czwartek, 19 października 2017

Epilog



Kilka lat później



Wracam do domu, po kolejnym dniu pracy w szpitalu. Mimo, że bycie lekarzem to odpowiedzialne i często wymagające poświęcenia zajęcie. Nie żałuję obranej drogi, dzięki której wiem, że robię coś pożytecznego. Świadomość, że mogę pomagać innym, cały czas motywuje mnie do stawania się lepszą i poprawiania swoich umiejętności. Staram się jednak zachować, przy tym równowagę i nie zatracić się zupełnie w swojej pasji. Wiedząc, że są osoby, które wyjątkowo potrzebują mojej opieki i uwagi, będąc przy tym całym moim światem i największym skarbem. Dlatego też, choć w przeszłości byłoby to dla mnie nie do pomyślenia, praca nie zajmuje wcale najwyższego miejsca na liście moich priorytetów.



Z uśmiechem na ustach, otwieram drzwi od domu i już na samym wejściu, orientuję się, że nici ze spokojnego i leniwego popołudnia. Korytarz wygląda, jakby przeszło przez niego tornado stulecia. Porozrzucane buty i kurtki, oraz ślady łap naszego psa na całej podłodze. Sugerują, że moja kochana rodzinka, była dziś na wyjątkowo udanym spacerze.
Po ściągnięciu swojego płaszcza, kieruję się w stronę salonu w poszukiwaniu pozostałych mieszkańców domu. Zastanawiając się jak  spędzili resztę dzisiejszego dnia.



Jako pierwszą odnajduję Blankę, oglądającą swoją ulubioną bajkę. Wciąż nie mogę się nadziwić, że moja kochana córeczka, niedawno skończyła już cztery lata. Wydaje się, jakby dopiero wczoraj była słodkim niemowlakiem.
- Mamusia. Jak dobrze, że już jesteś. My też niedawno wróciliśmy, ale moja ulubiona sukienka się poplamiła podczas drogi powrotnej i trzeba coś z nią zrobić - dziewczynka pokazuje mi brązowe plamy, występujące w kilku miejscach, po czym przytula się do mnie.
- Zobaczysz, że jutro będzie jak nowa. Nie martw się. Opowiedz mi lepiej, gdzie byliście? - pytam, wciąż trzymając ją w swoich ramionach.
- W parku i na placu zabawach. Tatuś nie odstępował nas na krok i bawił się razem ze mną i Tomasem. Pomyślałam sobie nawet, że może teraz cały czas, będzie się nami zajmował, zamiast pani Marii? Bo było bardzo fajnie, tylko w drodze powrotnej, zaczął padać deszcz i Moris trochę się ubrudził. Ale to przecież nic złego - domyślam się, że to stąd pojawiły się jego ślady w całym domu.
- A gdzie teraz, podziali się twój braciszek i tata? - rozglądam się za nimi. Ale nie dostrzegam ich nigdzie w pobliżu.
- Na górze. Próbują wykąpać Morisa - widzę, że nawet Blanka nie jest przekonana do ich pomysłu.
- Poczekaj tu na mnie chwilę, skarbie. Zobaczę tylko, co u nich - obawiam się, że wcale nie idzie im najlepiej. Wychodzę z salonu, a brunetka na nowo pogrąża się w oglądaniu kreskówki.



Idę schodami na górę, w poszukiwaniu męża i syna. Już w połowie drogi, słyszę ich przytłumione głosy, dochodzące z łazienki.
- Piesku, proszę cię. Siedź grzecznie, jeszcze chwila i kończymy. Jeśli Cat, zobaczy ciebie i dom w takim stanie, będę miał przechlapane. Przecież jeszcze wczoraj, upierałem się, że codzienne zajmowanie się domem i wami, wcale nie jest takie trudne i wymagające - zrezygnowany głos Hectora, sugeruje mi, że znacznie się przeliczył ze swoimi założeniami.
- Dlaczego akurat teraz, wasza niania musiała zachorować? Akurat w momencie, gdy złapałem drobny uraz i nie mogę trenować? - to retoryczne pytanie, jest zapewne skierowane w stronę naszego syna Tomasa, młodszego brata Blanki.



W momencie, gdy chcę ujawnić swoją obecność, Moris ma wyraźnie dość kąpieli i ucieka z łazienki, udając się na dół zostawiając przy tym kilka kałuży wody i przy okazji ochlapując także mnie. Ku wielkiej radości naszego syna, który jest tym wyraźnie rozbawiony.
Witam się z Tomasem, który jak zwykle nie jest zbyt wylewny w okazywaniu swoich uczuć. Próbując udowodnić, że jest już dużym chłopcem. 



- Cat, skarbie już jesteś? Ja ci zaraz to wszystko wytłumaczę. Mamy tu tylko chwilowe, drobne zamieszanie. Ale wszystko naprawdę jest pod kontrolą - widzę niepewną minę mojego męża, oczekującego mojej reakcji.
Zaczynam się śmiać podchodząc do niego i składając na jego ustach czuły pocałunek. Nie pierwszy już raz, zdarza się że w naszym domu panuje bałagan i jeden wielkie chaos. Wcale mi to jednak nie przeszkadza, dopóki wiem że każdy z nas jest szczęśliwy i dobrze czuje się w tym miejscu.
- To znaczy, że nie jesteś zła? - pyta po chwili.
- Oczywiście, że nie. Bałagan można posprzątać, a najważniejsze że mogliście spędzić razem więcej czasu niż zazwyczaj, dobrze się przy tym bawiąc. Dawno nie było do tego okazji - nie pamiętam już, kiedy dzieci były tak zadowolone.
- Szkoda tylko, że ciebie nie było z nami - w głębi serca, także tego żałuję. Bo wiem, że mimo tego jak bardzo się staram. Nie poświęcam dostatecznie dużo czasu dzieciom i Hectorowi.
- Ale mam dobrą wiadomość. Jutro mam wolny dzień i spędzimy go we czwórkę – informuję.
- Chyba w piątkę. Zapomniałaś o Morisie - poprawia mnie Tomas, przypominając o naszym czworonogu rasy golden retriever. I zarazem jego największym ulubieńcu.
- Oczywiście w piątkę. A teraz idźcie do Blanki, ja zaraz do was dołączę, tylko tu trochę ogarnę - bez żadnych sprzeciwów, spełniają moją prośbę. A ja zastanawiam się, od czego powinnam zacząć.


 

Godzinę później, gdy wspólnymi siłami udało nam się przywrócić dom do poprzedniego stanu, udaję się do kuchni, w celu zrobienia dla nas kolacji. Dostrzegam, że pomieszczenie, wciąż jeszcze nosi ślady, porannej bitwy naszych kochanych dzieci, podczas jedzenia przez nich śniadania. Wiedzieli, że mogą sobie na to bezkarnie pozwolić, w końcu Hector od zawsze pozwalał im na wszystko. W przeciwieństwie do mnie. Dlatego to mi przypadła w tym domu rola, tej złej i surowej. Która wprowadza zakazy i ograniczenia. Na szczęście nie muszę często ich stosować. 



Późnym wieczorem, gdy Blanka i Tomas smacznie śpią. Mogę w końcu przez chwilę odetchnąć. Niezbyt często zdarza mi się, taka chwila tylko dla siebie. Zdążyłam się jednak, już do tego przyzwyczaić. Przy dwójce tak żywiołowych dzieci, jest to praktycznie niemożliwe.
Zastanawiam się nad swoim życiem i wciąż nie mogę uwierzyć, że zostałam obdarzona aż taką ilością szczęścia. Mam wszystko o czym od zawsze marzyłam. Wspaniałe dzieci, kochającego męża i oddanych przyjaciół. Za nic na świecie, nie oddałabym tego.
Gdy pomyślę, jak niewiele dzieliło mnie od tego, żeby to wszystko nie miało miejsca. Doceniam to jeszcze bardziej.



- Jestem strasznie zmęczony. Nasze dzieci mnie wykończyły. Czy nas też w ich wieku, było tak ciężko upilnować? - słyszę pytanie Hectora, który siada obok mnie.
- Może ciebie. Ja byłam bardzo grzecznym dzieckiem. To ty zawsze sprowadzałeś mnie na złą drogę - śmieję się.
- Czyżby? Ciekawe tylko, kto najczęściej wprowadzał nas w kłopoty, przez przez swoją niezaspokojoną ciekawość - z tym muszę się zgodzić, w dzieciństwie miewałam czasami głupie pomysły.
- Przyznaję, byliśmy siebie warci. Ale przynajmniej mamy niezapomniane wspomnienia -  przytulam się do niego.
Wspominając nasze wspólne przygody.


- Jesteś szczęśliwa? - zaskakuje mnie tym pytaniem. Przecież to powinno być oczywiste.
- Jeszcze pytasz? Oczywiście, że tak. Dopóki mam was, nic więcej nie potrzebuję od życia - odpowiadam z pewnością.
- Kocham cię, Cat. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo.
- Ja też cię kocham i jestem pewna, że to się nigdy nie zmieni.


Pomimo przeżytych wielu lat razem, nasze uczucie nawet na chwilę nie osłabło. Wciąż jest tak samo silne i niezachwiane, jak na początku. Dlatego też, mogę ze spokojem patrzeć w przyszłość, wiedząc że zawsze możemy na siebie liczyć.