wtorek, 10 października 2017

Rozdział 21


Po wielogodzinnym locie, podczas którego nie mogłam pozbyć się dręczących mnie myśli, o tym jak swoją łatwowiernością wszystko zepsułam. Opuszczam londyńskie lotnisko. Ponownie znajdując się na angielskiej ziemi. Jestem pełna wątpliwości i niepokoju, czy na pewno dobrze robię, po raz kolejny pojawiając się w tym miejscu. Nie wiem, czy mam jeszcze w ogóle prawo, czegokolwiek oczekiwać.
Jest bardzo późny wieczór, a ja zaczynam się zastanawiać, gdzie spędzę dzisiejszą noc.



- Cat, gdzie ty tak pędzisz? Za chwilę Rob powinien już być i nas zabierze. Przed momentem skończyłam z nim właśnie rozmawiać. Przenocujesz dziś u nas - zaczynam odczuwać niepokój, wiedząc że za chwilę spotkam się z kolejną osobą. Mająca mi pewnie za złe moje postępowanie.
- To chyba nie najlepszy pomysł. On na pewno też jest na mnie zły i nie sądzę, że będzie zachwycony moją obecnością w swoim domu - próbuję przekonać dziewczynę, że to nie jest najlepsze rozwiązanie. Niestety innego jeszcze nie wymyśliłam.
- Daj spokój. Akurat on, miał do ciebie najmniej pretensji. Uważał, że musiałaś mieć ważny powód, aby tak się zachować. To w sumie on namówił mi, żebym poleciała do Nowego Jorku. Poza tym ja też mam coś do powiedzenia w kwestii naszych gości. Mieszkamy przecież razem - przypomina mi, że od niedawna mieszka wraz z Holdingiem.



Gdy dostrzegam, idącego w naszą stronę młodego Anglika, czuję narastające zdenerwowanie. Pomimo zapewnień Alice, obawiam się jego reakcji na mój widok.
- Witam ponownie naszą specjalistkę od ucieczek - to pierwsze słowa, jakie kieruje w moją stronę.
- Mnie też miło cię widzieć - odpowiadam, dostrzegając jego niespodziewane dla mnie zadowolenie na nasze ponowne spotkanie.
- Ale namieszałaś, Catalina. Mimo wszystko cieszę się, że znowu mam okazję cię zobaczyć – dziękuję w my,ślach za to, że przynajmniej on, oszczędził mi wyrzutów i wykładu na temat jak głupio postąpiłam.



- Porozmawiacie sobie po drodze, albo jak będziemy w domu. Możemy już jechać? - do naszej rozmowy, dołącza Alice.
- Masz rację, pewnie jesteście zmęczone. Chodźmy - podążam za dwójką przyjaciół. Ciesząc się, że zawsze mogę na nich liczyć.



Większość drogi, którą pokonujemy przesypiam. Będąc wykończona ostatnimi rewelacjami, o których się dowiedziałam i niekończącą się podróżą.
Będąc na miejscu, Alice stara się obudzić mnie w delikatny sposób i zaprasza do środka.
Po czym zaprowadza do pokoju gościnnego, w którym mam spędzić dzisiejszą noc i zostawia samą. Życząc miłego wypoczynku. Nie mam pojęcia, jak odwdzięczę się im za wszystko, co dla mnie robią.
Niewiele myśląc udaję się do łazienki i po krótkim prysznicu. Kładę się do łóżka, przykrywając szczelnie kołdrą. Zmęczenie ponownie bierze górę i po chwili zasypiam, z obawą o nieuchronne stawienie czoła temu, po co tak naprawdę ponownie się tutaj znalazłam.


Odgłos pukania do drzwi, skutecznie wybudza mnie z głębokiego snu. Otwieram oczy, starając się obudzić i zapraszam gościa do środka.
- Zrobiłam ci twoją ulubioną kawę - Alice stawia ją na jednej z szafek, znajdujących się koło łóżka.
- Dziękuję - mówię, robiąc pierwszy łyk ciepłego napoju. Tego było mi właśnie trzeba.
- Drobiazg. Cat, wiesz że możesz zostać u nas tak długo jak tylko chcesz i nie mam zamiaru czegokolwiek ci nakazywać, ale chciałbym wiedzieć kiedy zamierzasz spotkać się z Hectorem? - pytanie przyjaciółki na nowo wprawia mnie w poczucie niepokoju i strachu. Boję się tego spotkania i jego reakcji na to, co mam do powiedzenia. 
- Mam świadomość, że nie powinnam tego odwlekać. Dlatego też, mam zamiar udać się do niego po południu. Obawiam się tylko tego, że po tym co zrobiłam. Nawet nie będzie chciał wysłuchać mnie do końca - to będzie chyba najtrudniejsza rozmowa w moim życiu.
- Postaraj się być dobrej myśli. Może nie będzie tak źle - Alice stara się mnie pocieszyć, nie wychodzi jej to jednak najlepiej.
- Chyba sama w to nie wierzysz. 



- Muszę się zbierać na zajęcia, inaczej się spóźnię. Rob jest na treningu. Poradzisz sobie sama? - słyszę pytanie, tuż przed jej wyjściem.
- Jasne. Nie musisz się o nic martwić - informuję ją.
- Postaram się wrócić jak najszybciej - Alice wychodzi, a ja zostaję sama z głową pełną myśli i nie najlepszym samopoczuciem. Patrzę na zegar wiszący na jednej ze ścian, który nieubłaganie odmierza czas przybliżający mnie, do próby naprawienia tego, co tak łatwo pozwoliłam zniszczyć.



Następną większość część dnia, snuję się po domu przyjaciół bez konkretnego celu. Czekając, aż któreś z nich się pojawi. W końcu jako pierwszy pojawia się Holding. Po krótkiej rozmowie z nim. Postanawiam dłużej nie odkładać nieuniknionego i opuszczam swój tymczasowy azyl.


Stoję przed tak dobrze znanym mi miejscem, które jeszcze do niedawna mogłam nazywać swoim domem. Zdążyłam poznać każdy kąt tego miejsca, praktycznie czując się jak u siebie. A teraz nie potrafię przekroczyć nawet jego furtki, bojąc się reakcji jego właściciela, na moje ponowne pojawienie i wywołania kolejnego zamieszania w jego życiu.



Biorę się jednak w garść i naciskam dzwonek do drzwi, wiedząc że nie mam już odwrotu. Po krótkim momencie wyczekiwania i niepewności, słyszę dźwięk przekręcania zamka i po chwili staję twarzą w twarz z Hectorem. Patrzę na niego, uświadamiając sobie jak bardzo za nim tęskniłam przez te ostatnie miesiące. On jednak, reaguje na mój widok zupełną obojętnością. Jak bym była dla niego, zupełnie obcą osobą. Nigdy wcześniej, nie widziałam w jego oczach takiego chłodu. To tylko daje potwierdzenie temu, jak bardzo go zraniłam.
- Mogę wejść? - pytam niepewnie, starając się jakoś rozpocząć tą niełatwą dla nikogo z nas rozmowę.
- Proszę - mówi oficjalnym tonem i wpuszcza mnie do środka. 


Staram się jakoś poukładać sobie, to co mam do powiedzenia. Ale nie potrafię znaleźć odpowiednich słów. Żadne nie odzwierciedlają tego, co czuję i jak bardzo jest mi przykro, że dopuściłam do tego wszystkiego, co się wydarzyło.
- Hector, ja chciałabym ci wytłumaczyć to co się wydarzyło. Dlaczego tak naprawdę cię zostawiłam i przede wszystkim bardzo za to przeprosić. Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo tego żałuję - zaczynam, ledwo słyszalnym głosem. Starając się zapanować nad jego drżeniem.
-Możesz sobie darować te wyjaśnienia. Wiem już o wszystkim. Alice opowiedziała mi pokrótce co tobą kierowało, zaraz jak tylko jej o wszystkim powiedziałaś - nie wiem czy jestem jej bardziej wdzięczna, że oszczędziła mi tych tłumaczeń. Czy zła, że nie wspominała mi o tym nawet słowem.
- Zrobiłam to bo myślałam, że w tamtej sytuacji tak będzie po prostu lepiej. Nie chciałam być kimś, kto zamknął by drogę do normalnego dzieciństwa temu dziecku, gdyby ono istniało - zamykam na chwilę oczy, starając się powstrzymać napływające do oczu łzy złości, że dałam się na to wszystko, w tak łatwy sposób nabrać.
- Czy ty słyszysz to, co mówisz? Naprawdę uważasz, że twoje zniknięcie cokolwiek by mi ułatwiło? Gdyby to, co Nicole sobie wymyśliła okazało się prawdą. Jak nigdy potrzebowałbym twojego wsparcia. A w zamian otrzymałbym twoje odejście - wiem, że go zawiodłam. Czasu jednak cofnąć się nie da.
- Wiem, że postąpiłam pochopnie i nierozważnie. Chciałam jednak dla ciebie jak najlepiej - próbuję się żałośnie tłumaczyć.
- I twoim zdaniem. Próba zmuszenia mnie do bycia z Nikole, pomimo że nic do niej nie czuję i nigdy nie czułem, a ty doskonale o tym wiedziałaś. Byłaby dla mnie najlepsza? Gratuluję pomysłu - odpowiada mi z kpiną w głosie.
- Dobrze. Przyznaje się, że spanikowałam. Przerosło mnie to wszystko, co od niej usłyszałam. Dodatkowo myśl o niespełnieniu jej nalegań, powodowała u mnie wyrzuty sumienia. Nie chciałam dbać tylko o własne szczęście - staram się wyjaśnić mu, co mną kierowało. Licząc, że może w jakimś stopniu zrozumie.
- Jak mogłaś mi od razu nie powiedzieć, o tym czego się dowiedziałaś od Nicole? Przecież to głównie mnie dotyczyła ta jej mistyfikacja. Od zawsze próbowałaś decydować za nas oboje. Nieważne czy to wtedy, kiedy byliśmy dziećmi i chodziło o jakaś błahostkę, czy teraz. A ja jestem już tym zmęczony, nie potrafię tak dłużej. Od zawsze się różniliśmy, a teraz zrozumiałem, że tego nie da się pogodzić. Mamy zbyt różne priorytety i punkt widzenia - z każdym kolejnym słowem, coraz bardziej tracę nadzieję, że da się jeszcze uratować, to co było pomiędzy nami.
- To wcale nie tak. Naprawdę chciałam ci powiedzieć, ale nie potrafiłam. Poza tym obiecałam jej, że nic ci nie powiem - wiem, że moje słowa brzmią coraz bardziej żałośnie.
- Szkoda tylko, że nie potrafiłaś dotrzymywać obietnic, tych które składałaś mi - każde kolejne wypowiedziane przez niego zdanie. Coraz bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że jesteśmy zbyt mocno poróżnieni, aby dojść do porozumienia.
- Jest chociaż cień nadziei, że kiedyś mi wybaczysz? Ja nadal cię kocham i chciałabym to naprawić - zadaję  nurtujące mnie pytanie. Od jego odpowiedzi zależy cała nasza przyszłość.
- Nie wiem, Cat. Nie jestem teraz w stanie, odpowiedzieć ci na to pytanie. Wiem, że Nicole cię zmanipulowała i padłaś ofiarą jej zemsty na mnie. Ale to cię nie usprawiedliwia. Ja już chyba nie potrafię ci zaufać. Gdybyśmy nawet spróbowali do siebie wrócić. Każdego dnia bałbym się, że znowu pewnego dnia po prostu znikniesz. Kiedy tylko pojawi się jakiś problem, z którym nie będziesz potrafiła sobie poradzić. Uznając, że tak będzie dla nas lepiej. Może za jakiś czas, będę w stanie z tobą normalnie porozmawiać. Wtedy będziemy mogli, spróbować ponownie zostać przyjaciółmi, to wychodziło nam przecież najlepiej. Nie wiem, czy nie zrobiliśmy błędu nie zostając przy przyjaźni - dociera do mnie świadomość, że to naprawdę koniec pomiędzy nami. A to prawdopodobnie nasze ostatnie spotkanie. Nie biorę pod uwagę, tych słów o przyjaźni. Wiedząc, że są tylko marną próbą, dania mi złudnej nadziei na kontynuowanie naszej znajomości. Powinnam wiedzieć o tym od samego początku. 
- Rozumiem. Ale jest jeszcze coś, czego mi nie mówisz. Prawda? - widzę, że nie chodzi wyłącznie o stratę zaufania do mnie. Zbyt długo go znałam, aby tego nie zauważyć, że nie chce mi czegoś powiedzieć.
- Skoro nalegasz, to ci powiem. Wolałem ci tego oszczędzić, ale trudno. Ostatnio poznałem pewną dziewczynę. Bardzo mi pomogła uporać się z twoim odejściem. To jeszcze nic poważnego, ale może się takim w przyszłości stać - w tym momencie moje serce, po raz kolejny rozsypuje się na tysiące maleńkich kawałeczków. Miałam wszystko, co było mi potrzebne do szczęścia i nie potrafiłam tego utrzymać. Przegrałam właściwie z samą sobą i własną naiwnością. Nicole może być z siebie dumna, po części osiągnęła swój cel i udało się jej nas ostatecznie rozdzielić.
- Pójdę już. Nie będę zajmować ci więcej czasu - nie jestem w stanie, dłużej przebywać w jego obecności. To zbyt bolesne.



Idę w kierunku wyjścia, czując przygnębienie i poczucie straty. Nie wiem dlaczego się łudziłam, że mogę cokolwiek naprawić. Powinnam zostawić wszystko, tak jak było. I nie pojawiać się tutaj ponownie. Rozdrapałam tym tylko, dopiero co zagojone rany.
- Catalina, poczekaj - odwracam się w jego stronę z poczuciem wiary, że być może nie wszystko jeszcze stracone.
- Tak? - pytam z rosnącym wyczekiwaniem.
- Co zamierzasz dalej? - nadzieja znika, tak szybko jak się pojawiła. Hector wcale nie zmienił swojego zdania, w stosunku do naszej przyszłości. Jedynie chce poznać moje najbliższe plany.
- Wracam do domu. Muszę poukładać swoje życie na nowo i spróbować odzyskać równowagę - chyba z przyzwyczajenia, zdradzam mu swoje najbliższe zamiary.
- Życzę ci powodzenia - posyła w moją stronę wymuszony uśmiech.
- Ja tobie też - wychodzę na zewnątrz. W myślach dodając jeszcze jedno słowo, którego nie potrafiłam wypowiedzieć na głos - żegnaj.


Dopiero w znacznej odległości od domu Hectora, pozwalam sobie na płacz. Co tylko i wyłącznie cudem, nie kończy się dla mnie tragicznie. Pogrążona w rozpaczy, nieuważnie przechodzę przez ulicę, o mało co nie wpadając pod nadjeżdżający samochód. Przez to wydarzenie, resztę drogi, staram się pokonać z zachowaniem szczególnej ostrożności.



- Naprawdę mi przykro, że to tak się skończyło. Miałam do końca nadzieję, że uda wam się pogodzić - Alice stara się mnie pocieszyć, towarzysząc mi podczas oczekiwania na samolot, dzięki któremu ponownie znajdę się w domu. Tam gdzie od początku było moje miejsce.
- Tak widocznie musiało być. Nie było nam pisane, być razem - staram się pogodzić z nową rzeczywistością.
- Musisz wyjeżdżać? Nie mogłabyś zostać tutaj, przynajmniej  jeszcze kilka tygodni? Przecież pokochałaś to miasto - przyjaciółka stara się mnie przekonać do pozostania.
- Nie potrafię dłużej przebywać w miejscu, gdzie wszystko mi o nim przypomina. Tak nie uda mi się zapomnieć. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jakbym się poczuła. Gdybym przypadkiem spotkała go z tą dziewczyną, o której mi wspominał. Nie zniosłabym ich widoku razem - kolejny raz nie potrafię stawić czoła porażce i wybieram ucieczkę. Ja naprawdę nie potrafię radzić sobie z problemami.
- Gdybym o tym wiedziała. Nie mieszałabym się w wasze sprawy i zostawiła wszystko, tak jak było. Może tak, byłoby lepiej - nie zgadzam się z nią.
- Wtedy nie poznałabym prawdy. Dodatkowo nie pogodziłabym się z tobą. Teraz wiem, że to wyłącznie moja wina. To ja wszystko zniszczyłam - ciężko mi przyznać się błędu, który wyjątkowo dużo mnie kosztuje.



- Masz nas niedługo odwiedzić i nie chcę słyszeć słów sprzeciwu. Będę za tobą tęsknić - Alice na pożegnanie przytula mnie przyjaźnie.
- Ja za wami też. Dzwoń kiedy tylko chcesz. Poza tym to może ty, odwiedzisz mnie? Do zobaczenia - żegnam się z nią, wiedząc że będzie mi jej brakować.



Po raz kolejny znalazłam się w punkcie wyjścia, w swoim życiu. Nie żałuję jednak, tych kilku miesięcy spędzonych w Londynie, gdzie przez chwilę zaznałam poczucia szczęścia. Zdobyłam wspaniałych przyjaciół i nowe doświadczenia. Pomimo jak to wszystko się skończyło, było warto. Choć ponownie straciłam najlepszego przyjaciela i ukochanego mężczyznę w jednym. Nie oddałabym tych chwil spędzonych razem, za nic na świecie.

Może w innym życiu, miejscu i czasie. Ponownie się spotkamy i przeżyjemy wspólnie życie, które tym razem było dla nas czymś nieosiągalnym. Jedyne co mi pozostało to kilka wspomnień, które będą musiały mi wystarczyć na resztę życia. 


Otwieram drzwi od swojego rodzinnego domu. Czując znajomy zapach lawendy. Od razu na moje usta wpływa delikatny uśmiech. Wiem, że to jedyne miejsce, w którym mogę odzyskać spokój.


- Mamo, już jestem - mówię głośno w korytarzu, stawiając walizkę przy ścianie.
- Catalina! Tak się cieszę, że nareszcie cię widzę. Dobrze znów mieć cię przy sobie. Strasznie za tobą z tatą tęskniliśmy - przytulam się do swojej rodzicielki, ciesząc na jej widok.
- Ja za wami też tęskniłam. Mamo, proszę cię. Obiecaj mi, że wszystko się jakoś ułoży. Pogubiłam się i nie mam pojęcia jak mam sobie z tym wszystkim poradzić. Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała, znowu być dzieckiem i nie posiadać żadnych zmartwień - szukam wsparcia u swojej rodzicielki, wiedząc że zawsze mogę na niej polegać.
- Skarbie, wszystko będzie dobrze. Za jakiś czas, spojrzysz na to z innej perspektywy. Mi też jest przykro, że wam nie wyszło. Ale świat się przecież nie skończył, musisz iść naprzód. Nie możesz się załamać i zmarnować swojego życia - łatwo się mówi, trudniej tylko przekuć słowa w czyny.


Wieczorem, leżąc już w swoim wygodnym łóżku. Zastanawiam się, czy kiedyś pozbędę się tej pustki w sercu i z pełnym przekonaniem powiem, że znów jestem szczęśliwa.  Aktualnie nie potrafię sobie tego wyobrazić, ale nie da się przecież przewidzieć przyszłości i tego co zaplanował dla mnie los. Tylko ta myśl trzyma mnie w nadziei, że jeszcze będzie dobrze.

1 komentarz: