilka rozdziałów to, potrzebuję czasu na poukładanie sobie tego wszystkiego od nowa.
Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się tutaj coś nowego.  Być może za tydzień, miesiąc lub po jeszcze dłuższym okresie czasu.
Mogę jedynie przeprosić, jeśli ktoś poczuł się rozczarowany, takim obrotem sprawy. Postaram się najszybciej, wszystko to sobie uporządkować i dokończyć to, co zaczęłam.

Nie dopadł mnie jednak, całkowity kryzys twórczy. Na nowym blogu, regularnie powinny pojawiać się wpisy, zupełnie nowej historii. Z którą nie przewiduję, takich problemów jak tutaj.
Gdyby ktoś był zainteresowany, to zapraszam.
Klik