Po
wielogodzinnym locie, podczas którego nie mogłam pozbyć się
dręczących mnie myśli, o tym jak swoją łatwowiernością
wszystko zepsułam. Opuszczam londyńskie lotnisko. Ponownie
znajdując się na angielskiej ziemi. Jestem pełna wątpliwości i
niepokoju, czy na pewno dobrze robię, po raz kolejny pojawiając się
w tym miejscu. Nie
wiem, czy mam jeszcze w ogóle prawo, czegokolwiek oczekiwać.
Jest
bardzo późny wieczór, a ja zaczynam się zastanawiać, gdzie
spędzę dzisiejszą noc.
-
Cat, gdzie ty tak pędzisz? Za chwilę Rob powinien już być i nas
zabierze. Przed
momentem skończyłam z nim właśnie rozmawiać.
Przenocujesz dziś u nas - zaczynam odczuwać niepokój, wiedząc że
za chwilę spotkam
się z
kolejną osobą. Mająca mi pewnie
za złe moje postępowanie.
-
To chyba nie najlepszy pomysł. On na pewno też jest na mnie zły i
nie sądzę, że będzie zachwycony moją obecnością w swoim domu -
próbuję przekonać dziewczynę, że to nie jest najlepsze
rozwiązanie. Niestety
innego jeszcze nie wymyśliłam.
-
Daj spokój. Akurat on, miał do ciebie najmniej pretensji. Uważał,
że musiałaś mieć ważny powód, aby tak się zachować. To w
sumie on namówił mi, żebym poleciała do Nowego Jorku. Poza tym ja
też mam coś do powiedzenia w kwestii naszych gości. Mieszkamy
przecież razem - przypomina mi, że od niedawna mieszka wraz z
Holdingiem.
Gdy
dostrzegam, idącego w naszą stronę młodego Anglika, czuję
narastające zdenerwowanie.
Pomimo zapewnień Alice, obawiam się jego reakcji na mój widok.
-
Witam ponownie naszą specjalistkę od ucieczek - to pierwsze słowa,
jakie kieruje w moją stronę.
-
Mnie też miło cię widzieć - odpowiadam, dostrzegając jego
niespodziewane dla
mnie
zadowolenie na nasze ponowne spotkanie.
-
Ale namieszałaś, Catalina.
Mimo wszystko cieszę się, że znowu mam okazję cię zobaczyć –
dziękuję
w my,ślach za to,
że przynajmniej on, oszczędził mi wyrzutów i wykładu na temat
jak głupio postąpiłam.
-
Porozmawiacie sobie po drodze, albo jak będziemy w domu. Możemy już
jechać? - do naszej rozmowy, dołącza Alice.
-
Masz rację, pewnie jesteście zmęczone. Chodźmy - podążam za
dwójką przyjaciół. Ciesząc się, że zawsze
mogę na nich liczyć.
Większość
drogi, którą pokonujemy przesypiam. Będąc wykończona ostatnimi
rewelacjami, o których się dowiedziałam
i niekończącą się podróżą.
Będąc
na miejscu, Alice stara się obudzić mnie w delikatny sposób i
zaprasza do środka.
Po
czym zaprowadza
do pokoju gościnnego, w którym mam spędzić dzisiejszą noc i
zostawia samą. Życząc miłego wypoczynku. Nie
mam pojęcia, jak odwdzięczę się im za wszystko, co dla mnie
robią.
Niewiele
myśląc udaję się do łazienki i po krótkim prysznicu. Kładę
się do łóżka, przykrywając szczelnie kołdrą. Zmęczenie
ponownie bierze górę i po chwili zasypiam, z obawą o nieuchronne
stawienie czoła temu, po co tak naprawdę ponownie się tutaj
znalazłam.
Odgłos
pukania do drzwi, skutecznie wybudza mnie z głębokiego snu.
Otwieram oczy, starając się obudzić i zapraszam gościa do
środka.
-
Zrobiłam ci twoją ulubioną kawę - Alice stawia ją na jednej z
szafek, znajdujących się koło łóżka.
-
Dziękuję - mówię, robiąc pierwszy łyk ciepłego napoju. Tego
było mi właśnie trzeba.
-
Drobiazg. Cat, wiesz że możesz zostać u nas tak długo jak tylko
chcesz i nie mam zamiaru czegokolwiek ci nakazywać, ale chciałbym
wiedzieć kiedy zamierzasz spotkać się z Hectorem? - pytanie
przyjaciółki na nowo wprawia mnie w poczucie niepokoju i strachu.
Boję się tego spotkania i jego reakcji na to, co mam do
powiedzenia.
-
Mam świadomość, że nie powinnam tego odwlekać. Dlatego też, mam
zamiar udać się do niego po południu. Obawiam się tylko tego, że
po tym co zrobiłam. Nawet nie będzie chciał wysłuchać mnie do
końca - to będzie chyba najtrudniejsza rozmowa w moim życiu.
-
Postaraj się być dobrej myśli. Może nie będzie tak źle - Alice
stara się mnie pocieszyć, nie wychodzi jej to jednak najlepiej.
-
Chyba sama w to nie wierzysz.
-
Muszę się zbierać na zajęcia, inaczej się spóźnię. Rob jest
na treningu. Poradzisz sobie sama?
- słyszę pytanie, tuż przed jej wyjściem.
-
Jasne. Nie musisz się o
nic martwić
- informuję ją.
-
Postaram się wrócić jak najszybciej - Alice wychodzi, a ja zostaję
sama z głową pełną myśli i nie najlepszym samopoczuciem. Patrzę
na zegar wiszący na jednej ze ścian, który nieubłaganie odmierza
czas przybliżający mnie, do próby naprawienia tego, co tak łatwo
pozwoliłam zniszczyć.
Następną
większość
część dnia, snuję się po domu przyjaciół bez konkretnego celu.
Czekając, aż któreś z nich się pojawi. W końcu jako pierwszy
pojawia się Holding. Po krótkiej
rozmowie
z nim. Postanawiam dłużej nie odkładać nieuniknionego i opuszczam
swój tymczasowy azyl.
Stoję
przed tak dobrze znanym mi miejscem, które jeszcze do niedawna
mogłam nazywać swoim domem. Zdążyłam poznać każdy kąt tego
miejsca, praktycznie
czując się jak u siebie. A teraz nie potrafię przekroczyć nawet
jego furtki, bojąc się reakcji jego właściciela, na moje ponowne
pojawienie i
wywołania kolejnego zamieszania w jego życiu.
Biorę
się jednak w garść i naciskam dzwonek do drzwi, wiedząc że nie
mam już odwrotu. Po
krótkim momencie wyczekiwania i niepewności, słyszę
dźwięk przekręcania zamka i po chwili staję twarzą w twarz z
Hectorem. Patrzę na niego, uświadamiając sobie jak bardzo za nim
tęskniłam przez te ostatnie miesiące. On jednak, reaguje na mój
widok zupełną obojętnością. Jak bym była dla niego, zupełnie
obcą osobą. Nigdy wcześniej, nie widziałam w jego oczach takiego
chłodu. To tylko daje potwierdzenie temu, jak bardzo go zraniłam.
-
Mogę wejść? - pytam niepewnie, starając się jakoś rozpocząć
tą
niełatwą dla nikogo z nas rozmowę.
-
Proszę - mówi oficjalnym tonem i wpuszcza mnie
do
środka.
Staram
się jakoś poukładać sobie, to co mam do powiedzenia. Ale nie
potrafię znaleźć odpowiednich słów. Żadne nie odzwierciedlają
tego, co czuję i jak bardzo jest mi przykro, że dopuściłam do
tego wszystkiego, co się wydarzyło.
-
Hector, ja chciałabym ci wytłumaczyć to
co się wydarzyło. Dlaczego
tak
naprawdę cię
zostawiłam i przede wszystkim bardzo za to przeprosić. Nie masz
nawet pojęcia, jak bardzo tego żałuję - zaczynam, ledwo
słyszalnym
głosem. Starając się zapanować
nad jego drżeniem.
-Możesz
sobie darować te wyjaśnienia. Wiem już o wszystkim. Alice
opowiedziała mi pokrótce
co tobą kierowało,
zaraz jak
tylko jej o wszystkim powiedziałaś
- nie wiem czy jestem jej bardziej wdzięczna, że oszczędziła mi
tych tłumaczeń. Czy zła, że nie wspominała mi o tym nawet
słowem.
-
Zrobiłam to bo myślałam, że w tamtej sytuacji tak będzie po
prostu lepiej. Nie chciałam być kimś, kto zamknął by drogę do
normalnego dzieciństwa temu dziecku, gdyby ono istniało - zamykam
na chwilę oczy, starając się powstrzymać napływające do oczu
łzy złości, że dałam się na to wszystko, w
tak łatwy sposób nabrać.
-
Czy ty słyszysz to, co mówisz? Naprawdę uważasz, że twoje
zniknięcie cokolwiek by mi ułatwiło? Gdyby to, co Nicole sobie
wymyśliła okazało się prawdą. Jak nigdy potrzebowałbym twojego
wsparcia. A w zamian otrzymałbym twoje odejście - wiem, że go
zawiodłam. Czasu
jednak cofnąć się nie da.
-
Wiem, że postąpiłam pochopnie i nierozważnie. Chciałam jednak
dla ciebie jak najlepiej - próbuję się żałośnie tłumaczyć.
-
I twoim zdaniem. Próba zmuszenia mnie do bycia z Nikole, pomimo że
nic do niej nie czuję i
nigdy nie czułem, a ty doskonale o tym wiedziałaś.
Byłaby dla mnie najlepsza? Gratuluję pomysłu - odpowiada mi z
kpiną w głosie.
-
Dobrze. Przyznaje się, że spanikowałam.
Przerosło mnie to wszystko, co od niej usłyszałam. Dodatkowo myśl
o niespełnieniu
jej nalegań, powodowała
u mnie wyrzuty sumienia. Nie chciałam dbać tylko o własne
szczęście - staram się wyjaśnić mu, co mną kierowało. Licząc,
że może w jakimś stopniu zrozumie.
-
Jak mogłaś mi od razu nie powiedzieć, o tym czego się
dowiedziałaś od Nicole? Przecież to głównie mnie dotyczyła ta
jej mistyfikacja. Od zawsze próbowałaś decydować za nas oboje.
Nieważne czy to wtedy, kiedy byliśmy dziećmi i chodziło o jakaś
błahostkę, czy teraz. A ja jestem już tym zmęczony, nie potrafię
tak dłużej. Od
zawsze się różniliśmy, a teraz zrozumiałem, że tego nie da się
pogodzić. Mamy zbyt różne priorytety i punkt widzenia
- z każdym kolejnym słowem, coraz bardziej tracę nadzieję, że da
się jeszcze uratować, to co było pomiędzy nami.
-
To wcale nie tak. Naprawdę chciałam ci powiedzieć, ale nie
potrafiłam. Poza tym obiecałam jej, że nic ci nie powiem - wiem,
że moje słowa brzmią coraz
bardziej żałośnie.
-
Szkoda tylko, że nie potrafiłaś
dotrzymywać obietnic, tych które składałaś
mi - każde kolejne wypowiedziane przez niego zdanie. Coraz bardziej
utwierdza mnie w przekonaniu, że jesteśmy zbyt mocno poróżnieni,
aby dojść do porozumienia.
-
Jest chociaż cień nadziei, że kiedyś mi wybaczysz? Ja
nadal cię kocham i chciałabym to naprawić
- zadaję nurtujące mnie pytanie. Od
jego odpowiedzi zależy cała nasza przyszłość.
-
Nie wiem, Cat. Nie jestem teraz w stanie, odpowiedzieć ci na to
pytanie. Wiem, że Nicole cię zmanipulowała i padłaś ofiarą jej
zemsty na mnie. Ale to cię nie usprawiedliwia.
Ja już chyba nie potrafię ci zaufać. Gdybyśmy nawet spróbowali
do siebie wrócić. Każdego dnia bałbym się, że znowu pewnego
dnia po
prostu znikniesz. Kiedy
tylko pojawi się jakiś problem, z którym nie będziesz potrafiła
sobie poradzić.
Uznając, że tak będzie dla nas lepiej. Może za jakiś czas, będę
w stanie z tobą normalnie porozmawiać.
Wtedy będziemy mogli, spróbować ponownie zostać przyjaciółmi,
to wychodziło nam przecież najlepiej. Nie wiem, czy nie zrobiliśmy
błędu nie
zostając przy przyjaźni
- dociera do mnie świadomość, że to naprawdę koniec pomiędzy
nami. A to prawdopodobnie nasze ostatnie spotkanie. Nie biorę pod
uwagę, tych słów o przyjaźni. Wiedząc, że są tylko marną
próbą, dania mi złudnej nadziei na
kontynuowanie naszej znajomości. Powinnam
wiedzieć o tym od samego początku.
-
Rozumiem. Ale jest jeszcze coś, czego mi nie mówisz. Prawda? -
widzę, że nie chodzi wyłącznie o stratę zaufania do mnie. Zbyt
długo go znałam, aby tego nie zauważyć, że
nie chce mi czegoś powiedzieć.
-
Skoro nalegasz, to ci powiem. Wolałem
ci tego oszczędzić, ale trudno. Ostatnio
poznałem pewną dziewczynę. Bardzo mi pomogła uporać się z twoim
odejściem. To jeszcze nic poważnego, ale może się takim w
przyszłości
stać - w tym momencie moje serce, po raz kolejny rozsypuje się na
tysiące maleńkich kawałeczków. Miałam
wszystko, co było mi potrzebne do szczęścia i nie potrafiłam tego
utrzymać. Przegrałam
właściwie z samą sobą i własną naiwnością. Nicole może być
z siebie dumna, po części osiągnęła swój cel i udało się jej
nas ostatecznie rozdzielić.
-
Pójdę już. Nie będę zajmować ci więcej czasu - nie jestem w
stanie, dłużej przebywać w jego obecności. To zbyt bolesne.
Idę
w kierunku wyjścia, czując przygnębienie i poczucie straty. Nie
wiem dlaczego się łudziłam, że mogę cokolwiek naprawić.
Powinnam zostawić wszystko, tak jak było. I nie pojawiać się
tutaj ponownie. Rozdrapałam tym tylko, dopiero co zagojone rany.
-
Catalina, poczekaj - odwracam się w jego stronę z poczuciem
wiary,
że być może nie wszystko jeszcze stracone.
-
Tak? - pytam z rosnącym wyczekiwaniem.
-
Co zamierzasz dalej? - nadzieja znika, tak szybko jak się pojawiła.
Hector wcale nie zmienił swojego zdania, w stosunku do naszej
przyszłości. Jedynie chce poznać moje najbliższe plany.
-
Wracam do domu. Muszę poukładać swoje życie na nowo i spróbować
odzyskać równowagę - chyba z przyzwyczajenia, zdradzam mu swoje
najbliższe zamiary.
-
Życzę ci powodzenia - posyła w moją stronę wymuszony uśmiech.
-
Ja tobie też - wychodzę na zewnątrz. W myślach dodając jeszcze
jedno słowo, którego nie potrafiłam wypowiedzieć na głos -
żegnaj.
Dopiero
w znacznej odległości od domu Hectora, pozwalam sobie na płacz. Co
tylko
i wyłącznie
cudem, nie kończy się dla mnie tragicznie. Pogrążona w rozpaczy,
nieuważnie przechodzę przez ulicę, o mało co nie wpadając pod
nadjeżdżający samochód. Przez
to wydarzenie, resztę
drogi, staram się pokonać z zachowaniem szczególnej
ostrożności.
-
Naprawdę mi przykro, że to tak się skończyło. Miałam do końca
nadzieję, że uda wam się pogodzić - Alice stara się mnie
pocieszyć, towarzysząc mi podczas oczekiwania na samolot, dzięki
któremu ponownie znajdę się w domu. Tam gdzie od początku było
moje miejsce.
-
Tak widocznie musiało być. Nie było nam pisane, być razem -
staram się pogodzić z nową rzeczywistością.
-
Musisz wyjeżdżać? Nie mogłabyś zostać tutaj, przynajmniej
jeszcze kilka tygodni? Przecież pokochałaś to miasto -
przyjaciółka stara się mnie przekonać do pozostania.
-
Nie potrafię dłużej przebywać w miejscu, gdzie wszystko mi o nim
przypomina. Tak nie uda mi się zapomnieć. Nawet nie chcę sobie
wyobrażać, jakbym się poczuła. Gdybym przypadkiem spotkała go z
tą dziewczyną, o której mi wspominał. Nie zniosłabym ich widoku
razem - kolejny raz nie potrafię stawić czoła porażce i wybieram
ucieczkę. Ja
naprawdę nie potrafię radzić sobie z problemami.
-
Gdybym o tym wiedziała. Nie mieszałabym się w wasze sprawy i
zostawiła wszystko, tak jak było. Może tak, byłoby lepiej - nie
zgadzam się z nią.
-
Wtedy nie poznałabym prawdy. Dodatkowo nie pogodziłabym się z
tobą. Teraz wiem, że to wyłącznie moja wina. To ja wszystko
zniszczyłam - ciężko mi przyznać się błędu, który wyjątkowo
dużo mnie kosztuje.
-
Masz nas niedługo odwiedzić i
nie chcę słyszeć słów sprzeciwu.
Będę za tobą tęsknić - Alice na pożegnanie przytula mnie
przyjaźnie.
-
Ja za wami też. Dzwoń kiedy tylko chcesz. Poza
tym to może ty, odwiedzisz mnie?
Do zobaczenia - żegnam się z nią, wiedząc że będzie mi jej
brakować.
Po
raz kolejny znalazłam się w punkcie wyjścia, w swoim życiu. Nie
żałuję jednak, tych kilku miesięcy spędzonych w Londynie, gdzie
przez
chwilę zaznałam
poczucia
szczęścia.
Zdobyłam wspaniałych przyjaciół
i nowe doświadczenia. Pomimo jak
to wszystko
się
skończyło, było
warto. Choć ponownie straciłam najlepszego przyjaciela i ukochanego
mężczyznę w jednym. Nie
oddałabym tych chwil spędzonych razem, za nic na świecie.
Może
w innym życiu, miejscu i czasie. Ponownie się spotkamy i przeżyjemy
wspólnie życie, które tym razem było dla nas czymś
nieosiągalnym. Jedyne co mi pozostało to kilka wspomnień, które
będą musiały mi wystarczyć na resztę życia.
Otwieram
drzwi od swojego rodzinnego domu. Czując znajomy zapach lawendy. Od
razu na moje usta wpływa delikatny uśmiech. Wiem,
że to jedyne miejsce, w którym mogę odzyskać spokój.
-
Mamo, już jestem - mówię głośno w korytarzu, stawiając walizkę
przy ścianie.
-
Catalina! Tak się cieszę, że nareszcie cię widzę. Dobrze znów
mieć cię przy sobie. Strasznie za tobą z
tatą tęskniliśmy
- przytulam
się do swojej rodzicielki, ciesząc na jej widok.
-
Ja za wami też tęskniłam.
Mamo, proszę cię. Obiecaj
mi, że wszystko się jakoś ułoży. Pogubiłam się i nie mam
pojęcia jak mam sobie z tym wszystkim poradzić. Nawet
nie wiesz, jak bardzo bym chciała, znowu być dzieckiem i nie
posiadać żadnych zmartwień
- szukam wsparcia u swojej rodzicielki, wiedząc że zawsze mogę na
niej polegać.
-
Skarbie, wszystko będzie dobrze. Za jakiś czas, spojrzysz na to z
innej perspektywy. Mi też jest przykro, że wam nie wyszło. Ale
świat się przecież nie skończył, musisz iść naprzód. Nie
możesz się załamać i zmarnować swojego życia
- łatwo się mówi, trudniej tylko przekuć słowa w
czyny.
Wieczorem,
leżąc już w swoim wygodnym łóżku. Zastanawiam się, czy kiedyś
pozbędę się tej pustki w sercu i z pełnym przekonaniem powiem, że
znów jestem szczęśliwa. Aktualnie nie potrafię sobie tego
wyobrazić, ale nie da
się przecież przewidzieć
przyszłości i tego co zaplanował dla mnie los.
Tylko ta myśl trzyma mnie w nadziei, że jeszcze będzie dobrze.
Héctor, ogarnij się i jej wybacz!
OdpowiedzUsuń