czwartek, 19 października 2017

Epilog



Kilka lat później



Wracam do domu, po kolejnym dniu pracy w szpitalu. Mimo, że bycie lekarzem to odpowiedzialne i często wymagające poświęcenia zajęcie. Nie żałuję obranej drogi, dzięki której wiem, że robię coś pożytecznego. Świadomość, że mogę pomagać innym, cały czas motywuje mnie do stawania się lepszą i poprawiania swoich umiejętności. Staram się jednak zachować, przy tym równowagę i nie zatracić się zupełnie w swojej pasji. Wiedząc, że są osoby, które wyjątkowo potrzebują mojej opieki i uwagi, będąc przy tym całym moim światem i największym skarbem. Dlatego też, choć w przeszłości byłoby to dla mnie nie do pomyślenia, praca nie zajmuje wcale najwyższego miejsca na liście moich priorytetów.



Z uśmiechem na ustach, otwieram drzwi od domu i już na samym wejściu, orientuję się, że nici ze spokojnego i leniwego popołudnia. Korytarz wygląda, jakby przeszło przez niego tornado stulecia. Porozrzucane buty i kurtki, oraz ślady łap naszego psa na całej podłodze. Sugerują, że moja kochana rodzinka, była dziś na wyjątkowo udanym spacerze.
Po ściągnięciu swojego płaszcza, kieruję się w stronę salonu w poszukiwaniu pozostałych mieszkańców domu. Zastanawiając się jak  spędzili resztę dzisiejszego dnia.



Jako pierwszą odnajduję Blankę, oglądającą swoją ulubioną bajkę. Wciąż nie mogę się nadziwić, że moja kochana córeczka, niedawno skończyła już cztery lata. Wydaje się, jakby dopiero wczoraj była słodkim niemowlakiem.
- Mamusia. Jak dobrze, że już jesteś. My też niedawno wróciliśmy, ale moja ulubiona sukienka się poplamiła podczas drogi powrotnej i trzeba coś z nią zrobić - dziewczynka pokazuje mi brązowe plamy, występujące w kilku miejscach, po czym przytula się do mnie.
- Zobaczysz, że jutro będzie jak nowa. Nie martw się. Opowiedz mi lepiej, gdzie byliście? - pytam, wciąż trzymając ją w swoich ramionach.
- W parku i na placu zabawach. Tatuś nie odstępował nas na krok i bawił się razem ze mną i Tomasem. Pomyślałam sobie nawet, że może teraz cały czas, będzie się nami zajmował, zamiast pani Marii? Bo było bardzo fajnie, tylko w drodze powrotnej, zaczął padać deszcz i Moris trochę się ubrudził. Ale to przecież nic złego - domyślam się, że to stąd pojawiły się jego ślady w całym domu.
- A gdzie teraz, podziali się twój braciszek i tata? - rozglądam się za nimi. Ale nie dostrzegam ich nigdzie w pobliżu.
- Na górze. Próbują wykąpać Morisa - widzę, że nawet Blanka nie jest przekonana do ich pomysłu.
- Poczekaj tu na mnie chwilę, skarbie. Zobaczę tylko, co u nich - obawiam się, że wcale nie idzie im najlepiej. Wychodzę z salonu, a brunetka na nowo pogrąża się w oglądaniu kreskówki.



Idę schodami na górę, w poszukiwaniu męża i syna. Już w połowie drogi, słyszę ich przytłumione głosy, dochodzące z łazienki.
- Piesku, proszę cię. Siedź grzecznie, jeszcze chwila i kończymy. Jeśli Cat, zobaczy ciebie i dom w takim stanie, będę miał przechlapane. Przecież jeszcze wczoraj, upierałem się, że codzienne zajmowanie się domem i wami, wcale nie jest takie trudne i wymagające - zrezygnowany głos Hectora, sugeruje mi, że znacznie się przeliczył ze swoimi założeniami.
- Dlaczego akurat teraz, wasza niania musiała zachorować? Akurat w momencie, gdy złapałem drobny uraz i nie mogę trenować? - to retoryczne pytanie, jest zapewne skierowane w stronę naszego syna Tomasa, młodszego brata Blanki.



W momencie, gdy chcę ujawnić swoją obecność, Moris ma wyraźnie dość kąpieli i ucieka z łazienki, udając się na dół zostawiając przy tym kilka kałuży wody i przy okazji ochlapując także mnie. Ku wielkiej radości naszego syna, który jest tym wyraźnie rozbawiony.
Witam się z Tomasem, który jak zwykle nie jest zbyt wylewny w okazywaniu swoich uczuć. Próbując udowodnić, że jest już dużym chłopcem. 



- Cat, skarbie już jesteś? Ja ci zaraz to wszystko wytłumaczę. Mamy tu tylko chwilowe, drobne zamieszanie. Ale wszystko naprawdę jest pod kontrolą - widzę niepewną minę mojego męża, oczekującego mojej reakcji.
Zaczynam się śmiać podchodząc do niego i składając na jego ustach czuły pocałunek. Nie pierwszy już raz, zdarza się że w naszym domu panuje bałagan i jeden wielkie chaos. Wcale mi to jednak nie przeszkadza, dopóki wiem że każdy z nas jest szczęśliwy i dobrze czuje się w tym miejscu.
- To znaczy, że nie jesteś zła? - pyta po chwili.
- Oczywiście, że nie. Bałagan można posprzątać, a najważniejsze że mogliście spędzić razem więcej czasu niż zazwyczaj, dobrze się przy tym bawiąc. Dawno nie było do tego okazji - nie pamiętam już, kiedy dzieci były tak zadowolone.
- Szkoda tylko, że ciebie nie było z nami - w głębi serca, także tego żałuję. Bo wiem, że mimo tego jak bardzo się staram. Nie poświęcam dostatecznie dużo czasu dzieciom i Hectorowi.
- Ale mam dobrą wiadomość. Jutro mam wolny dzień i spędzimy go we czwórkę – informuję.
- Chyba w piątkę. Zapomniałaś o Morisie - poprawia mnie Tomas, przypominając o naszym czworonogu rasy golden retriever. I zarazem jego największym ulubieńcu.
- Oczywiście w piątkę. A teraz idźcie do Blanki, ja zaraz do was dołączę, tylko tu trochę ogarnę - bez żadnych sprzeciwów, spełniają moją prośbę. A ja zastanawiam się, od czego powinnam zacząć.


 

Godzinę później, gdy wspólnymi siłami udało nam się przywrócić dom do poprzedniego stanu, udaję się do kuchni, w celu zrobienia dla nas kolacji. Dostrzegam, że pomieszczenie, wciąż jeszcze nosi ślady, porannej bitwy naszych kochanych dzieci, podczas jedzenia przez nich śniadania. Wiedzieli, że mogą sobie na to bezkarnie pozwolić, w końcu Hector od zawsze pozwalał im na wszystko. W przeciwieństwie do mnie. Dlatego to mi przypadła w tym domu rola, tej złej i surowej. Która wprowadza zakazy i ograniczenia. Na szczęście nie muszę często ich stosować. 



Późnym wieczorem, gdy Blanka i Tomas smacznie śpią. Mogę w końcu przez chwilę odetchnąć. Niezbyt często zdarza mi się, taka chwila tylko dla siebie. Zdążyłam się jednak, już do tego przyzwyczaić. Przy dwójce tak żywiołowych dzieci, jest to praktycznie niemożliwe.
Zastanawiam się nad swoim życiem i wciąż nie mogę uwierzyć, że zostałam obdarzona aż taką ilością szczęścia. Mam wszystko o czym od zawsze marzyłam. Wspaniałe dzieci, kochającego męża i oddanych przyjaciół. Za nic na świecie, nie oddałabym tego.
Gdy pomyślę, jak niewiele dzieliło mnie od tego, żeby to wszystko nie miało miejsca. Doceniam to jeszcze bardziej.



- Jestem strasznie zmęczony. Nasze dzieci mnie wykończyły. Czy nas też w ich wieku, było tak ciężko upilnować? - słyszę pytanie Hectora, który siada obok mnie.
- Może ciebie. Ja byłam bardzo grzecznym dzieckiem. To ty zawsze sprowadzałeś mnie na złą drogę - śmieję się.
- Czyżby? Ciekawe tylko, kto najczęściej wprowadzał nas w kłopoty, przez przez swoją niezaspokojoną ciekawość - z tym muszę się zgodzić, w dzieciństwie miewałam czasami głupie pomysły.
- Przyznaję, byliśmy siebie warci. Ale przynajmniej mamy niezapomniane wspomnienia -  przytulam się do niego.
Wspominając nasze wspólne przygody.


- Jesteś szczęśliwa? - zaskakuje mnie tym pytaniem. Przecież to powinno być oczywiste.
- Jeszcze pytasz? Oczywiście, że tak. Dopóki mam was, nic więcej nie potrzebuję od życia - odpowiadam z pewnością.
- Kocham cię, Cat. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo.
- Ja też cię kocham i jestem pewna, że to się nigdy nie zmieni.


Pomimo przeżytych wielu lat razem, nasze uczucie nawet na chwilę nie osłabło. Wciąż jest tak samo silne i niezachwiane, jak na początku. Dlatego też, mogę ze spokojem patrzeć w przyszłość, wiedząc że zawsze możemy na siebie liczyć.

niedziela, 15 października 2017

Rozdział 22



Wracam do domu, przemierzając skąpane w słońcu ulice Barcelony. Jest lipcowe, ciepłe popołudnie. Wprost idealne do podziwiania miasta dla setek turystów, których mijam po drodze.
Na moje usta wpływa smutny uśmiech, widząc tylu szczęśliwych ludzi, cieszących się życiem. Wiem, że gdyby nie błędy, które popełniłam sama byłabym pewnie jedną z takich osób. Przeszłości jednak nie zmienię.
Przez ostatnie miesiące starałam się nauczyć żyć, ze świadomością że mój związek z Hectorem to zamknięta historia.
Pierwszy tydzień po powrocie do domu, był chyba najgorszy. Praktycznie nie wychodziłam ze swojego pokoju, ku zmartwieniu rodziców. Całe dnie wracałam myślami do przeszłości, nie mając pojęcia jak pozbierać się po wszystkim, co ostatnio mnie spotkało.



Pewnego dnia dotarła do mnie świadomość, że moja izolacja od świata nie ma żadnego sensu i niczego nie zmieni. Dlatego też, wzięłam się w garść i starałam się wrócić do normalności. To był przełomowy moment, zaczęłam się starać pozbierać swoje życie do kupy.
Zaczęłam od wyprostowania spraw na uczelni. Ze względu na dobre wyniki osiągane w przeszłości i nienaganne zachowanie, jakimś cudem zostałam dopuszczona do końcowych egzaminów. Dzięki czemu nie będę musiała powtarzać roku. Od kiedy tylko się o tym dowiedziałam, cały swój czas poświęciłam na naukę. Nie chciałam zmarnować danej mi szansy. Przy okazji mogłam czymś się zająć, unikając tym samym przynajmniej na trochę dręczących myśli. Wysiłek się opłacił, ponieważ w zeszłym tygodniu zdałam ostatni z przygotowanych dla mnie egzaminów.
Nareszcie mogłam w spokoju cieszyć się wakacjami. Starałam się znaleźć, gdzieś ukryte w sobie siły i chęci do tego.
Można powiedzieć, że pogodziłam się z zawodem jaki mnie spotkał. Przynajmniej stwarzałam takie pozory przed najbliższymi i po części samą sobą. Jeszcze tylko czasami, dopada mnie drobny kryzys, szczególnie późną nocą, gdy jestem sama. Pozwalam sobie wtedy na wypłakanie żalu, wciąż we mnie tkwiącego. Staram się nie rozmyślać nad tym, co by było gdybym nie uwierzyła Nicole, wiedząc że nie ma to większego sensu.


Witam się serdecznie z sąsiadką, mieszkającą nieopodal mojego domu i zamieniam z nią parę grzecznościowych zdań. Mam duży sentyment do tej starszej pani, to w końcu w jej domu spędzałam wiele popołudni jako dziecko, gdy rodzice byli w pracy i nie miał się kto mną zająć. Na zawsze zapamiętam smak czekoladowego ciasta, które przyrządzała specjalnie dla mnie.
Gdy już mam się z nią pożegnać, nieoczekiwanie mówi coś co burzy całą moją namiastkę spokoju, jaką udało mi się ostatnio stworzyć.
- Wiedziałaś, że twój przyjaciel z dzieciństwa jest tutaj? Rozmawiałam z nim rano, był tak miły że pomógł mi z zakupami. Pamiętam, że kiedyś byliście nie rozłączni, więc pewnie się cieszysz - nie muszę nawet pytać o kogo chodzi. Doskonale wiedziałam, kto to. 



W pośpiechu i zdenerwowaniu otwieram drzwi od domu. Dopiero znajdując się w jego wnętrzu, oddycham z ulgą. Przecież to było do przewidzenia, że Hector prędzej czy później pojawi się tutaj, aby odwiedzić rodziców. Świadomość, że znów znajduje się tak blisko mnie, przywołuje niechciane uczucia i ogromną tęsknotę. Staram się je zwalczyć, zanim pozbawią mnie energii na resztę dnia. Najbardziej na świecie nie chcę się z nim spotkać. Wiedząc, że jego ponowny widok, zniweczy cały mój trud włożony w zapominanie o nim. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że on również nie jest zainteresowany ponownym spotkaniem ze mną. Wydarzyło się zbyt wiele, abym mogła traktować go jak zwykłego znajomego i normalnie z nim rozmawiać. Nie będzie to możliwe do momentu, gdy nie przestanę go kochać. A odkochiwanie się, jak do tej pory nie wygląda u mnie najlepiej.



Sięgam po swój telefon i wybieram numer przyjaciółki. Regularnie utrzymuję kontakt z Alice. Która w ostatnim czasie okazała mi duże wsparcie, za które będę jej do końca życia niezmiernie wdzięczna.
- Jak mogłaś mi nie powiedzieć, że Hector wybiera się do rodziców? - pytam, gdy tylko słyszę, że odebrała połączenie.
- O czym ty mówisz? O niczym nie miałam pojęcia, przecież on mi się nie spowiada. Poza tym zabroniłaś mi wspominać, choćby słowem na jego temat - przymykam na chwilę oczy starając się uspokoić. Alice ma rację, odcięłam się od wszelkich informacji na temat Hiszpana. Tak było zwyczajniej prościej. Zresztą on sam także nie szukał kontaktu ze mną, co oznacza, że po tym co zrobiłam, naprawdę nie chce mnie znać. Nie powinnam się więc przejmować jego niespodziewaną wizytą. I przestać panikować.



Rozmawiam jeszcze jakiś czas z przyjaciółka, między innymi o jej przeprowadzce na stałe do Londynu. Cieszę się z jej szczęścia i tego, że zdołała ułożyć sobie życie w przeciwieństwie do mnie. To właśnie ona z naszej dwójki, okazał się być bardziej dojrzała.


Przygotowywanie lekkiego obiadu, przerywa mi niespodziewany dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewałam, dlatego niepewnie podążam w ich kierunku. Modlę się, aby tylko moim gościem nie okazał się mieszkaniec domu, położonego obok mojego. Otwieram drzwi i staję przed osobą, której tak bardzo obawiałam się zobaczyć. Natychmiast zalewa mnie fala niechcianych uczuć. Wstrzymuję oddech, nie będąc w stanie wypowiedzieć nawet słowa, wpatrując się jedynie w jego twarz. Dostrzegając, że wbrew moim przewidywaniom, Hector wcale nie wygląda na szczęśliwego i zadowolonego z życia.
Nie chcę jednak robić sobie złudnej nadziei, że również nie pogodził się z naszym rozstaniem. Aby po raz kolejny, gorzko się nie rozczarować. Zapewne pojawił się tu tylko ze zwykłej grzeczności, aby się przywitać. Zmuszony prawdopodobnie do tego przez swoją rodzicielkę.
- Wpuścisz mnie? Chciałbym z tobą porozmawiać, mogłabyś poświęcisz mi parę minut? - z lekkim wahaniem, zapraszam go do środka. Nadal czując się niezręcznie, przebywając w jego towarzystwie. Kiedyś taki brak swobody, byłby nie do pomyślenia.





Udajemy się do salonu. Proszę go żeby usiadł, sama stając w znacznej odległości od niego. Ten dystans, pomaga mi utrzymać nerwy na wodzy.
- Napijesz się czegoś? - proponuję, starannie unikając jego wzroku.
- Nie, dziękuję - odpowiada, a ja tracę możliwość zyskania na czasie. I chwilowego uniknięcia, przebywania w jego towarzystwie.
Twoich rodziców nie ma? - zastanawia się na głos. Rozglądając dookoła.
- Wyjechali na zasłużony urlop. Wrócą za tydzień - odpowiadam mimowolnie. Nalegali, żebym wybrała się razem z nimi. Ale odmówiłam, mając na razie dość podróży. Wolałam spędzić ten czas w domu.
Jak sobie radzisz? - pytasz po chwili milczenia, jakie znów zapanowało pomiędzy nami. Zastanawiam się, co powinnam powiedzieć.
- Całkiem dobrze. Powoli zaczynam wszystko sobie układać, znajome miejsca bardzo mi w tym pomagają - nie przyznaję się do całej prawdy, że wcale nie jest tak kolorowo, jak próbuję to przedstawić.
- Skoro jest tak jak mówisz, to dlaczego wyglądasz na przygaszoną i zniechęconą do życia? Gdzie się podział twój szczery uśmiech? Wcale nie wyglądasz na szczęśliwą - mimo, że bardzo się staram, nie udaje mi się ukryć swojego prawdziwego samopoczucia. Hector, zbyt dobrze mnie zna.
- Chyba nie po to tu przyszedłeś, aby rozmawiać o moim stanie. O czym więc chciałeś ze mną pomówić? - próbuję poznać powód jego wizyty w moim domu. I uniknąć kolejnych, zbędnych pytań.
- O nas. Chciałem cię przeprosić, za to jak cię potraktowałem podczas naszego ostatniego spotkania. Nie próbowałem nawet cię zrozumieć, co nie było w porządku. Cat, tęsknię za tobą. Ostatnie miesiące były dla mnie koszmarem - zaskakują mnie usłyszane słowa. Nie tego się spodziewałam. Przecież powiedział mi jasno, że nie chce mieć dłużej ze mną nic wspólnego. Dlaczego więc zmienił zdanie?
- Mnie też nie było łatwo. Ale to była twoja decyzja. Widocznie słuszna, skoro straciłeś do mnie zaufanie. Hector, czas pogodzić się z tym, że nam nie wyszło - wypowiedzenie tych słów przychodzi mi z wielkim trudem. Ale wiem, że tak będzie dla nas najlepiej.
- Problem w tym, że nie chcę się z tym godzić. Dajmy sobie jeszcze jedną szansę, proszę. Właśnie po to tu jestem - patrzę na jego błagalny wyraz twarzy. Zastanawiając się, co powinnam mu odpowiedzieć. Przecież każdej nocy śniłam o tej szansie i najbardziej na świecie, chciałam usłyszeć te słowa. Mimo wszystko strach przed tym, że kolejny raz może nam nie wyjść jest silniejszy. Tym razem serce przegrywa z rozumem.
- Przepraszam, ale to nie ma sensu. Nie da się zbudować związku bez zaufania. A ja nie poradziłabym sobie kolejny raz z tym, co przeżywam teraz. Nie mam już siły nieustannie cię tracić - wiem, że ranię go tymi słowami. Ale, staram się powstrzymać napływające do oczu łzy. Nie chcę się teraz rozkleić.
- To nie jest tak, że ci nie ufam. Powiedziałem to w złości, wcale tak nie myśląc. Kocham cię, Cat. I nie pozwolę ci znowu odejść - przybliża się do mnie, a ja stroję jak zamurowana, nie potrafiąc zrobić choćby kroku.
- Powinieneś już iść. Proszę cię - błagam, wiedząc że jeśli nadal tu będzie, w końcu ulegnę jego prośbą. Tym samym wystawiając się na kolejne cierpienie. Chcę udać się na górę, licząc że wtedy sobie pójdzie. Jednak mi to uniemożliwia, łapiąc za rękę i zatrzymując.
- Nie mogę, ponieważ nie potrafię już bez ciebie żyć. Nie masz nawet pojęcia, jak brakuje mi twojej obecności, twojego głosu każdego ranka. Wszystkiego, co związanego z tobą, nawet tych książek porozrzucanych po całym domu. Zrobię wszystko, żebyś tylko do mnie wróciła - te wyznania nie ułatwiają mi wytrwać w swoim postanowieniu.
- Naprawdę mi wybaczyłeś? - nie chce mi się w to wierzyć.
- Ostatnio zrozumiałem, dlaczego to zrobiłaś. Zawsze próbowałaś, zadowolić wszystkich wokół oprócz siebie. Wiem, że w gruncie rzeczy, chciałaś dobrze. Nie mam do ciebie o to żalu, bo nigdy nie znalazłem się w takiej sytuacji jak ty. I nie powinienem cię oceniać. Po prostu zostawmy to za sobą - potrzebowałam tych słów, dzięki nim w końcu mogłam pozbyć się nie dających mi spokoju wyrzutów sumienia. 

Wciąż jednak nie wiedziałam, co mam robić. Może jednak warto zaryzykować? Przecież ja także, nie umiem bez niego żyć.


- Cat, powiedz coś - podchodzi jeszcze bliżej, a nasze twarze znajdują się w bardzo bliskiej odległości od siebie.
- Nie zostawiaj mnie nigdy więcej - tylko tyle jestem w stanie powiedzieć, po czym zamyka mi usta pocałunkiem. Natychmiast go odwzajemniam, nie potrafiąc dłużej się opierać. Wciąż nie mogę uwierzyć, że znowu mam go przy sobie. Więc staram się maksymalnie wykorzystać tę chwilę, bojąc się że to wszystko za moment się skończy. A on po prostu zniknie.
- Kocham cię - to pierwsze, co mówię gdy odsuwamy się od siebie. Wciąż jednak mnie obejmuje, jakbym miała za chwilę gdzieś uciec. Nie mam jednak na to najmniejszego zamiaru. Koniec z ucieczkami i rozstaniami.
- Czy to oznacza, że znów jesteśmy razem? - Hector chce się upewnić. Postanawiam nie trzymać go dłużej w niepewności.
- Chyba jesteśmy na siebie skazani - uśmiech się szeroko, po raz pierwszy od kilku miesięcy. Ponownie zaczynamy się całować, próbując nadrobić stracony czas. A ja znów czuję się szczęśliwa. To zawsze osoba Hectora, była tym brakującym elementem w moim życiu. Bez którego nie potrafiłam w pełni korzystać z tego, co może zaoferować mi los.

Wiem już, że nie ważne, co czeka nas w przyszłości. Jestem pewna, że nasza miłość przetrwa wszystko. I nic ani nikt już więcej nas nie rozdzieli. Nie po przeżyliśmy tyle rozstań i samotnych nocy, aby po raz kolejny to zmarnować.

wtorek, 10 października 2017

Rozdział 21


Po wielogodzinnym locie, podczas którego nie mogłam pozbyć się dręczących mnie myśli, o tym jak swoją łatwowiernością wszystko zepsułam. Opuszczam londyńskie lotnisko. Ponownie znajdując się na angielskiej ziemi. Jestem pełna wątpliwości i niepokoju, czy na pewno dobrze robię, po raz kolejny pojawiając się w tym miejscu. Nie wiem, czy mam jeszcze w ogóle prawo, czegokolwiek oczekiwać.
Jest bardzo późny wieczór, a ja zaczynam się zastanawiać, gdzie spędzę dzisiejszą noc.



- Cat, gdzie ty tak pędzisz? Za chwilę Rob powinien już być i nas zabierze. Przed momentem skończyłam z nim właśnie rozmawiać. Przenocujesz dziś u nas - zaczynam odczuwać niepokój, wiedząc że za chwilę spotkam się z kolejną osobą. Mająca mi pewnie za złe moje postępowanie.
- To chyba nie najlepszy pomysł. On na pewno też jest na mnie zły i nie sądzę, że będzie zachwycony moją obecnością w swoim domu - próbuję przekonać dziewczynę, że to nie jest najlepsze rozwiązanie. Niestety innego jeszcze nie wymyśliłam.
- Daj spokój. Akurat on, miał do ciebie najmniej pretensji. Uważał, że musiałaś mieć ważny powód, aby tak się zachować. To w sumie on namówił mi, żebym poleciała do Nowego Jorku. Poza tym ja też mam coś do powiedzenia w kwestii naszych gości. Mieszkamy przecież razem - przypomina mi, że od niedawna mieszka wraz z Holdingiem.



Gdy dostrzegam, idącego w naszą stronę młodego Anglika, czuję narastające zdenerwowanie. Pomimo zapewnień Alice, obawiam się jego reakcji na mój widok.
- Witam ponownie naszą specjalistkę od ucieczek - to pierwsze słowa, jakie kieruje w moją stronę.
- Mnie też miło cię widzieć - odpowiadam, dostrzegając jego niespodziewane dla mnie zadowolenie na nasze ponowne spotkanie.
- Ale namieszałaś, Catalina. Mimo wszystko cieszę się, że znowu mam okazję cię zobaczyć – dziękuję w my,ślach za to, że przynajmniej on, oszczędził mi wyrzutów i wykładu na temat jak głupio postąpiłam.



- Porozmawiacie sobie po drodze, albo jak będziemy w domu. Możemy już jechać? - do naszej rozmowy, dołącza Alice.
- Masz rację, pewnie jesteście zmęczone. Chodźmy - podążam za dwójką przyjaciół. Ciesząc się, że zawsze mogę na nich liczyć.



Większość drogi, którą pokonujemy przesypiam. Będąc wykończona ostatnimi rewelacjami, o których się dowiedziałam i niekończącą się podróżą.
Będąc na miejscu, Alice stara się obudzić mnie w delikatny sposób i zaprasza do środka.
Po czym zaprowadza do pokoju gościnnego, w którym mam spędzić dzisiejszą noc i zostawia samą. Życząc miłego wypoczynku. Nie mam pojęcia, jak odwdzięczę się im za wszystko, co dla mnie robią.
Niewiele myśląc udaję się do łazienki i po krótkim prysznicu. Kładę się do łóżka, przykrywając szczelnie kołdrą. Zmęczenie ponownie bierze górę i po chwili zasypiam, z obawą o nieuchronne stawienie czoła temu, po co tak naprawdę ponownie się tutaj znalazłam.


Odgłos pukania do drzwi, skutecznie wybudza mnie z głębokiego snu. Otwieram oczy, starając się obudzić i zapraszam gościa do środka.
- Zrobiłam ci twoją ulubioną kawę - Alice stawia ją na jednej z szafek, znajdujących się koło łóżka.
- Dziękuję - mówię, robiąc pierwszy łyk ciepłego napoju. Tego było mi właśnie trzeba.
- Drobiazg. Cat, wiesz że możesz zostać u nas tak długo jak tylko chcesz i nie mam zamiaru czegokolwiek ci nakazywać, ale chciałbym wiedzieć kiedy zamierzasz spotkać się z Hectorem? - pytanie przyjaciółki na nowo wprawia mnie w poczucie niepokoju i strachu. Boję się tego spotkania i jego reakcji na to, co mam do powiedzenia. 
- Mam świadomość, że nie powinnam tego odwlekać. Dlatego też, mam zamiar udać się do niego po południu. Obawiam się tylko tego, że po tym co zrobiłam. Nawet nie będzie chciał wysłuchać mnie do końca - to będzie chyba najtrudniejsza rozmowa w moim życiu.
- Postaraj się być dobrej myśli. Może nie będzie tak źle - Alice stara się mnie pocieszyć, nie wychodzi jej to jednak najlepiej.
- Chyba sama w to nie wierzysz. 



- Muszę się zbierać na zajęcia, inaczej się spóźnię. Rob jest na treningu. Poradzisz sobie sama? - słyszę pytanie, tuż przed jej wyjściem.
- Jasne. Nie musisz się o nic martwić - informuję ją.
- Postaram się wrócić jak najszybciej - Alice wychodzi, a ja zostaję sama z głową pełną myśli i nie najlepszym samopoczuciem. Patrzę na zegar wiszący na jednej ze ścian, który nieubłaganie odmierza czas przybliżający mnie, do próby naprawienia tego, co tak łatwo pozwoliłam zniszczyć.



Następną większość część dnia, snuję się po domu przyjaciół bez konkretnego celu. Czekając, aż któreś z nich się pojawi. W końcu jako pierwszy pojawia się Holding. Po krótkiej rozmowie z nim. Postanawiam dłużej nie odkładać nieuniknionego i opuszczam swój tymczasowy azyl.


Stoję przed tak dobrze znanym mi miejscem, które jeszcze do niedawna mogłam nazywać swoim domem. Zdążyłam poznać każdy kąt tego miejsca, praktycznie czując się jak u siebie. A teraz nie potrafię przekroczyć nawet jego furtki, bojąc się reakcji jego właściciela, na moje ponowne pojawienie i wywołania kolejnego zamieszania w jego życiu.



Biorę się jednak w garść i naciskam dzwonek do drzwi, wiedząc że nie mam już odwrotu. Po krótkim momencie wyczekiwania i niepewności, słyszę dźwięk przekręcania zamka i po chwili staję twarzą w twarz z Hectorem. Patrzę na niego, uświadamiając sobie jak bardzo za nim tęskniłam przez te ostatnie miesiące. On jednak, reaguje na mój widok zupełną obojętnością. Jak bym była dla niego, zupełnie obcą osobą. Nigdy wcześniej, nie widziałam w jego oczach takiego chłodu. To tylko daje potwierdzenie temu, jak bardzo go zraniłam.
- Mogę wejść? - pytam niepewnie, starając się jakoś rozpocząć tą niełatwą dla nikogo z nas rozmowę.
- Proszę - mówi oficjalnym tonem i wpuszcza mnie do środka. 


Staram się jakoś poukładać sobie, to co mam do powiedzenia. Ale nie potrafię znaleźć odpowiednich słów. Żadne nie odzwierciedlają tego, co czuję i jak bardzo jest mi przykro, że dopuściłam do tego wszystkiego, co się wydarzyło.
- Hector, ja chciałabym ci wytłumaczyć to co się wydarzyło. Dlaczego tak naprawdę cię zostawiłam i przede wszystkim bardzo za to przeprosić. Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo tego żałuję - zaczynam, ledwo słyszalnym głosem. Starając się zapanować nad jego drżeniem.
-Możesz sobie darować te wyjaśnienia. Wiem już o wszystkim. Alice opowiedziała mi pokrótce co tobą kierowało, zaraz jak tylko jej o wszystkim powiedziałaś - nie wiem czy jestem jej bardziej wdzięczna, że oszczędziła mi tych tłumaczeń. Czy zła, że nie wspominała mi o tym nawet słowem.
- Zrobiłam to bo myślałam, że w tamtej sytuacji tak będzie po prostu lepiej. Nie chciałam być kimś, kto zamknął by drogę do normalnego dzieciństwa temu dziecku, gdyby ono istniało - zamykam na chwilę oczy, starając się powstrzymać napływające do oczu łzy złości, że dałam się na to wszystko, w tak łatwy sposób nabrać.
- Czy ty słyszysz to, co mówisz? Naprawdę uważasz, że twoje zniknięcie cokolwiek by mi ułatwiło? Gdyby to, co Nicole sobie wymyśliła okazało się prawdą. Jak nigdy potrzebowałbym twojego wsparcia. A w zamian otrzymałbym twoje odejście - wiem, że go zawiodłam. Czasu jednak cofnąć się nie da.
- Wiem, że postąpiłam pochopnie i nierozważnie. Chciałam jednak dla ciebie jak najlepiej - próbuję się żałośnie tłumaczyć.
- I twoim zdaniem. Próba zmuszenia mnie do bycia z Nikole, pomimo że nic do niej nie czuję i nigdy nie czułem, a ty doskonale o tym wiedziałaś. Byłaby dla mnie najlepsza? Gratuluję pomysłu - odpowiada mi z kpiną w głosie.
- Dobrze. Przyznaje się, że spanikowałam. Przerosło mnie to wszystko, co od niej usłyszałam. Dodatkowo myśl o niespełnieniu jej nalegań, powodowała u mnie wyrzuty sumienia. Nie chciałam dbać tylko o własne szczęście - staram się wyjaśnić mu, co mną kierowało. Licząc, że może w jakimś stopniu zrozumie.
- Jak mogłaś mi od razu nie powiedzieć, o tym czego się dowiedziałaś od Nicole? Przecież to głównie mnie dotyczyła ta jej mistyfikacja. Od zawsze próbowałaś decydować za nas oboje. Nieważne czy to wtedy, kiedy byliśmy dziećmi i chodziło o jakaś błahostkę, czy teraz. A ja jestem już tym zmęczony, nie potrafię tak dłużej. Od zawsze się różniliśmy, a teraz zrozumiałem, że tego nie da się pogodzić. Mamy zbyt różne priorytety i punkt widzenia - z każdym kolejnym słowem, coraz bardziej tracę nadzieję, że da się jeszcze uratować, to co było pomiędzy nami.
- To wcale nie tak. Naprawdę chciałam ci powiedzieć, ale nie potrafiłam. Poza tym obiecałam jej, że nic ci nie powiem - wiem, że moje słowa brzmią coraz bardziej żałośnie.
- Szkoda tylko, że nie potrafiłaś dotrzymywać obietnic, tych które składałaś mi - każde kolejne wypowiedziane przez niego zdanie. Coraz bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że jesteśmy zbyt mocno poróżnieni, aby dojść do porozumienia.
- Jest chociaż cień nadziei, że kiedyś mi wybaczysz? Ja nadal cię kocham i chciałabym to naprawić - zadaję  nurtujące mnie pytanie. Od jego odpowiedzi zależy cała nasza przyszłość.
- Nie wiem, Cat. Nie jestem teraz w stanie, odpowiedzieć ci na to pytanie. Wiem, że Nicole cię zmanipulowała i padłaś ofiarą jej zemsty na mnie. Ale to cię nie usprawiedliwia. Ja już chyba nie potrafię ci zaufać. Gdybyśmy nawet spróbowali do siebie wrócić. Każdego dnia bałbym się, że znowu pewnego dnia po prostu znikniesz. Kiedy tylko pojawi się jakiś problem, z którym nie będziesz potrafiła sobie poradzić. Uznając, że tak będzie dla nas lepiej. Może za jakiś czas, będę w stanie z tobą normalnie porozmawiać. Wtedy będziemy mogli, spróbować ponownie zostać przyjaciółmi, to wychodziło nam przecież najlepiej. Nie wiem, czy nie zrobiliśmy błędu nie zostając przy przyjaźni - dociera do mnie świadomość, że to naprawdę koniec pomiędzy nami. A to prawdopodobnie nasze ostatnie spotkanie. Nie biorę pod uwagę, tych słów o przyjaźni. Wiedząc, że są tylko marną próbą, dania mi złudnej nadziei na kontynuowanie naszej znajomości. Powinnam wiedzieć o tym od samego początku. 
- Rozumiem. Ale jest jeszcze coś, czego mi nie mówisz. Prawda? - widzę, że nie chodzi wyłącznie o stratę zaufania do mnie. Zbyt długo go znałam, aby tego nie zauważyć, że nie chce mi czegoś powiedzieć.
- Skoro nalegasz, to ci powiem. Wolałem ci tego oszczędzić, ale trudno. Ostatnio poznałem pewną dziewczynę. Bardzo mi pomogła uporać się z twoim odejściem. To jeszcze nic poważnego, ale może się takim w przyszłości stać - w tym momencie moje serce, po raz kolejny rozsypuje się na tysiące maleńkich kawałeczków. Miałam wszystko, co było mi potrzebne do szczęścia i nie potrafiłam tego utrzymać. Przegrałam właściwie z samą sobą i własną naiwnością. Nicole może być z siebie dumna, po części osiągnęła swój cel i udało się jej nas ostatecznie rozdzielić.
- Pójdę już. Nie będę zajmować ci więcej czasu - nie jestem w stanie, dłużej przebywać w jego obecności. To zbyt bolesne.



Idę w kierunku wyjścia, czując przygnębienie i poczucie straty. Nie wiem dlaczego się łudziłam, że mogę cokolwiek naprawić. Powinnam zostawić wszystko, tak jak było. I nie pojawiać się tutaj ponownie. Rozdrapałam tym tylko, dopiero co zagojone rany.
- Catalina, poczekaj - odwracam się w jego stronę z poczuciem wiary, że być może nie wszystko jeszcze stracone.
- Tak? - pytam z rosnącym wyczekiwaniem.
- Co zamierzasz dalej? - nadzieja znika, tak szybko jak się pojawiła. Hector wcale nie zmienił swojego zdania, w stosunku do naszej przyszłości. Jedynie chce poznać moje najbliższe plany.
- Wracam do domu. Muszę poukładać swoje życie na nowo i spróbować odzyskać równowagę - chyba z przyzwyczajenia, zdradzam mu swoje najbliższe zamiary.
- Życzę ci powodzenia - posyła w moją stronę wymuszony uśmiech.
- Ja tobie też - wychodzę na zewnątrz. W myślach dodając jeszcze jedno słowo, którego nie potrafiłam wypowiedzieć na głos - żegnaj.


Dopiero w znacznej odległości od domu Hectora, pozwalam sobie na płacz. Co tylko i wyłącznie cudem, nie kończy się dla mnie tragicznie. Pogrążona w rozpaczy, nieuważnie przechodzę przez ulicę, o mało co nie wpadając pod nadjeżdżający samochód. Przez to wydarzenie, resztę drogi, staram się pokonać z zachowaniem szczególnej ostrożności.



- Naprawdę mi przykro, że to tak się skończyło. Miałam do końca nadzieję, że uda wam się pogodzić - Alice stara się mnie pocieszyć, towarzysząc mi podczas oczekiwania na samolot, dzięki któremu ponownie znajdę się w domu. Tam gdzie od początku było moje miejsce.
- Tak widocznie musiało być. Nie było nam pisane, być razem - staram się pogodzić z nową rzeczywistością.
- Musisz wyjeżdżać? Nie mogłabyś zostać tutaj, przynajmniej  jeszcze kilka tygodni? Przecież pokochałaś to miasto - przyjaciółka stara się mnie przekonać do pozostania.
- Nie potrafię dłużej przebywać w miejscu, gdzie wszystko mi o nim przypomina. Tak nie uda mi się zapomnieć. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jakbym się poczuła. Gdybym przypadkiem spotkała go z tą dziewczyną, o której mi wspominał. Nie zniosłabym ich widoku razem - kolejny raz nie potrafię stawić czoła porażce i wybieram ucieczkę. Ja naprawdę nie potrafię radzić sobie z problemami.
- Gdybym o tym wiedziała. Nie mieszałabym się w wasze sprawy i zostawiła wszystko, tak jak było. Może tak, byłoby lepiej - nie zgadzam się z nią.
- Wtedy nie poznałabym prawdy. Dodatkowo nie pogodziłabym się z tobą. Teraz wiem, że to wyłącznie moja wina. To ja wszystko zniszczyłam - ciężko mi przyznać się błędu, który wyjątkowo dużo mnie kosztuje.



- Masz nas niedługo odwiedzić i nie chcę słyszeć słów sprzeciwu. Będę za tobą tęsknić - Alice na pożegnanie przytula mnie przyjaźnie.
- Ja za wami też. Dzwoń kiedy tylko chcesz. Poza tym to może ty, odwiedzisz mnie? Do zobaczenia - żegnam się z nią, wiedząc że będzie mi jej brakować.



Po raz kolejny znalazłam się w punkcie wyjścia, w swoim życiu. Nie żałuję jednak, tych kilku miesięcy spędzonych w Londynie, gdzie przez chwilę zaznałam poczucia szczęścia. Zdobyłam wspaniałych przyjaciół i nowe doświadczenia. Pomimo jak to wszystko się skończyło, było warto. Choć ponownie straciłam najlepszego przyjaciela i ukochanego mężczyznę w jednym. Nie oddałabym tych chwil spędzonych razem, za nic na świecie.

Może w innym życiu, miejscu i czasie. Ponownie się spotkamy i przeżyjemy wspólnie życie, które tym razem było dla nas czymś nieosiągalnym. Jedyne co mi pozostało to kilka wspomnień, które będą musiały mi wystarczyć na resztę życia. 


Otwieram drzwi od swojego rodzinnego domu. Czując znajomy zapach lawendy. Od razu na moje usta wpływa delikatny uśmiech. Wiem, że to jedyne miejsce, w którym mogę odzyskać spokój.


- Mamo, już jestem - mówię głośno w korytarzu, stawiając walizkę przy ścianie.
- Catalina! Tak się cieszę, że nareszcie cię widzę. Dobrze znów mieć cię przy sobie. Strasznie za tobą z tatą tęskniliśmy - przytulam się do swojej rodzicielki, ciesząc na jej widok.
- Ja za wami też tęskniłam. Mamo, proszę cię. Obiecaj mi, że wszystko się jakoś ułoży. Pogubiłam się i nie mam pojęcia jak mam sobie z tym wszystkim poradzić. Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała, znowu być dzieckiem i nie posiadać żadnych zmartwień - szukam wsparcia u swojej rodzicielki, wiedząc że zawsze mogę na niej polegać.
- Skarbie, wszystko będzie dobrze. Za jakiś czas, spojrzysz na to z innej perspektywy. Mi też jest przykro, że wam nie wyszło. Ale świat się przecież nie skończył, musisz iść naprzód. Nie możesz się załamać i zmarnować swojego życia - łatwo się mówi, trudniej tylko przekuć słowa w czyny.


Wieczorem, leżąc już w swoim wygodnym łóżku. Zastanawiam się, czy kiedyś pozbędę się tej pustki w sercu i z pełnym przekonaniem powiem, że znów jestem szczęśliwa.  Aktualnie nie potrafię sobie tego wyobrazić, ale nie da się przecież przewidzieć przyszłości i tego co zaplanował dla mnie los. Tylko ta myśl trzyma mnie w nadziei, że jeszcze będzie dobrze.

środa, 4 października 2017

Rozdział 20


Nie potrafię zebrać odpowiednich słów i przełamać się, aby rozpocząć rozmowę. Przez co moja rozmówczyni, zaczyna się coraz bardziej niecierpliwić. Wciąż nie mogę uwierzyć, że siedzi na przeciwko mnie, zamiast znajdować się tysiące kilometrów stąd. Nie mam pojęcia jakim cudem, udało się jej tego dokonać, ale musiała być bardzo zdeterminowana. Niekoniecznie musi to oznaczać dla mnie coś dobrego, sądząc po jej nastawieniu do mojej osoby. 



- Catalina, nie po to zadałam sobie tyle trudu, aby się tutaj znaleźć. Żeby jedyne, co otrzymać w zamian to twoje milczenie. Uwierz musiałam być bardzo przekonująca w rozmowie z profesorem, aby zdobyć twój dokładny adres - oschły ton Alice, uświadamia mi, jak bardzo jest na mnie wściekła. 
- Naprawdę się nie domyślasz, dlaczego to zrobiłam? - pytam błagalnie, chcąc oszczędzić sobie tych wszystkich bolesnych wyjaśnień. 
Patrzę na przyjaciółkę, nie wiedząc czy nadal mogę ją tak nazywać. Dostrzegając jej kompletne niezrozumienie moich słów. 
- O czym ty mówisz? Skąd niby mam wiedzieć, czym się kierowałaś, gdy postanowiłaś zerwać wszelkie kontakty z nami. Możesz przestać stosować na mnie te zagadki? - dociera do mnie, że dziewczyna jest zupełnie nieświadoma wydarzeń, które to wszystko spowodowały. 
- Myślałam, że wiesz. Na kilka dni przed moim wyjazdem, Nicole nalegała na spotkanie ze mną. Chciała mi coś przekazać. Zgodziłam się i dowiedziałam się o czymś, co sprawiło że mój świat się zawalił. Powiedziała mi, że jest w ciąży. A dziecko, którego się spodziewa jest Hectora. Uznałam, że w takim wypadku, będzie lepiej jak po prostu zejdę jej z drogi - wracając wspomnieniami, do tamtej rozmowy od nowa czuję bezsilną złość, że to musiało spotkać akurat mnie. Na twarzy Alice, pojawia się kompletne zaskoczenie.
- Przepraszam, że to ja muszę ci to powiedzieć, ale to po prostu nie może być prawda. Nikt po za tobą, do tej pory nie wie o żadnej ciąży. A zwłaszcza Hector, który wciąż zastanawia się dlaczego postanowiłaś go zostawić, bez żadnego sensownego powodu. Ona musiała po prostu cię okłamać, licząc na to, że odniesie to jakiś skutek. Jak widać świetnie się to jej udało - nie dociera do mnie świadomość, usłyszanych słów. Nie chcę nawet nie myśleć, że to może okazać się prawdą.
- To niemożliwe. Przecież na własne oczy widziałam badanie, potwierdzające prawdziwość jej słów. Wszystko się zgadzało - staram się nie dopuszczać do siebie myśli, że padłam ofiarą perfidnej intrygi. 
- Widocznie wszystko sobie perfekcyjnie zaplanowała. Musiała być przygotowana na wszystko. Mimo to, jak mogłaś jej tak łatwo uwierzyć? Doskonale wiedziałaś, że to intrygantka i manipulantka. Powinnaś od razu powiedzieć o tym Hectorowi, wtedy razem byście spróbowali znaleźć wyjście z tej sytuacji. A prędzej czy później, prawda wyszłaby na jaw - Alice zupełnie nie rozumie mojego postępowania. 
- Ja chciałam jedynie niczego nie utrudniać. Wolałam usunąć się z drogi, zanim będzie za późno - jestem w kompletnym szoku. Wygląda na to, że poświęciłam całe swoje szczęście na darmo. 
- Więc zobacz, do czego to cię doprowadziło. Tak kończy się twoja próba, uszczęśliwiania wszystkich na siłę, prócz siebie - jestem coraz bardziej zdołowana, kolejnymi słowami gorzkiej prawdy. 



Nie potrafię dłużej wysiedzieć w jednym miejscu, więc podchodzę do okna. Przynajmniej nie muszę dłużej, znosić potępiającego wzroku blondynki. Skoro ona, jest tak bardzo zawiedziona moim postępowaniem. Jak zareagowałby Hector? On nigdy mi tego nie wybaczy. 
Przez swoją głupią naiwność straciłam wszystko na czym mi zależało. To jeszcze gorsze do zniesienia niż gdyby słowa Nicole były najszczerszą prawdą. 



- A może wytłumaczysz mi, czym ja ci zawiniłam, że do mnie też postanowiłaś przestać się odzywać? - po krótkiej chwili milczenia, Alice znów zasypuje mnie kolejnymi wyrzutami. 
- Niczym. Chciałam po prostu odciąć się od wszystkich, aby uniknąć tych wszystkich pytań i prób nakłonienia mnie do zmiany zdania.  Przepraszam cię, wiem że to było nie w porządku. Nie znalazłam jednak innego rozwiązania - staram się jej wytłumaczyć czym się kierowałam, aby przynajmniej spróbowała mnie zrozumieć. 
- Wiesz, że zwykłe przepraszam nie załatwi sprawy? Jestem na ciebie, wprost wściekła. Bardzo się na tobie zawiodłam - wiem, że zasłużyłam na te wszystkie słowa. Więc przyjmuję je z pokorą.
- Nie oczekuję od ciebie, że będziesz udawała, że wszystko jest w porządku. Mam tylko nadzieję, że może kiedyś mi wybaczysz - wiem, że nie mam prawa oczekiwać czegoś więcej. Muszę także dopuszczać do siebie możliwość, że być może naszej przyjaźni, nie da się już odbudować.



- Więc, co masz zamiar z tym wszystkim zrobić? Kiedy wracasz? - patrzę na nią z niezrozumieniem.
- Wracam? Ja już nie mam do czego wracać. Przecież to nie ma najmniejszego sensu. Jak ty to sobie wyobrażasz? Mam jak gdyby nigdy nic, stanąć przed Hectorem i powiedzieć, że przepraszam, ale musiałam to zrobić dla jego dobra. Jednak kiedy okazało się, że Nicole wszystko to sobie wymyśliła, to postanowiłam wrócić - to wszystko brzmi koszmarnie. Wzbudzając jedynie śmieszność. 
- Właśnie to powinnaś zrobić. Przecież i tak nie masz nic do stracenia. Catalina, weź w końcu sprawy w swoje ręce i przestań chować głowę w piasek. On nadal cię kocha i jestem prawie pewna, że spróbuje ci wybaczyć. Nie możesz teraz stchórzyć, bo będziesz tego żałować do końca życia - podziwiam determinację przyjaciółki i jej nieskończone pokłady optymizmu. Ja nie mam takiej wiary w to, że cokolwiek da się jeszcze naprawić. 
- Przecież mam tutaj zobowiązania, nie mogę tego wszystkiego od tak rzucić - próbuję się wykręcać. 
-Żartujesz? Naprawdę pobyt tutaj, jest dla ciebie ważniejszy od ratowania własnego związku? A może prawdziwym powodem jest ten typek, z którym zastałam was w dwuznacznej sytuacji? Może ty już znalazłaś sobie nową miłość i ja tylko niepotrzebnie się tutaj produkuję? - nie potrafię, pozostać bierna na te spekulacje.
- Alex nic dla mnie znaczy. Lubię go, tylko tyle. A to, co widziałaś to mój błąd, który nie powinien mieć miejsca.  Już tego żałuję, bo doskonale wiesz kogo tak naprawdę kocham - przypominam sobie o swojej dzisiejszej chwili zapomnienia i jest mi jeszcze bardziej wstyd. 
- Więc zrób coś! To się nie może tak skończyć. Do cholery Cat, on planował ci się oświadczyć, jak tylko wrócisz z tego stypendium. Ale potem ty wpadłaś, na ten swój wspaniałomyślny plan - staję jak wryta na jej słowa, nie mogąc w nie uwierzyć. Czego jeszcze się dzisiaj dowiem? Ile jeszcze straciłam, przez swoją głupotę. Po chwili dostrzegam, że Alice uświadomiła sobie, że powiedziała za dużo. Domyślam się, że miała mi tego nie mówić i teraz tego żałuje. 
- Skąd o tym wiesz? - zastanawiam się, jakim cudem posiada takie informacje. 
- Gdybyś przez ostatnie miesiące, nadal ze mną rozmawiała, to wiedziałabyś że od pewnego czasu mam całkiem niezłe źródło informacji. Spotykam się z Robem i tak jakby jesteśmy razem. Kiedyś przez przypadek mi się wygadał. Ale to nie czas na rozmowę o tym - orientuję się jak wiele rzeczy z życia przyjaciół, ominęło mnie w ostatnim czasie. 
- Cieszę się, że przynajmniej tobie zaczęło się układać - posyłam w jen stronę słaby uśmiech, którego niestety nie odwzajemnia

- Powinnam już iść. Za mną bardzo długa podróż i chcę odpocząć. Poza tym, ty powinnaś to wszystko sobie dokładnie przemyśleć. Zostawiam ci tutaj bilet na jutrzejszy lot, którym wracam. Mam nadzieję, że spotkamy się na lotnisku. Proszę cię, posłuchaj choć raz czyjeś dobrej rady - Alice odkłada trzymaną przez siebie rzecz na stolik i wychodzi. Kawałek kartki papieru, to jedyny dowód na to, że rzeczywiście tu była. A wszystko czego się dowiedziałam, nie jest snem. 



Mimo zmęczenia i ogólnego poczucia wyczerpania. Nie udaje mi się zmrużyć oka, chociaż na chwilę. Przez całą noc, biję się z myślami. Nie wiedząc, co zrobić. Czy zostawić wszystko tak jak jest, ostatecznie przekreślając swoją szansę na szczęście, ponieważ nie mam odwagi przyznać się do tego, że to ja wyłącznie ponoszę odpowiedzialność za zniszczenie swojego związku. Czy choć ten jeden raz, zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę, być może w ostatecznym rozrachunku odchodząc z niczym. Nie łudzę się, że to będzie proste zadanie. Jestem nawet bardziej skłonna uwierzyć, że jestem z góry skazana na porażkę. Przecież obiecaliśmy sobie z Hectorem, że między nami, nie będzie żadnych tajemnic i kłamstw. Tym razem to ja, nie dotrzymałam obietnicy. Dlatego nie łudzę się, że mi tak po prostu wybaczy.




Ranek przywitał mnie, zachmurzonym niebem i pojedynczymi spadającymi kroplami deszczu. Spoglądam na zegarek, wiedząc że nie zostało mi już dużo czasu, na podjęcie ostatecznej decyzji. Wpatruję się w bilet, leżący od kilkunastu już godzin w tym samym miejscu, czekający na mój wybór. 

Analizuję wszystkie możliwości i nagle w mojej głowie, pojawia się gotowa odpowiedź dotyczącą tego, co powinnam zrobić. Bez większego zastanowienia, wybiegam z pokoju w celu powiadomienia uczelni o przerwaniu nauki w tym miejscu. Śpieszę się, wiedząc że muszę to szybko załatwić, aby zdążyć na samolot. Przez całą drogę, staram się utwierdzać się w przekonaniu, że tym razem, podjęłam dobrą decyzję. Której później nie pożałuję.




Pakuję wszystkie swoje rzeczy w pośpiechu. Nie dbając o dokładność. Nie wszystko poszło zgodnie z planem, przez co jestem już praktycznie spóźniona. Blisko dwie godziny, zajęło mi przekonywanie że jestem świadoma jakie konsekwencje niesie za sobą moja decyzja. Nie przekonały mnie nawet ostrzeżenia, o być może niezaliczonym roku. Tym będę martwić się później. Moje chaotyczne, wrzucanie wszystkiego co popadnie do walizki, przerywa głośne pukanie do drzwi. 





Otwieram je, stając na przeciwko Alexa. 
- A więc to prawda, co mówią. Ty naprawdę porzucasz wszystko, na co tak ciężko pracowałaś i wyjeżdżasz - widzę, że nie jest zadowolony z tego, co chcę zrobić. Będzie to musiał, jednak zaakceptować.
- Wcześniej porzuciłam dużo więcej ważniejszych dla mnie rzeczy i osób. Dlatego muszę przynajmniej spróbować to naprawić. Może kiedyś, gdy naprawdę kogoś pokochasz zrozumiesz to - patrzę na jego twarz, po której przebiega grymas niezadowolenia. 
- Chyba już wiem, jak to jest być w kimś zakochanym. Szkoda tylko, że na samym starcie w walce o to uczucie, przegrywam. Nie musisz nic mówić, od początku wiedziałem, że to nie miało najmniejszego sensu. Nikt nigdy nie będzie w stanie zastąpić, tego który skradł ci serce. Prawda? - kiwam potakująco głową, gasząc jego ostatni promyk nadziei. 
- Mimo wszystko życzę ci powodzenia. Obyś była szczęśliwa - nie udaje mi się nawet, wypowiedzieć słów podziękowania. Gdy Alex odchodzi. Nie spodziewałam się, że jego uczucia do mnie, są aż tak głębokie. Jest mi go szkoda, z powodu tego, że tak źle ulokował swoją miłość.



Od dłuższego już czasu, próbuję odnaleźć Alice na tym ogromnym lotnisku. Jednakże moje dotychczasowe próby, spełzły na niczym. Gdy jestem już zniechęcona do dalszych poszukiwań, dostrzegam ją z daleka odwróconą do mnie tyłem i rozmawiającą z kimś przez telefon. 



- Nareszcie. Już powoli traciłam wiarę, że się tutaj pojawisz - widzę, że wyraźnie jej ulżyło na mój widok. 
- Sama do końca nie byłam przekonana, czy dobrze robię. Ale teraz nie ma już odwrotu - modlę się tylko, żeby mój powrót do Londynu, nie okazał się totalną klęską. 
- A ja się cieszę , że jednak się zdecydowałaś. Catalina, wszystko będzie dobrze. Zobaczysz - dziewczyna jest do mnie dużo pozytywniej nastawiona niż poprzedniego wieczoru. 
- Dziękuję ci za wszystko. Gdyby nie ty, nie poznałabym prawdy. Twoja upartość tym razem się opłaciła - po raz pierwszy od dłuższego czasu, dostrzegam jej przyjacielski uśmiech, skierowany w moją stronę. 
- Od tego ma się przyjaciół. Ale jeszcze jeden taki numer, a więcej się do ciebie nie odezwę. Zapamiętaj to sobie - wiem, że w jej żartobliwej groźbie, jest dużo prawdy. Dostałam od niej ostatnią szansę, której nie mogę zmarnować.
- Obiecuję, że już nigdy, nie zrobię czegoś podobnego - zapewniam ją. 
- Chodźmy na kawę, mamy jeszcze trochę czasu. Opowiesz mi, jak ci się tutaj podobało. Musisz przez chwilę zająć swoje myśli czymś innym - idę za nią w stronę kawiarni, ciesząc się że znów mogę z nią normalnie porozmawiać. Bardzo mi tego brakowało w ostatnim czasie.

niedziela, 1 października 2017

Rozdział 19


Kolejne dni, zlewają mi się w jedną wielką plątaninę myśli i zdarzeń. Przekształcając się w tygodnie, a następnie miesiące. Wszystko jest dla mnie nadal, tak samo szare, puste i pozbawione sensu. Staram się jednak za wszelką cenę, pójść naprzód. 
Dwa miesiące, dokładnie tyle czasu przebywam już w Stanach. Wydawać by się mogło, że z każdym kolejnym dniem, jestem coraz bardziej pogodzona z rzeczywistością, w jakiej przyszło mi żyć. 
Coraz rzadziej dzwoniący telefon, jest najlepszym dowodem na szybko upływający czas. Wszyscy są coraz mniej zmotywowani do tego, żeby spróbować się ze mną skontaktować. Powoli tracą nadzieję, że może to odnieść jakikolwiek skutek. Jestem nieugięta w swoim postanowieniu o zupełnym zerwaniu kontaktu. 
Wspomnienia zaczynają się coraz bardziej rozmywać, tracąc na swojej wyrazistości. Za jakiś sraną się wyłącznie wyblakłą plamą w pamięci. Radzę sobie coraz lepiej, a wstanie z łóżka, aby rozpocząć kolejny dzień. Przestało być dla mnie wyczynem, porównywalnym ze zdobyciem Mont Everestu. 



Dzisiejszy dzień, jest jednak dużo trudniejszy od pozostałych. Przypomina mi o tym, kolorowe oznaczenie w kalendarzu, którego tak naprawdę wcale nie potrzebuję, bo doskonale wiem, co oznacza dzisiejsza data. I nie możliwe jest, abym kiedykolwiek o niej zapomniała. 
Urodziny Hectora, jeden z najważniejszych dni dla mnie w roku. Gdy byliśmy jeszcze dziećmi, zawsze wstawiałam bladym świtem, aby być pierwszą, która złoży mu życzenia i wręczy prezent, bardzo dokładnie przez siebie wybrany. Dzisiaj nie będę nawet ostatnią, która będzie mogła to zrobić. Właściwie już nigdy, nie będę miała okazji, aby móc życzyć mu czegoś dobrego. 
Tęsknię za nim, dodatkowo bardzo martwiąc się, o to jak sobie radzi. To co zrobiłam, na pewno nie było łatwe do przyjęcia i zaakceptowania. 



Walczę z pokusą zadzwonienia do niego, chociażby po to żeby usłyszeć przez chwilę jego głos. Powstrzymuję się jednak od tego, wiedząc że wszystko skomplikowałoby się jeszcze bardziej. A ponowne rozdrapywanie ran, spowodowałoby tylko większe cierpienie, zarówno moje jak i jego. Lepiej zostawić, wszystko tak jak jest. 



Wkładam ostatni notatnik do torby, z zamiarem wyjścia na pierwsze dzisiaj zajęcia. Gdy powstrzymuje mnie od tego, dźwięk mojego telefonu. 
Dostrzegam, że to mama próbuje się ze mną skontaktować. Bez większego zastanowienia odbieram. Rodzice to jedyne osoby, z którymi się kontaktuję. Są moim jedynym łącznikiem z moim życiem, jakie wiodłan przed pobytem w Nowym Jorku. 
- Cześć, mamo. Co u was? - staram się, aby mój głos brzmiał normalnie i nie zdradzał tęsknoty za domem. Która z każdym dniem, zwiększa na swojej sile.
- W porządku. Nic się nie zmieniło, od kiedy ostatni raz rozmawiałyśmy. Powiedz mi lepiej, jak ty sobie dziecko radzisz? - słyszę troskę mamy i jej niepokój o moje samopoczucie. 
- Jest lepiej. Praktycznie już, przyzwyczaiłam się do pobytu tutaj – odpowiadam, nie będąc do końca szczeraNie chcę jej jednak, jeszcze bardziej martwić. I tak już przysporzyłam jej ostatnio wielu nerwów.
- Hector, znowu wczoraj dzwonił. Pytał czy mam od ciebie jakieś wieści i wprost błagał, abym poprosiła cię, żebyś z nim chociaż raz porozmawiała. On naprawdę wierzy, że wszystko można jeszcze poukładać - praktycznie podczas każdej rozmowy z mamą, słyszę podobne słowa.  
- Doskonale wiesz, że tego nie da się ułożyć. On sam, także powinien o tym wiedzieć - zastanawiam się, dlaczego oni ciągle na mnie nalegają. A mama nawet słowem, nigdy nie wspominała o dziecku. Czyżby nadal o niczym nie wiedziała? Czy tylko, nie chciała dokładać mi powodów do kolejnych cierpień? Do tej pory nie zdradziłam jej, mojego prawdziwego powodu odejścia, nie będąc w stanie ponownie wracać do tych, trudnych dla mnie zdarzeń. Zakładałam, że prędzej czy później i tak dojdzie do niej cała prawda. A wtedy wszystko zrozumie.
- Jak on się czuje? - po raz pierwszy, pytam o coś, co jest związane z Hiszpanem. Po przylocie tutaj, odcięłam się od wszelkich informacji, nie chcąc nic wiedzieć. Zakładając, że tak będzie łatwiej. Jednakże moje postanowienie, zostało dzisiaj całkowicie złamane. 
- Nie jest z nim najlepiej. Nie potrafi się pogodzić z waszym rozstaniem. Nadal bardzo cię kocha i nie potrafi zapomnieć – nie zdobywam się na odwagę, aby zapytać mamy, czy wie coś o Nicole i na temat, możliwego związku pomiędzy nią i Hectorem. Po chwili, uświadamiając sobie swoje marne położenie, tracę całą chęć do jakiejkolwiek rozmowy. I żegnam się z moją rodzicielką. W ogóle nie powinnam poruszać tego tematu, teraz jestem tylko jeszcze bardziej zdołowana.




Wychodzę przed zamieszkiwany przeze mnie budynek i dostrzegam czekającego na mnie Alexa. Chłopak naprawdę zyskuje przy bliższym poznaniu. Dlatego w ostatnim czasie, zaczęłam spędzać z nim więcej czasu. Zawsze to jakaś odskocznia, od ciągłej nauki i zadręczania się przeszłością. 
- Spóźniłaś się - zaczyna na powitanie. Składając na moim policzku, delikatny pocałunek. 
- Miałam ważny telefon - nie zagłębiam się w szczegóły. Alex nie poznał całej prawdy, o tym co wydarzyło się w Londynie. Zdradziłam mu tylko, że mam za sobą bolesne rozstanie. 



Wolnym krokiem ruszamy w stronę uniwersytetu, aby odbyć kolejny dzień wymagających zajęć. 
- Byłbym zapomniał. Pomogłabyś mi z pewną kwestią, poruszaną ostatnio na wykładzie? Nie najlepiej to zrozumiałem - chłopak tłumaczy mi pokrótce z czym ma problem. W ostatnim czasie, Alex wziął się za naukę, chcąc udowodnić, że nie znalazł się w tym miejscu, tylko ze względu na wpływowych rodziców. Zaczyna mi powoli imponować swoim postępowaniem. Od momentu naszego poznania, zaszła w nim duża zmiana. 
- Jasne, że ci pomogę. To może o siedemnastej w bibliotece? - proponuję. 
- Na pewno będę – mówi na pożegnanie, uśmiechając się w moim kierunku. Odwzajemniam jego gest, dostrzegając przy okazji, że towarzyszący mi blondyn ma całkiem ładny uśmiech. 
Szybko jednak porzucam te rozmyślania i udaję się w stronę, gdzie mają odbyć się kolejne zajęcia.




Późnym wieczorem, wracam do swojego pokoju po wspólnej nauce z Alexem, która trochę się nam przeciągnęła. To przez to, że często zamiast rozmawiać na naukowe tematy, poruszaliśmy zupełnie inne kwestie. Dotyczące, chociażby naszych planów na przyszłość.
- Dzięki za miło spędzony wieczór. Jesteś naprawdę, dobrym kolegą - mówię szczerze. Może on, nie zastąpi mi Alice, która była moją najlepszą przyjaciółką, ale od czasu do czasu możemy spędzić ze sobą trochę czasu. 
- To ja, dziękuję za twoją pomoc. Jesteś niezastąpiona. Cieszę się także, że zmieniłaś o mnie zdanie. To naprawdę, wiele dla mnie znaczy - nieoczekiwanie zmniejsza pomiędzy nami, coraz bardziej odległość. Próbuję się od niego odsunąć, czując się niezbyt komfortowo, ale wpadam na drzwi znajdujące się za moimi plecami. 
- Powinieneś już iść. Jest późno, a ja chcę się położyć spać. Przed nami jutro, kolejny ciężki dzień - próbuje zakończyć ten niezręczny moment, zanim będzie za późno. 




Nieoczekiwanie Alex, zamiast odsunąć się ode mnie, najpierw dotyka dłonią mojego policzka, a następnie przyciska swoje wargi do moich w namiętnym pocałunku. W pierwszej sekundzie chcę go od siebie odsunąć i uświadomić, że nigdy więcej nie ma prawa czegoś takiego robić. Skutecznie mi to jednak uniemożliwia, przyciągając jeszcze mocniej do siebie. Nasze ciała, praktycznie całe do siebie przylegają.





Moja silna wola, skutecznie osłabiona przez ostatnie wydarzenia, coraz bardziej słabnie. Po chwili zupełnie, wbrew zdrowemu rozsądkowi, odwzajemniam jego pocałunek, wplatając swoje dłonie w jego włosy. Ignorując wszelkie ostrzeżenia, wysyłane przez mój mózg, że będę tego żałować, dużo prędzej niż myślę.
Tracę nad sobą kontrolę, próbując pozbyć się towarzyszącej mi nieustannie, w ostatnim czasie samotności. Spragniona bliskości drugiej osoby, staram się zrobić na złość całemu otaczającemu mnie światu, za to że pozbawił mnie wszystkiego, co sprawiało że byłam szczęśliwa. Udowadniając, że pomimo rzucanych mi kłód pod nogi, mogę ułożyć sobie życie na nowo. Mam jednak świadomość, że to tylko życzeniowe myślenie. A to co się teraz dzieje, to tylko marna podróbka, tego czego naprawdę pragnę.
Mimo, że odwzajemniam pocałunki Alexa, wcale nie odczuwam przy tym, jakiś głębszych emocji. Nie sprawiają, że skupiam się tylko na nich, sprowadzając swój świat, wyłącznie do osoby stojącej obok. Nie wyłączam przy nich myślenia, starając się żyć wyłącznie przeżywaną chwilą.
Dogłębnie uświadamiam sobie, że nie całują mnie usta, których smak i kształt znam na pamięć. A ich właścicielem nie jest ten, który posiada moje serce na wyłączność. 
Staram się przerwać, tą jedną wielką pomyłkę. Ale ktoś mnie w tym uprzedza. 




- Widzę, że całkiem dobrze ci się tutaj powodzi. Na pewno dużo lepiej niż innym, których tak po prostu postanowiłaś odstawić na bok - słyszę, tak dobrze znany mi głos, teraz przepełniony ironią i złością.



 
Odwracam się i staję naprzeciwko osoby, której w żadnym wypadku nie powinnam tu spotkać. Przecież to, wprost niemożliwe. Zastanawiam się, czy to wszystko nie jest przypadkiem snem, z którego bardzo bym chciała, zaraz się obudzić. 
Patrzę na zdezorientowanego Alexa, który wypowiada jakieś nieskładne słowa pożegnania i zostawia mnie samą z moim niespodziewanym gościem. Nie chcąc mieszać się w moje sprawy, których zupełnie nie rozumie
- Nie zaprosisz mnie do środka? Nie sądzisz, że należą mi się jakieś wyjaśnienia. Wiem, że jesteś zaskoczona moim widokiem, ale Nowy Jork niesie za sobą, wiele tajemnic i niespodzianek, nieprawdaż? A dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych, powinnaś o tym wiedzieć - widzę ten potępiający mnie wzrok i mam ochotę zapaść się pod ziemię. Czuję się jeszcze bardziej winna, gdy na własne oczy dostrzegam jak wiele krzywd wyrządziłam innym swoim postępowaniem. Do którego w głównej mierze zostałam zmuszona, ale wiem, że to nie jest powód do usprawiedliwienia mojej osoby. Miałam przecież wybór. Nikt nigdy mi tego nie wybaczy, nawet się nie łudzę. Nie ważne jest nawet to, że zrobiłam to w imię większego dobra. 




Nie potrafię wypowiedzieć nawet słowa, przez swoje ściśnięte w supeł gardło. Jestem tak bardzo zdenerwowana i zdezorientowana, że nie mogę sobie poradzić z włożeniem klucza do zamka, przez drżące z emocji dłonie. 
Gdy w końcu mi się udaje, otworzyć te cholerne drzwi. Wpuszczam swojego gościa do środka i biorę głęboki wdech. Cała ta sytuacja, zburzyła moją namiastkę spokoju, na którą od tak dawna pracowałam. 
- Usiądź - wskazuję na fotel, stojący przy oknie - mamy przed sobą długą rozmowę. Proszę cię tylko o jedno, zanim mnie ocenisz. Wysłuchaj mnie do końca i przynajmniej spróbuj postawić się, choć przez chwilę na moim miejscu - mówię błagalnie. 
- Dobrze, postaram się. Ale może najpierw zacznij od tego, co wydarzyło się przed chwilą na korytarzu.To twój nowy obiekt westchnień?- słyszę w odpowiedzi słowa, wypowiedziane z kpiną w głosie. 
Przymykam na chwilę oczy, starając się uspokoić. Przy okazji próbuję sobie poukładać w głowie, to co mam do przekazania. To nie będzie łatwa, ani przyjemna rozmowa.