niedziela, 1 października 2017

Rozdział 19


Kolejne dni, zlewają mi się w jedną wielką plątaninę myśli i zdarzeń. Przekształcając się w tygodnie, a następnie miesiące. Wszystko jest dla mnie nadal, tak samo szare, puste i pozbawione sensu. Staram się jednak za wszelką cenę, pójść naprzód. 
Dwa miesiące, dokładnie tyle czasu przebywam już w Stanach. Wydawać by się mogło, że z każdym kolejnym dniem, jestem coraz bardziej pogodzona z rzeczywistością, w jakiej przyszło mi żyć. 
Coraz rzadziej dzwoniący telefon, jest najlepszym dowodem na szybko upływający czas. Wszyscy są coraz mniej zmotywowani do tego, żeby spróbować się ze mną skontaktować. Powoli tracą nadzieję, że może to odnieść jakikolwiek skutek. Jestem nieugięta w swoim postanowieniu o zupełnym zerwaniu kontaktu. 
Wspomnienia zaczynają się coraz bardziej rozmywać, tracąc na swojej wyrazistości. Za jakiś sraną się wyłącznie wyblakłą plamą w pamięci. Radzę sobie coraz lepiej, a wstanie z łóżka, aby rozpocząć kolejny dzień. Przestało być dla mnie wyczynem, porównywalnym ze zdobyciem Mont Everestu. 



Dzisiejszy dzień, jest jednak dużo trudniejszy od pozostałych. Przypomina mi o tym, kolorowe oznaczenie w kalendarzu, którego tak naprawdę wcale nie potrzebuję, bo doskonale wiem, co oznacza dzisiejsza data. I nie możliwe jest, abym kiedykolwiek o niej zapomniała. 
Urodziny Hectora, jeden z najważniejszych dni dla mnie w roku. Gdy byliśmy jeszcze dziećmi, zawsze wstawiałam bladym świtem, aby być pierwszą, która złoży mu życzenia i wręczy prezent, bardzo dokładnie przez siebie wybrany. Dzisiaj nie będę nawet ostatnią, która będzie mogła to zrobić. Właściwie już nigdy, nie będę miała okazji, aby móc życzyć mu czegoś dobrego. 
Tęsknię za nim, dodatkowo bardzo martwiąc się, o to jak sobie radzi. To co zrobiłam, na pewno nie było łatwe do przyjęcia i zaakceptowania. 



Walczę z pokusą zadzwonienia do niego, chociażby po to żeby usłyszeć przez chwilę jego głos. Powstrzymuję się jednak od tego, wiedząc że wszystko skomplikowałoby się jeszcze bardziej. A ponowne rozdrapywanie ran, spowodowałoby tylko większe cierpienie, zarówno moje jak i jego. Lepiej zostawić, wszystko tak jak jest. 



Wkładam ostatni notatnik do torby, z zamiarem wyjścia na pierwsze dzisiaj zajęcia. Gdy powstrzymuje mnie od tego, dźwięk mojego telefonu. 
Dostrzegam, że to mama próbuje się ze mną skontaktować. Bez większego zastanowienia odbieram. Rodzice to jedyne osoby, z którymi się kontaktuję. Są moim jedynym łącznikiem z moim życiem, jakie wiodłan przed pobytem w Nowym Jorku. 
- Cześć, mamo. Co u was? - staram się, aby mój głos brzmiał normalnie i nie zdradzał tęsknoty za domem. Która z każdym dniem, zwiększa na swojej sile.
- W porządku. Nic się nie zmieniło, od kiedy ostatni raz rozmawiałyśmy. Powiedz mi lepiej, jak ty sobie dziecko radzisz? - słyszę troskę mamy i jej niepokój o moje samopoczucie. 
- Jest lepiej. Praktycznie już, przyzwyczaiłam się do pobytu tutaj – odpowiadam, nie będąc do końca szczeraNie chcę jej jednak, jeszcze bardziej martwić. I tak już przysporzyłam jej ostatnio wielu nerwów.
- Hector, znowu wczoraj dzwonił. Pytał czy mam od ciebie jakieś wieści i wprost błagał, abym poprosiła cię, żebyś z nim chociaż raz porozmawiała. On naprawdę wierzy, że wszystko można jeszcze poukładać - praktycznie podczas każdej rozmowy z mamą, słyszę podobne słowa.  
- Doskonale wiesz, że tego nie da się ułożyć. On sam, także powinien o tym wiedzieć - zastanawiam się, dlaczego oni ciągle na mnie nalegają. A mama nawet słowem, nigdy nie wspominała o dziecku. Czyżby nadal o niczym nie wiedziała? Czy tylko, nie chciała dokładać mi powodów do kolejnych cierpień? Do tej pory nie zdradziłam jej, mojego prawdziwego powodu odejścia, nie będąc w stanie ponownie wracać do tych, trudnych dla mnie zdarzeń. Zakładałam, że prędzej czy później i tak dojdzie do niej cała prawda. A wtedy wszystko zrozumie.
- Jak on się czuje? - po raz pierwszy, pytam o coś, co jest związane z Hiszpanem. Po przylocie tutaj, odcięłam się od wszelkich informacji, nie chcąc nic wiedzieć. Zakładając, że tak będzie łatwiej. Jednakże moje postanowienie, zostało dzisiaj całkowicie złamane. 
- Nie jest z nim najlepiej. Nie potrafi się pogodzić z waszym rozstaniem. Nadal bardzo cię kocha i nie potrafi zapomnieć – nie zdobywam się na odwagę, aby zapytać mamy, czy wie coś o Nicole i na temat, możliwego związku pomiędzy nią i Hectorem. Po chwili, uświadamiając sobie swoje marne położenie, tracę całą chęć do jakiejkolwiek rozmowy. I żegnam się z moją rodzicielką. W ogóle nie powinnam poruszać tego tematu, teraz jestem tylko jeszcze bardziej zdołowana.




Wychodzę przed zamieszkiwany przeze mnie budynek i dostrzegam czekającego na mnie Alexa. Chłopak naprawdę zyskuje przy bliższym poznaniu. Dlatego w ostatnim czasie, zaczęłam spędzać z nim więcej czasu. Zawsze to jakaś odskocznia, od ciągłej nauki i zadręczania się przeszłością. 
- Spóźniłaś się - zaczyna na powitanie. Składając na moim policzku, delikatny pocałunek. 
- Miałam ważny telefon - nie zagłębiam się w szczegóły. Alex nie poznał całej prawdy, o tym co wydarzyło się w Londynie. Zdradziłam mu tylko, że mam za sobą bolesne rozstanie. 



Wolnym krokiem ruszamy w stronę uniwersytetu, aby odbyć kolejny dzień wymagających zajęć. 
- Byłbym zapomniał. Pomogłabyś mi z pewną kwestią, poruszaną ostatnio na wykładzie? Nie najlepiej to zrozumiałem - chłopak tłumaczy mi pokrótce z czym ma problem. W ostatnim czasie, Alex wziął się za naukę, chcąc udowodnić, że nie znalazł się w tym miejscu, tylko ze względu na wpływowych rodziców. Zaczyna mi powoli imponować swoim postępowaniem. Od momentu naszego poznania, zaszła w nim duża zmiana. 
- Jasne, że ci pomogę. To może o siedemnastej w bibliotece? - proponuję. 
- Na pewno będę – mówi na pożegnanie, uśmiechając się w moim kierunku. Odwzajemniam jego gest, dostrzegając przy okazji, że towarzyszący mi blondyn ma całkiem ładny uśmiech. 
Szybko jednak porzucam te rozmyślania i udaję się w stronę, gdzie mają odbyć się kolejne zajęcia.




Późnym wieczorem, wracam do swojego pokoju po wspólnej nauce z Alexem, która trochę się nam przeciągnęła. To przez to, że często zamiast rozmawiać na naukowe tematy, poruszaliśmy zupełnie inne kwestie. Dotyczące, chociażby naszych planów na przyszłość.
- Dzięki za miło spędzony wieczór. Jesteś naprawdę, dobrym kolegą - mówię szczerze. Może on, nie zastąpi mi Alice, która była moją najlepszą przyjaciółką, ale od czasu do czasu możemy spędzić ze sobą trochę czasu. 
- To ja, dziękuję za twoją pomoc. Jesteś niezastąpiona. Cieszę się także, że zmieniłaś o mnie zdanie. To naprawdę, wiele dla mnie znaczy - nieoczekiwanie zmniejsza pomiędzy nami, coraz bardziej odległość. Próbuję się od niego odsunąć, czując się niezbyt komfortowo, ale wpadam na drzwi znajdujące się za moimi plecami. 
- Powinieneś już iść. Jest późno, a ja chcę się położyć spać. Przed nami jutro, kolejny ciężki dzień - próbuje zakończyć ten niezręczny moment, zanim będzie za późno. 




Nieoczekiwanie Alex, zamiast odsunąć się ode mnie, najpierw dotyka dłonią mojego policzka, a następnie przyciska swoje wargi do moich w namiętnym pocałunku. W pierwszej sekundzie chcę go od siebie odsunąć i uświadomić, że nigdy więcej nie ma prawa czegoś takiego robić. Skutecznie mi to jednak uniemożliwia, przyciągając jeszcze mocniej do siebie. Nasze ciała, praktycznie całe do siebie przylegają.





Moja silna wola, skutecznie osłabiona przez ostatnie wydarzenia, coraz bardziej słabnie. Po chwili zupełnie, wbrew zdrowemu rozsądkowi, odwzajemniam jego pocałunek, wplatając swoje dłonie w jego włosy. Ignorując wszelkie ostrzeżenia, wysyłane przez mój mózg, że będę tego żałować, dużo prędzej niż myślę.
Tracę nad sobą kontrolę, próbując pozbyć się towarzyszącej mi nieustannie, w ostatnim czasie samotności. Spragniona bliskości drugiej osoby, staram się zrobić na złość całemu otaczającemu mnie światu, za to że pozbawił mnie wszystkiego, co sprawiało że byłam szczęśliwa. Udowadniając, że pomimo rzucanych mi kłód pod nogi, mogę ułożyć sobie życie na nowo. Mam jednak świadomość, że to tylko życzeniowe myślenie. A to co się teraz dzieje, to tylko marna podróbka, tego czego naprawdę pragnę.
Mimo, że odwzajemniam pocałunki Alexa, wcale nie odczuwam przy tym, jakiś głębszych emocji. Nie sprawiają, że skupiam się tylko na nich, sprowadzając swój świat, wyłącznie do osoby stojącej obok. Nie wyłączam przy nich myślenia, starając się żyć wyłącznie przeżywaną chwilą.
Dogłębnie uświadamiam sobie, że nie całują mnie usta, których smak i kształt znam na pamięć. A ich właścicielem nie jest ten, który posiada moje serce na wyłączność. 
Staram się przerwać, tą jedną wielką pomyłkę. Ale ktoś mnie w tym uprzedza. 




- Widzę, że całkiem dobrze ci się tutaj powodzi. Na pewno dużo lepiej niż innym, których tak po prostu postanowiłaś odstawić na bok - słyszę, tak dobrze znany mi głos, teraz przepełniony ironią i złością.



 
Odwracam się i staję naprzeciwko osoby, której w żadnym wypadku nie powinnam tu spotkać. Przecież to, wprost niemożliwe. Zastanawiam się, czy to wszystko nie jest przypadkiem snem, z którego bardzo bym chciała, zaraz się obudzić. 
Patrzę na zdezorientowanego Alexa, który wypowiada jakieś nieskładne słowa pożegnania i zostawia mnie samą z moim niespodziewanym gościem. Nie chcąc mieszać się w moje sprawy, których zupełnie nie rozumie
- Nie zaprosisz mnie do środka? Nie sądzisz, że należą mi się jakieś wyjaśnienia. Wiem, że jesteś zaskoczona moim widokiem, ale Nowy Jork niesie za sobą, wiele tajemnic i niespodzianek, nieprawdaż? A dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych, powinnaś o tym wiedzieć - widzę ten potępiający mnie wzrok i mam ochotę zapaść się pod ziemię. Czuję się jeszcze bardziej winna, gdy na własne oczy dostrzegam jak wiele krzywd wyrządziłam innym swoim postępowaniem. Do którego w głównej mierze zostałam zmuszona, ale wiem, że to nie jest powód do usprawiedliwienia mojej osoby. Miałam przecież wybór. Nikt nigdy mi tego nie wybaczy, nawet się nie łudzę. Nie ważne jest nawet to, że zrobiłam to w imię większego dobra. 




Nie potrafię wypowiedzieć nawet słowa, przez swoje ściśnięte w supeł gardło. Jestem tak bardzo zdenerwowana i zdezorientowana, że nie mogę sobie poradzić z włożeniem klucza do zamka, przez drżące z emocji dłonie. 
Gdy w końcu mi się udaje, otworzyć te cholerne drzwi. Wpuszczam swojego gościa do środka i biorę głęboki wdech. Cała ta sytuacja, zburzyła moją namiastkę spokoju, na którą od tak dawna pracowałam. 
- Usiądź - wskazuję na fotel, stojący przy oknie - mamy przed sobą długą rozmowę. Proszę cię tylko o jedno, zanim mnie ocenisz. Wysłuchaj mnie do końca i przynajmniej spróbuj postawić się, choć przez chwilę na moim miejscu - mówię błagalnie. 
- Dobrze, postaram się. Ale może najpierw zacznij od tego, co wydarzyło się przed chwilą na korytarzu.To twój nowy obiekt westchnień?- słyszę w odpowiedzi słowa, wypowiedziane z kpiną w głosie. 
Przymykam na chwilę oczy, starając się uspokoić. Przy okazji próbuję sobie poukładać w głowie, to co mam do przekazania. To nie będzie łatwa, ani przyjemna rozmowa. 

1 komentarz: