sobota, 23 września 2017

Rozdział 17




Ostatnie kilkanaście dni przed moim wyjazdem, upływają mi w nerwowej atmosferze pakowania i załatwiania ostatnich formalności. Dołączając do tego zajęcia na uczelni, nie mam praktycznie w ogóle wolnego czasu. 
Wybiegając w pośpiechu z ostatnich zajęć, aby jak najszybciej znaleźć się w domu. Dostrzegam osobę, której w życiu bym się nie spodziewała tutaj zobaczyć. Jestem zaskoczona jej obecnością w tym miejscu, skąd ona w ogóle wiedziała gdzie mnie szukać?
- Catalina, możemy chwilę porozmawiać? - pyta dziewczyna, zaskakująco przyjaznym głosem. Kompletnie jej nie ufam i najchętniej ominęłabym ją bez słowa.
- Nie sądzę, aby był to dobry pomysł, Nicole - z trudem wypowiadam jej imię. Jej ponowne pojawienie, wywołuje u mnie duży niepokój.  Staram się jednak, nie pokazywać tego po sobie, aby nie dać jej satysfakcji jak ostatnim razem
- To naprawdę ważne. Proszę, poświęć mi maksymalnie piętnaście minut - jej niespotykana grzeczność, jest dla mnie czymś niezwykłym. Ciekawość bierze górę i postanawiam się zgodzić. 
- Dobrze. Tutaj niedaleko jest kawiarnia, chodźmy - przemierzamy drogę w milczeniu. A ja zastanawiam się, czy aby na pewno dobrze robię. Zapewne chce wywołać po raz kolejny zamieszanie i wywołać u mnie kolejne wątpliwości.



Zajmujemy miejsce przy jednym z wolnych stolików, usytuowanych przy oknie. Czekam aż rozpocznie rozmowę, ale ona uparcie milczy.
- To o czym chciałaś ze mną porozmawiać? - pytam z wyczekiwaniem, zdejmując płaszcz i wieszając go na zajmowanym przeze mnie krześle. 
Nicole, zamiast mi odpowiedzieć, szuka czegoś w swojej torebce. Po czym przysuwa w moją stronę białą kopertę. Niczego już nie rozumiem.
- To powinno wiele wyjaśnić, otwórz – patrzy na mnie z wyczekiwaniem.
Z narastającym zdenerwowaniem, drżącymi dłońmi otwieram tą tajemniczą kopertę. Wyciągając jej zawartość. To, co trzymam przed sobą, wywołuje w mojej głowie zupełny mętlik i niezrozumienie. Przecież to niemożliwe. Modlę się, aby to wszystko okazało się złym snem, z którego za chwilę się obudzę.

- To trzeci miesiąc. Więc pewnie się domyślasz, dlaczego tutaj jestem i kto jest ojcem - przymykam na sekundę oczy, starając się uspokoić. Patrzę jeszcze raz na zdjęcie badania USG, nie chcąc uwierzyć w to, że dzieje się naprawdę. Jednak trzymana przeze mnie błyszcząca kartka papieru nie znika. Będąc namacalnym dowodem powstania nowego życia, które wkrótce przyjedzie na świat. 
- Dlaczego to właśnie mi, to pokazujesz? - nadal nie rozumiem, dlaczego powiadomiła o tym mnie. Przecież powinna poinformować zupełnie inną osobę. 
- To chyba jasne. Bo tylko od ciebie zależy, czy to dziecko będzie miało pełną rodzinę - jej słowa są dla mnie niczym brzytwa, tnąca moje serca na kawałeczki. Zaczynam się domyślać, czego oczekuje.
- Czego ty ode mnie tak naprawdę chcesz? - patrzę na nią wyzywająco, chcąc by powiedziała to w końcu wprost. 
- Doskonale obydwie wiemy, że Hector w życiu z własnej woli cię nie zostawi. Podejrzewam, że uzna dziecko i będzie się starał to wszystko ze sobą pogodzić.
Tylko pomyśl, czy chciałabyś wychowywać się w takich warunkach? Mieć weekendowego tatusia i ciebie jako przybraną ciocię? To dziecko kiedyś dorośnie i zacznie zadawać pytania. Jesteś gotowa znieść jego wyrzuty i obarczanie cię winą za zniszczenie jego marzeń o pełnej rodzinie? - Nicole zaczyna grać na moich emocjach. 
- Sugerujesz, że mam go tak po prostu zostawić? Nie rozumiem tylko, skąd twoja pewność, że nawet gdybym to zrobiła, to zdecydowałby się na bycie z tobą - widzę, że uśmiecha się z wyższością w moją stronę. 
- O to się nie martw. Zrozum w końcu, że to ty jesteś jedyną przeszkodą, stojącą na naszej wspólnej drodze - nie mogę uwierzyć,  że los postanowił sobie ze mnie zakpić w taki sposób. 
- Kiedy masz zamiar mu powiedzieć? - wiem, że bardzo prawdopodobne jest, że Nicole mówi prawdę i Hector naprawdę jest ojcem jej dziecka. Zdążyłam już wszystko sobie przeliczyć i daty niestety się zgadzają. 
- Zaraz po tym, jak dowiem się co masz zamiar zrobić. Czy usuniesz się w cień, czy postąpisz egoistycznie, myśląc wyłącznie o sobie. Daję ci tydzień na zastanowienie. I radzę ci zachować tę rozmowę między nami - blondynka bez większego zastanowienia i słowa pożegnania, opuszcza kawiarnię. Zostawiając mnie samą z totalnym chaosem w głowie. 




Wracam do domu, starając się zachowywać normalnie i nie pokazywać po sobie, że coś się stało. Choć najchętniej rozpłakałabym się z powodu swojej bezsilności. Zostałam postawiona w sytuacji bez wyjścia, cokolwiek zrobię i tak ktoś zostanie poszkodowany i będzie cierpiał.
- Cat, kochanie jak dobrze, że już jesteś. Zaczynałem się powoli martwić.  Miałaś być blisko dwie godziny temu - Hector wita mnie czułym pocałunkiem. 
- Przepraszam, ale zagadałam się z Alice i straciłam poczucie czasu - kłamstwo gładko przechodzi mi przez gardło. 
- W porządku. Co robimy z resztą wspólnego wieczoru? Może obejrzymy jakiś film? - zgadzam się na tą propozycję, starając się choć przez chwilę, nie myśleć o tym czego się dzisiaj dowiedziałam. 
Nie mam pojęcia, co mam zrobić. Czy poświęcić własne szczęście i miłość w zamian za zapewnienie temu dziecku normalnego dzieciństwa, czy przez resztę swojego życia odczuwać wyrzuty sumienia, ale mieć przy sobie osobę najbliższą na świecie.

Dodając do tego wszystkiego mój, zbliżający się wielkimi krokami wyjazd do Nowego Jorku, odpowiedź nasuwa się praktycznie sama. Powinnam postąpić, tak jak nakazuje mi sumienie. Tylko jak zrezygnować z czegoś o czym marzyło się najbardziej na świecie?
Dlaczego to musiało spotkać akurat nas? Przecież wszystko miało się nareszcie ułożyć i to my za kilka lat, powinniśmy cieszyć się z naszego wspólnego dziecka i stworzyć szczęśliwą rodzinę




- O czym tak myślisz? Znów się martwisz tym wyjazdem? Wszystko będzie dobrze, poradzimy sobie ze wszystkim razem, przecież wiesz – tylko , że z tym nie mamy możliwości sobie poradzić. 
- Jest w porządku. Jestem tylko zmęczona. Ostatnie dni, mnie wykańczają. Nie mam na nic czasu - staram się być jak najbliższa prawdy, aby Hector nie zaczął nic podejrzewać. Nie jest mi łatwo, ukrywać tego wszystkiego przed nim.
- W takim razie powinnaś odpocząć.  Idź się położyć - jestem mu wdzięczna za zaproponowanie tego.
- Tak chyba zrobię.  




Kolejne dni upływają mi pod znakiem, szukania sposobu na rozwiązania całej tej sytuacji, w której się znalazłam. Wiem, że nie zachowuję się w porządku, zachowując tak ważne informacje dla siebie. Ale to nie ja powinnam być tą, która przyniesie tą nowinę. 
Czuję się tym wszystkim przytłoczona, co odbija się na moim stanie zdrowia. Jestem osłabiona i miewam problemy z koncentracją. 
Nie potrafię pogodzić się z tym, że za kilka miesięcy Hector i Nicole zostaną rodzicami ich wspólnego dziecka. A ja jestem tylko niepotrzebnym elementem, psującym układankę. 
Skoro już teraz ciężko mi zaakceptować to wszystko, jak miałabym sobie poradzić z nieustanną obecnością Nicol w naszym życiu, która zapewne nastawiałaby wszystkich dookoła przeciwko mnie. Byłabym postrzegana jako ta zła i najgorsza. Nie wiem czy byłabym w stanie poradzić sobie z taką presją otoczenia.
Wiem, że najlepszym wyjściem będzie odejście i zrozumienie tego, że nie dane mi było zaznać szczęścia u boku swojej miłości. 




Umawiam się na spotkanie z kobietą, która już w niedalekiej przyszłości zajmie moje miejsce, aby przekazać jej co postanowiłam.  
- Wygrałaś. Zniknę z życia Hectora. W przyszłym tygodniu wyjeżdżam do Nowego Jorku zgodnie z planem. A potem już tutaj nie wrócę. Zerwę z nim wszelkie kontakty, aby nie stawać więcej na waszej drodze - słowa z trudem przechodzą mi przez usta. Jestem pewna, że Hiszpan nigdy nie wybaczy mi tego, co mam zamiar zrobić. Nie potrafię jednak inaczej. Robię to także dla niego, może kiedyś przyjedzie taki czas. Kiedy będę miała szansę mu wszystko wytłumaczyć. A on przynajmniej postara się zrozumieć dlaczego postąpiłam w taki, a nie inny sposób.
- Wiedziałam, że jesteś rozsądna i podejmiesz dobrą decyzję. Twoje odejście będzie dla wszystkich najlepszym rozwiązaniem. Z czasem sama dojedziesz do podobnego wniosku - dostrzegam jej uśmiech zadowolenia na twarzy. Nie mogę znieść myśli, że to ona będzie miała wszystko, czego to ja pragnęłam. 
- Muszę już iść - nie jestem w stanie dłużej przebywać w jej obecności i pośpiesznie wybiegam na zewnątrz.

Zaczynam płakać, wiedząc że nie mam już odwrotu i muszę się pogodzić ze swoją porażką. 



Chciałabym cofnąć czas i w ogóle nie wpaść na pomysł, przyjazdu do Londynu. Wtedy wszystko zostałoby po staremu, a ja nie cierpiałabym tak bardzo jak teraz. 
Nie wiem, jak poradzę sobie ze świadomością,  że nasze zbliżające się rozstanie, będzie ostatecznym początkiem naszego końca. 





Siadam na jednej z wolnych ławek, nie zwracając uwagi na padający deszcz i patrzę bez celu przed siebie. Zamykam się w sobie i zupełnie odcinam od rzeczywistości. Nie przejmuję się nawet przenikającym mnie do głębi zimnem.  Jest mi wszystko jedno i zupełnie ignoruję, ewentualną możliwość choroby.
Z letargu wyrywa mnie dopiero, dzwoniący telefon. 
- Gdzie ty się podziewasz? Przecież byłyśmy umówione - Alice przypomina mi, że miałyśmy się spotkać 
- Przepraszam, zupełnie o tym zapomniałam.  Możemy to przełożyć na jutro? - dziś jestem zbyt wykończona na jakiekolwiek spotkania. 
- Jasne. Nie rozumiem tylko, co się z tobą od kilku dni dzieje,  jesteś strasznie roztargniona. Wiesz, że możesz mi powiedzieć, jeśli coś jest nie w porządku - chciałbym móc się przed kimś wyżalić. Wiem jednak, że Alice zupełnie nie zrozumiałaby, mojej decyzji. Nieustannie namawiając na zmianę zdania. 
- Wydaje ci się. Mam po prostu mnóstwo obowiązków i dlatego wydaję się mniej zorganizowana niż zazwyczaj. Muszę kończyć, do zobaczenia jutro - żegnam się z przyjaciółką, z którą także będę musiała zerwać kontakt. Inaczej nie uda mi się odciąć od mojego życia w tym mieście.
Wolnym krokiem ruszam w stronę domu, wiedząc że nie zostało mi w nim, zbyt wiele czasu do spędzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz