czwartek, 28 września 2017

Rozdział 18


Nastał w końcu ten dzień, który na zawsze zmieni wszystko. Za kilka godzin znajdę się na innym kontynencie, aby zrealizować jeden ze swoich celów. Coraz gorzej radzę sobie ze świadomością, że to właśnie dzisiaj muszę zostawić za sobą całe swoje dotychczasowe życie. Pogodzić się z utratą wszystkiego, co było dla mnie najważniejsze i spróbować o tym zapomnieć. Czuję, że moje poświęcenie ma zbyt wysoką cenę, ale przecież to najlepsze wyjście z tej sytuacji w jakiej się znalazłam. Chcę wierzyć, że postępuję słusznie, a wszyscy, których skrzywdzę kiedyś to zrozumieją i postarają się mi wybaczyć.





- Na pewno wszystko spakowałaś i o niczym nie zapomniałaś?  - słyszę pytanie Hectora, które przywraca mnie do rzeczywistości. Znajdujemy się na lotnisku, oczekując na mój lot. Wiem, że za chwilę nastąpi najgorsza część tego dnia - nasze pożegnanie. Tym razem na zawsze. Na samą myśl o tym, czuję jakby, ktoś wbijał w moje serce, tysiące kłujących igieł. 
- Tak. Pytasz o to chyba już piąty raz. Przejmujesz się tym wszystkim, bardziej niż ja. Nie denerwuj się tak - próbuję go uspokoić. Sama będąc kłębkiem nerwów. 
- Jak mam być spokojny? Martwię się o Ciebie, będziesz zdana tylko na siebie przez tyle czasu. Wiem, że zawsze chcesz radzić sobie ze wszystkim samodzielnie, ale gdybyś tylko miała jakiś problem, masz mi o tym od razu powiedzieć, zgoda? - kiwam potakująco głową, czując się jak największa oszustka na świecie. Przecież okłamuję go w tak perfidny sposób, pozostawiając nadal w zupełnej nieświadomości. 
- Dobrze, ale naprawdę nie masz się czym przejmować. Nic mi nie będzie - staram się zachować spokój i nie pokazywać po sobie, niczego nietypowego. Aby nie zaczął czegoś podejrzewać. Gdyby się tak stało, wszystko zapewne skomplikowałoby się jeszcze bardziej.



Gdy nadchodzi czas, w którym mój lot zostaje wywołany, zamykam na chwilę oczy, próbując zachować opanowanie. Mimo, że najbardziej na świecie chciałabym przeklinać swój los i płakać tak długo, aż przyniosłoby to chociaż minimalne ukojenie. Modliłam się, żeby jak najdłużej powstrzymać nadejście tego momentu. Jednak nie mam na to wpływu. Tak widocznie, musiało być.



- Obiecaj mi, że to już ostatnie nasze, tak długie rozstanie. Więcej nie dam rady ich znieść. Pożegnania od zawsze nam nie wychodziły zbyt dobrze, chyba nigdy się ich nie nauczymy – czuję jak oczy zaczynają mi się szklić, słysząc te słowaWiedząc, że nie będę mogła spełnić tej obietnicy, mimo że bardzo bym chciała. 
- Obiecuję - mówię bez skrupułów, doskonale wiedząc, że moje słowa to jedno wielkie kłamstwo i łączę ze sobą nasze dłonie w geście fałszywego zapewnienia. To ostatnie chwile, gdy mam go tak blisko siebie. Dlatego też, staram się jak najdłużej nimi nacieszyć. Będą musiały mi wystarczyć na resztę mojego, beznadziejnego życia. 
- Uważaj na siebie. Zadzwoń, gdy tylko będziesz na miejscu. Już za tobą cholernie tęsknię. Bardzo cię kocham, pamiętaj o tym. - po tych słowach, zatracamy się w pocałunku, starając się zawrzeć w nim wszystkie swoje uczucia. Wiem, że to nasz ostatni pocałunek, więc staram się żeby trwał jak najdłużej. Nie mogę znieść myśli, że już więcej nie dane mi będzie zasmakować tych ust. Liczę jednak na to, że Hector będzie szczęśliwy i ucieszy się na wieść o dziecku. Może przynajmniej ono, zrekompensuje mu moje zniknięcie.
- Ja też cię kocham. Najbardziej na świecie. Chcę żebyś nigdy w to nie zwątpił, nie ważne co się stanie. Niestety muszę już iść - wypowiedzenie tych słów przychodzi mi z niezwykłym trudem. Ostatni raz przytulam się do niego i udaję się powolnym krokiem w stronę wyznaczonego miejsca. Staram się nie odwracać, wiedząc że nie udałoby mi się powstrzymać łez. To pożegnanie kosztuje mnie jeszcze więcej niż sądziłam. Wciąż nie dociera do mnie, że straciłam kogoś, kto był moją największą miłością.

Podczas tego, jednego z najzimniejszych dni w roku. Popełniłam najgorszy błąd swojego życia. 



Znajdując się w przestrzeni powietrznej, rozmyślam o tym jak bardzo moje życie uległo zmianie, w ciągu ostatnich miesięcy. To był z najlepszych okresów w mojej dotychczasowej egzystencji. Nareszcie byłam szczęśliwa, wierząc że tak już pozostanie. Dzisiejszy dzień jednak wszystko zniszczył i przekreślił wszystkie nasze plany i marzenia.
W połowie mojej podróży, zastanawiam się czy Hector znalazł już mój list, zostawiony na komodzie w sypialni, tuż przed samym moim wyjściem. W którym przepraszam go, że nie powiedziałam mu tego wprost, ale musimy się rozstać. Bo nie widzę szans na naszą, wspólną przyszłość. Jednocześnie prosząc go, aby nie szukał ze mną kontaktu i zapomniał o mnie. W życiu nie napisałam więcej kłamstw i kompletnych bzdur niż na tej kartce białego papieru, poplamionego moimi łzami.
Wiem, że musiało go to bardzo zranić, ale chciałam uniknąć trudnych pytań i pożegnać się z nim w zgodzie. Czuję się jak tchórz i nie panuję już nad lecącymi strumieniami łzami z moich oczu. Nie zwracam uwagi na przyglądającą mi się z niepokojem starszą kobietę, która siedzi obok mnie. Cały mój idealny świat, rozsypał się w drobny mak, a ja zostałam z niczym. Nikt nie będzie w stanie mnie zrozumieć.


Przekraczając próg nowojorskiego lotniska, czuję się zagubiona i nie bardzo wiem, jak mam odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Nie mam już nikogo, kto mógłby mnie wesprzeć w tym trudnym dla mnie okresie. Nie mam pojęcia jak poradzę sobie z nauką i wszystkimi czekającymi na mnie obowiązkami, skoro jedyne na czym potrafię się skupić, to przeżywanie swojego przegranego życia.




Kolejne dni upływają mi na przyzwyczajeniu się do życia w Nowym Jorku i zapoznania z nowym otoczeniem. Wcale nie jest mi łatwo przystosować się do nowego miejsca. Sytuacji nie poprawia fakt, nie najlepszego kontaktu z nowo poznanymi osobami. Z nikim nie potrafię nawiązać bliższego kontaktu, przez co jeszcze gorzej radzę sobie z tęsknotą za Londynem. Wszyscy albo są skupieni na nieustannej nauce, albo zabawie. Ja nie potrafię zastosować żadnej z poznanych praktyk.
Moim najczęstszym zajęciem jest wpatrywanie się w nieustannie dzwoniący telefon. Nikt nie zaakceptował mojej prośby, aby się ze mną nie kontaktować, a ja z coraz większą trudnością ignoruję te połączenia. 
Zastanawiam się, czy Nicole powiedziała już Hectorowi, że spodziewa się jego dziecka. Chciałabym wiedzieć, jak zareagował na tą nowinę, ale przecież jej obiecałam, że zostawię go w spokoju.
Alice za to zmieniła taktykę i zasypuję mnie toną wiadomości, wszędzie gdzie tylko się da. Żądając wyjaśnień. Wiem, że nie powinnam zostawić jej bez żadnego słowa wyjaśnienia, ale gdybym normalnie z nią rozmawiała. Prędzej czy później, zmusiłaby mnie do wyznania prawdy i ciągle przekonywała, jaka jestem głupia. Schodząc Nicole z drogi i poświęcając wszystko, co było dla mnie ważne.
Staram się wziąć w garść i poświęcić bez reszty nauce. Skoro moje życie prywatne legło w gruzach, powinnam bez reszty poświęcić się ambicjom naukowym, a następnie zawodowym i przynajmniej na tym polu, spróbować odnieść sukces.




Siedzę przy jednym z wolnych stolików w bibliotece, próbując się skupić na czytaniu jednego z pierwszych rozdziałów podręcznika. Od początku polubiłam to miejsce, jest jedynym gdzie mogę się skupić i odciąć od wszystkich problemów.
Niespodziewane hałas, zakłóca jednak moją równowagę i skupienie. Szukam wzrokiem jego źródła i dostrzegam jednego z najmniej lubianych przeze mnie studenta z mojej grupy, który za nic ma obowiązujące tu zasady i rozmawia z drugim kolegą, praktycznie krzycząc.
Patrzę na nich z politowaniem.




- Cat, droga koleżanko. Co powiesz na wspólny wypad, dziś wieczorem do pubu? Przyjdzie większość naszych wspólnych znajomych. Jest piątek, czas się w końcu trochę rozerwać, po ciężkim tygodniu pracy - patrzę na Alexa, którego opuścił przyjaciel i zupełnie nie rozumiem, dlaczego to akurat on wyszedł mi na przeciw z taką propozycją. Od samego początku, delikatnie mówiąc nie przypadliśmy sobie do gustu.
- Zapraszasz tą, jak to ostatnio powiedziałeś cytuję: " Mającą się za nie wiadomo kogo, sztywniaczkę z Europy" - nie mam zamiaru ukrywać, że słyszałam jego nieprzyjemne opinie na swój temat, które wygłaszał w przerwie pomiędzy wykładem a pracą w laboratorium. 
- Daj spokój, przecież tylko żartowałem. Nie bierz tego do siebie. Wyciągam w twoją stronę pomocną dłoń. Widzę przecież, że jest ci trudno się przystosować do nowego otoczenia - patrzę na niego, szukając na jego twarzy oznak jakiegoś podstępu. Nie raz byłam już świadkiem jego głupich numerów, którymi ofiarami były niczego nie podejrzewające osoby. 
- Dziękuję za troskę, ale mam inne plany na ten wieczór – kłamię, tak naprawdę nie wiedząc, co zrobię z tak dużą ilością wolnego czasu. Będę zapewne się zadręczać i wspominać. 
- Niby jakie? Znowu będziesz się uczyć? Jeszcze trochę i zamieszkasz tutaj. Przestań być taka nadgorliwa - mówi ironicznym tonem, coraz bardziej mnie denerwując. 
- To nie twoja sprawa, co robię ze swoim wolnym czasem. Daruj sobie też durne komentarze. Nic o mnie nie wiesz. A teraz przepraszam, ale muszę już iść - próbuję wstać z zajmowanego miejsca i opuścić bibliotekę. 
- Poczekaj. Przepraszam za to, co powiedziałem. Czasem nie myślę. Chciałbym cię bliżej poznać i to dlatego tak zależy mi na tym spotkaniu. Przecież to tylko jeden wieczór, proszę – postanawiam rozważyć jego propozycję. Może to jest dobry pomysł i czas przestać żyć tym, co się wydarzyło.
- Zgoda – widzę, że jest zdziwiony moją odpowiedzią.
Czas przestać być dawną Cataliną i zacząć czerpać z życia wszystko, co ma do zaoferowania. Tamta osoba, którą byłam, powinna odejść wraz z opuszczeniem przeze mnie londyńskiego lotniska.



1 komentarz:

  1. Ojć, zachciała mi się płakać przy ich pożegnaniu :( Jestem ciekawa, jak ma się Hector.

    OdpowiedzUsuń