Nastał
w końcu ten dzień, który na zawsze zmieni wszystko. Za kilka
godzin znajdę się na innym kontynencie, aby zrealizować jeden ze
swoich celów. Coraz gorzej radzę sobie ze świadomością, że to
właśnie dzisiaj muszę zostawić za sobą całe swoje dotychczasowe
życie. Pogodzić się z utratą wszystkiego, co było dla mnie
najważniejsze i spróbować o tym zapomnieć. Czuję, że moje
poświęcenie ma zbyt wysoką cenę, ale przecież to najlepsze
wyjście z tej sytuacji w jakiej się znalazłam. Chcę wierzyć, że
postępuję słusznie, a wszyscy, których skrzywdzę kiedyś to
zrozumieją i postarają się mi wybaczyć.
-
Na pewno wszystko spakowałaś i o niczym nie zapomniałaś? -
słyszę pytanie Hectora, które przywraca mnie do rzeczywistości.
Znajdujemy się na lotnisku, oczekując na mój lot. Wiem, że za
chwilę nastąpi najgorsza część tego dnia - nasze pożegnanie. Tym
razem na zawsze. Na samą myśl o tym, czuję jakby, ktoś
wbijał w moje serce, tysiące kłujących igieł.
-
Tak. Pytasz o to chyba już piąty raz. Przejmujesz się tym
wszystkim, bardziej niż ja. Nie denerwuj się tak - próbuję go
uspokoić. Sama będąc kłębkiem nerwów.
-
Jak mam być spokojny? Martwię się o Ciebie, będziesz zdana tylko
na siebie przez tyle czasu. Wiem, że zawsze chcesz radzić sobie ze
wszystkim samodzielnie, ale gdybyś tylko miała jakiś problem, masz mi o
tym od razu powiedzieć, zgoda? - kiwam potakująco głową, czując
się jak największa oszustka na świecie. Przecież okłamuję go w
tak perfidny sposób, pozostawiając nadal w zupełnej nieświadomości.
-
Dobrze, ale naprawdę nie masz się czym przejmować. Nic mi nie
będzie - staram się zachować
spokój i nie pokazywać po sobie, niczego nietypowego. Aby nie
zaczął czegoś podejrzewać. Gdyby się tak stało, wszystko zapewne skomplikowałoby się jeszcze bardziej.
Gdy
nadchodzi czas, w którym mój lot zostaje wywołany, zamykam na
chwilę oczy, próbując zachować opanowanie. Mimo,
że najbardziej na świecie chciałabym przeklinać swój los i
płakać tak długo, aż przyniosłoby to chociaż minimalne
ukojenie.
Modliłam
się, żeby jak
najdłużej powstrzymać nadejście tego momentu. Jednak nie mam na
to wpływu. Tak widocznie, musiało być.
-
Obiecaj mi, że to już ostatnie nasze, tak długie rozstanie. Więcej
nie dam rady ich znieść. Pożegnania od
zawsze
nam nie wychodziły zbyt dobrze, chyba nigdy się ich nie nauczymy –
czuję
jak oczy zaczynają mi się szklić, słysząc te słowa. Wiedząc,
że nie będę mogła spełnić tej obietnicy, mimo że bardzo bym
chciała.
-
Obiecuję - mówię bez
skrupułów, doskonale wiedząc, że moje słowa to jedno wielkie kłamstwo
i łączę ze sobą nasze dłonie w geście fałszywego
zapewnienia. To
ostatnie chwile, gdy mam go tak blisko siebie. Dlatego też,
staram się jak najdłużej nimi nacieszyć. Będą musiały mi
wystarczyć na resztę mojego, beznadziejnego życia.
-
Uważaj na siebie. Zadzwoń, gdy tylko będziesz na miejscu. Już za
tobą cholernie tęsknię. Bardzo cię kocham, pamiętaj o tym. - po
tych słowach, zatracamy się w pocałunku, starając się zawrzeć w
nim wszystkie swoje uczucia. Wiem, że to
nasz ostatni pocałunek, więc staram się żeby trwał jak
najdłużej. Nie mogę znieść myśli, że już więcej nie dane mi
będzie zasmakować tych ust. Liczę jednak na to, że Hector będzie szczęśliwy i ucieszy się na wieść o dziecku. Może
przynajmniej ono, zrekompensuje mu moje zniknięcie.
-
Ja też cię kocham. Najbardziej na świecie.
Chcę żebyś nigdy w to nie zwątpił, nie ważne co się stanie.
Niestety muszę już iść - wypowiedzenie tych słów przychodzi mi
z niezwykłym trudem. Ostatni raz przytulam się do niego i udaję
się powolnym krokiem w stronę wyznaczonego miejsca. Staram się
nie odwracać, wiedząc że nie udałoby mi się powstrzymać łez.
To pożegnanie kosztuje mnie jeszcze więcej niż sądziłam. Wciąż nie
dociera do mnie, że straciłam kogoś, kto był moją największą
miłością.
Podczas
tego, jednego z najzimniejszych dni w roku. Popełniłam najgorszy
błąd swojego życia.
Znajdując
się w przestrzeni powietrznej, rozmyślam o tym jak bardzo moje
życie uległo zmianie, w ciągu ostatnich miesięcy. To był
z najlepszych okresów w mojej dotychczasowej egzystencji. Nareszcie
byłam szczęśliwa, wierząc że tak już pozostanie.
Dzisiejszy dzień jednak wszystko
zniszczył i przekreślił wszystkie nasze plany i marzenia.
W
połowie mojej podróży, zastanawiam się czy Hector znalazł już
mój list, zostawiony na komodzie w sypialni, tuż przed samym moim wyjściem. W którym przepraszam go, że nie powiedziałam mu tego
wprost, ale musimy się rozstać. Bo nie widzę szans na naszą, wspólną przyszłość. Jednocześnie prosząc go, aby nie szukał
ze mną kontaktu i zapomniał o mnie. W życiu nie napisałam więcej kłamstw i kompletnych bzdur niż na tej kartce białego papieru, poplamionego moimi łzami.
Wiem, że musiało go to bardzo
zranić, ale chciałam uniknąć trudnych pytań i pożegnać się z
nim w zgodzie. Czuję się jak tchórz i nie panuję już nad
lecącymi strumieniami łzami z moich oczu. Nie zwracam uwagi na przyglądającą
mi się z niepokojem starszą kobietę, która siedzi obok mnie. Cały
mój idealny świat, rozsypał się w drobny mak, a ja zostałam z
niczym. Nikt nie będzie w stanie mnie zrozumieć.
Przekraczając próg
nowojorskiego lotniska, czuję się zagubiona i nie bardzo wiem, jak
mam odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Nie mam już nikogo, kto
mógłby mnie wesprzeć w tym trudnym dla mnie okresie. Nie mam
pojęcia jak poradzę sobie z nauką i wszystkimi czekającymi na
mnie obowiązkami, skoro jedyne na czym potrafię się skupić, to
przeżywanie swojego przegranego życia.
Kolejne
dni upływają mi na przyzwyczajeniu się do życia w Nowym Jorku i
zapoznania z nowym otoczeniem. Wcale nie jest mi łatwo przystosować
się do nowego miejsca. Sytuacji nie poprawia fakt, nie najlepszego
kontaktu z nowo poznanymi osobami. Z nikim nie potrafię nawiązać
bliższego kontaktu, przez co jeszcze gorzej radzę sobie z tęsknotą
za Londynem. Wszyscy albo są skupieni na nieustannej
nauce, albo zabawie. Ja nie potrafię zastosować żadnej z poznanych
praktyk.
Moim
najczęstszym zajęciem jest wpatrywanie się w nieustannie dzwoniący
telefon. Nikt nie zaakceptował mojej prośby, aby się ze mną nie
kontaktować, a ja z coraz większą trudnością ignoruję te
połączenia.
Zastanawiam
się, czy Nicole powiedziała już Hectorowi, że spodziewa się jego
dziecka. Chciałabym wiedzieć, jak zareagował na tą nowinę, ale
przecież jej obiecałam, że zostawię go w spokoju.
Alice
za to zmieniła taktykę i zasypuję mnie toną wiadomości, wszędzie
gdzie tylko się da. Żądając wyjaśnień. Wiem, że nie powinnam
zostawić jej bez żadnego słowa wyjaśnienia, ale gdybym normalnie
z nią rozmawiała. Prędzej czy później, zmusiłaby mnie do
wyznania prawdy i ciągle przekonywała, jaka jestem głupia.
Schodząc Nicole z drogi i poświęcając wszystko, co było dla mnie
ważne.
Staram
się wziąć w garść i poświęcić bez reszty nauce. Skoro moje
życie prywatne legło w gruzach, powinnam bez reszty poświęcić
się ambicjom naukowym, a następnie zawodowym i przynajmniej na tym polu, spróbować
odnieść sukces.
Siedzę
przy jednym z wolnych stolików w bibliotece, próbując się skupić
na czytaniu jednego z pierwszych rozdziałów podręcznika. Od
początku polubiłam to miejsce, jest jedynym gdzie mogę się skupić
i odciąć od wszystkich problemów.
Niespodziewane
hałas, zakłóca jednak moją równowagę i skupienie. Szukam
wzrokiem jego źródła i dostrzegam jednego z najmniej lubianych
przeze mnie studenta z mojej grupy, który za nic ma obowiązujące
tu zasady i rozmawia z drugim kolegą, praktycznie krzycząc.
Patrzę na nich z politowaniem.
-
Cat, droga koleżanko. Co powiesz na wspólny wypad, dziś wieczorem
do pubu? Przyjdzie większość naszych wspólnych znajomych. Jest
piątek, czas się w końcu trochę rozerwać, po ciężkim tygodniu
pracy - patrzę na Alexa, którego opuścił przyjaciel i zupełnie
nie rozumiem, dlaczego to akurat on wyszedł mi na przeciw z taką
propozycją. Od samego początku, delikatnie mówiąc nie przypadliśmy sobie do gustu.
-
Zapraszasz tą, jak to ostatnio powiedziałeś cytuję: " Mającą
się za nie wiadomo kogo, sztywniaczkę z Europy" - nie mam
zamiaru ukrywać, że słyszałam jego nieprzyjemne opinie na swój
temat, które wygłaszał w przerwie pomiędzy wykładem a pracą w
laboratorium.
-
Daj spokój, przecież tylko żartowałem. Nie bierz tego do siebie.
Wyciągam w twoją stronę pomocną dłoń. Widzę przecież, że
jest ci trudno się przystosować do nowego otoczenia - patrzę na
niego, szukając na jego twarzy oznak jakiegoś podstępu. Nie raz
byłam już świadkiem jego głupich numerów, którymi ofiarami były
niczego nie podejrzewające osoby.
-
Dziękuję za troskę, ale mam inne plany na ten wieczór – kłamię,
tak naprawdę nie wiedząc, co zrobię z tak dużą ilością wolnego
czasu. Będę zapewne się zadręczać i wspominać.
-
Niby jakie? Znowu będziesz się uczyć? Jeszcze trochę i
zamieszkasz tutaj. Przestań być taka nadgorliwa - mówi ironicznym
tonem, coraz bardziej mnie denerwując.
-
To nie twoja sprawa, co robię ze swoim wolnym czasem. Daruj sobie
też durne komentarze. Nic o mnie nie wiesz. A teraz przepraszam, ale muszę
już iść - próbuję wstać z zajmowanego miejsca i opuścić
bibliotekę.
-
Poczekaj. Przepraszam za to, co powiedziałem. Czasem nie myślę.
Chciałbym cię bliżej poznać i to dlatego tak zależy mi na tym
spotkaniu. Przecież to tylko jeden wieczór, proszę – postanawiam
rozważyć jego propozycję. Może to jest dobry pomysł i czas
przestać żyć tym, co się wydarzyło.
-
Zgoda – widzę, że jest zdziwiony moją odpowiedzią.
Czas
przestać być dawną Cataliną i zacząć czerpać z życia
wszystko, co ma do zaoferowania. Tamta osoba, którą byłam, powinna odejść wraz z opuszczeniem przeze mnie londyńskiego lotniska.