Kolejne
dni, zlewają mi się w jedną wielką plątaninę
myśli i zdarzeń. Przekształcając się w tygodnie, a następnie
miesiące. Wszystko jest dla mnie nadal, tak
samo szare, puste i pozbawione sensu. Staram się jednak za wszelką cenę, pójść naprzód.
Dwa
miesiące, dokładnie tyle czasu przebywam już w Stanach.
Wydawać
by się mogło,
że z każdym
kolejnym dniem, jestem coraz bardziej pogodzona z rzeczywistością, w
jakiej przyszło mi żyć.
Coraz
rzadziej dzwoniący telefon, jest najlepszym dowodem na szybko upływający czas. Wszyscy są coraz mniej zmotywowani do
tego, żeby spróbować się ze mną skontaktować. Powoli
tracą
nadzieję, że może to odnieść jakikolwiek skutek. Jestem nieugięta w swoim postanowieniu o zupełnym zerwaniu kontaktu.
Wspomnienia
zaczynają się
coraz
bardziej rozmywać, tracąc na swojej
wyrazistości. Za jakiś sraną się wyłącznie wyblakłą plamą w pamięci. Radzę sobie coraz lepiej, a wstanie z łóżka, aby rozpocząć
kolejny dzień. Przestało być dla mnie wyczynem, porównywalnym ze
zdobyciem Mont Everestu.
Dzisiejszy
dzień, jest jednak dużo trudniejszy od pozostałych. Przypomina mi
o tym, kolorowe oznaczenie w kalendarzu, którego tak naprawdę wcale
nie potrzebuję, bo doskonale wiem, co oznacza dzisiejsza data. I nie
możliwe jest, abym kiedykolwiek o niej zapomniała.
Urodziny
Hectora, jeden z najważniejszych dni dla mnie w roku. Gdy byliśmy
jeszcze dziećmi, zawsze
wstawiałam bladym świtem, aby być pierwszą, która złoży mu
życzenia i wręczy prezent, bardzo dokładnie przez siebie wybrany. Dzisiaj nie będę nawet ostatnią, która
będzie mogła to zrobić. Właściwie
już nigdy, nie będę miała okazji, aby móc życzyć mu czegoś
dobrego.
Tęsknię
za nim, dodatkowo bardzo
martwiąc się, o to
jak sobie radzi.
To co zrobiłam, na pewno nie było łatwe do przyjęcia i
zaakceptowania.
Walczę
z pokusą zadzwonienia do niego, chociażby po to żeby usłyszeć
przez chwilę jego głos. Powstrzymuję się jednak od tego, wiedząc
że wszystko skomplikowałoby się jeszcze bardziej. A
ponowne rozdrapywanie ran, spowodowałoby tylko większe cierpienie,
zarówno moje jak i jego. Lepiej zostawić, wszystko tak jak jest.
Wkładam
ostatni notatnik do torby, z zamiarem wyjścia na pierwsze dzisiaj
zajęcia. Gdy powstrzymuje mnie od tego, dźwięk mojego
telefonu.
Dostrzegam,
że to mama próbuje się ze mną skontaktować. Bez większego
zastanowienia odbieram. Rodzice to jedyne osoby, z którymi się
kontaktuję. Są
moim jedynym łącznikiem z moim życiem, jakie wiodłan przed pobytem w
Nowym Jorku.
-
Cześć, mamo. Co u was? - staram się, aby mój głos brzmiał
normalnie i nie zdradzał tęsknoty za domem. Która
z każdym dniem, zwiększa na swojej sile.
-
W porządku. Nic się nie zmieniło, od kiedy ostatni raz
rozmawiałyśmy. Powiedz mi lepiej, jak ty sobie dziecko radzisz? - słyszę
troskę mamy i jej niepokój o moje samopoczucie.
-
Jest lepiej. Praktycznie już, przyzwyczaiłam się do pobytu tutaj –
odpowiadam, nie
będąc do końca szczera. Nie
chcę jej jednak, jeszcze bardziej martwić. I tak już przysporzyłam
jej ostatnio wielu nerwów.
-
Hector, znowu wczoraj dzwonił. Pytał czy mam od ciebie jakieś
wieści i wprost błagał, abym poprosiła cię, żebyś z nim chociaż
raz porozmawiała. On naprawdę wierzy, że wszystko można jeszcze
poukładać - praktycznie podczas każdej rozmowy z mamą, słyszę
podobne słowa.
-
Doskonale wiesz, że tego nie da się ułożyć. On sam, także
powinien o tym wiedzieć - zastanawiam się, dlaczego oni ciągle na
mnie nalegają. A mama nawet słowem, nigdy nie wspominała o
dziecku. Czyżby nadal o niczym nie wiedziała? Czy tylko, nie chciała
dokładać mi powodów do kolejnych cierpień? Do
tej pory nie zdradziłam jej, mojego prawdziwego powodu odejścia, nie będąc w stanie ponownie wracać do tych, trudnych dla mnie zdarzeń. Zakładałam, że prędzej czy później i tak dojdzie do niej cała
prawda. A wtedy wszystko zrozumie.
-
Jak on się czuje? - po raz pierwszy, pytam o coś, co jest związane
z Hiszpanem. Po
przylocie tutaj,
odcięłam
się od wszelkich informacji, nie
chcąc nic wiedzieć.
Zakładając,
że tak będzie łatwiej. Jednakże moje postanowienie, zostało
dzisiaj całkowicie
złamane.
-
Nie jest z nim najlepiej. Nie potrafi się pogodzić z waszym
rozstaniem. Nadal bardzo cię kocha i nie potrafi zapomnieć – nie
zdobywam
się na odwagę, aby
zapytać
mamy, czy wie coś o Nicole i na temat, możliwego związku pomiędzy nią i
Hectorem. Po chwili, uświadamiając sobie swoje marne położenie,
tracę całą chęć do jakiejkolwiek rozmowy. I żegnam się
z moją
rodzicielką. W
ogóle nie powinnam poruszać tego tematu, teraz jestem tylko jeszcze
bardziej zdołowana.
Wychodzę
przed zamieszkiwany przeze mnie budynek i dostrzegam czekającego na
mnie Alexa. Chłopak naprawdę
zyskuje
przy bliższym poznaniu.
Dlatego w ostatnim czasie, zaczęłam spędzać z nim więcej czasu.
Zawsze to jakaś odskocznia, od ciągłej nauki i zadręczania się
przeszłością.
-
Spóźniłaś się - zaczyna na powitanie. Składając na moim
policzku, delikatny pocałunek.
-
Miałam ważny telefon - nie zagłębiam się w szczegóły. Alex nie
poznał
całej
prawdy, o tym co wydarzyło się w Londynie. Zdradziłam mu tylko, że
mam za sobą bolesne rozstanie.
Wolnym
krokiem ruszamy w stronę uniwersytetu, aby odbyć kolejny dzień
wymagających
zajęć.
-
Byłbym zapomniał. Pomogłabyś
mi z pewną kwestią, poruszaną ostatnio na wykładzie? Nie najlepiej
to zrozumiałem - chłopak tłumaczy mi pokrótce z czym ma problem. W ostatnim czasie, Alex wziął się za naukę, chcąc udowodnić, że nie znalazł
się w tym miejscu, tylko ze względu na wpływowych rodziców.
Zaczyna mi powoli imponować swoim postępowaniem. Od
momentu naszego poznania, zaszła w nim duża zmiana.
-
Jasne, że ci pomogę. To może o siedemnastej
w bibliotece? - proponuję.
-
Na pewno będę – mówi
na pożegnanie, uśmiechając się w moim kierunku.
Odwzajemniam
jego gest, dostrzegając
przy okazji, że towarzyszący mi blondyn ma całkiem ładny
uśmiech.
Szybko
jednak porzucam te rozmyślania i udaję się w stronę, gdzie mają
odbyć się kolejne zajęcia.
Późnym
wieczorem, wracam do swojego pokoju po wspólnej nauce z Alexem,
która trochę się nam przeciągnęła. To przez to, że często
zamiast rozmawiać na naukowe tematy, poruszaliśmy zupełnie inne
kwestie. Dotyczące,
chociażby naszych planów na przyszłość.
-
Dzięki za miło spędzony wieczór. Jesteś naprawdę, dobrym kolegą
- mówię szczerze. Może on,
nie
zastąpi mi Alice, która
była moją najlepszą przyjaciółką,
ale od czasu do czasu możemy spędzić ze sobą trochę czasu.
-
To ja, dziękuję za twoją pomoc. Jesteś niezastąpiona. Cieszę się także, że zmieniłaś
o mnie zdanie. To
naprawdę, wiele dla mnie znaczy
- nieoczekiwanie zmniejsza pomiędzy nami, coraz bardziej odległość.
Próbuję się od niego odsunąć, czując się niezbyt komfortowo,
ale wpadam na drzwi znajdujące się za moimi plecami.
-
Powinieneś już iść. Jest późno, a ja chcę się położyć
spać. Przed nami jutro, kolejny
ciężki dzień - próbuje zakończyć ten niezręczny moment, zanim
będzie za późno.
Nieoczekiwanie
Alex, zamiast odsunąć się ode mnie, najpierw dotyka dłonią
mojego policzka, a następnie przyciska swoje wargi do moich w
namiętnym pocałunku. W pierwszej sekundzie chcę go od siebie
odsunąć i uświadomić, że nigdy więcej nie ma prawa czegoś
takiego robić. Skutecznie mi to jednak uniemożliwia, przyciągając
jeszcze mocniej do siebie. Nasze ciała, praktycznie całe
do siebie przylegają.
Moja
silna wola, skutecznie osłabiona przez ostatnie wydarzenia, coraz
bardziej słabnie. Po chwili zupełnie, wbrew zdrowemu rozsądkowi,
odwzajemniam jego pocałunek, wplatając swoje dłonie w jego włosy.
Ignorując
wszelkie ostrzeżenia, wysyłane przez mój mózg, że będę tego
żałować, dużo prędzej niż myślę.
Tracę
nad sobą kontrolę, próbując pozbyć się towarzyszącej mi
nieustannie, w ostatnim czasie samotności. Spragniona bliskości
drugiej osoby, staram się zrobić na złość całemu otaczającemu
mnie światu, za to że pozbawił mnie wszystkiego, co sprawiało że
byłam szczęśliwa. Udowadniając,
że pomimo rzucanych mi kłód pod nogi, mogę ułożyć sobie życie
na nowo. Mam jednak świadomość, że to tylko życzeniowe myślenie.
A to co się teraz dzieje, to tylko marna podróbka, tego czego
naprawdę pragnę.
Mimo,
że odwzajemniam pocałunki Alexa, wcale nie odczuwam przy tym,
jakiś głębszych emocji. Nie sprawiają, że skupiam się tylko na
nich, sprowadzając swój świat, wyłącznie do osoby stojącej
obok. Nie wyłączam przy nich myślenia, starając się żyć
wyłącznie przeżywaną chwilą.
Dogłębnie
uświadamiam sobie, że nie całują mnie usta, których smak i
kształt znam na pamięć. A ich właścicielem nie jest ten, który
posiada moje serce na wyłączność.
Staram
się przerwać, tą jedną wielką pomyłkę. Ale ktoś mnie w tym
uprzedza.
-
Widzę, że całkiem dobrze ci się tutaj powodzi. Na pewno dużo lepiej niż innym, których tak po prostu postanowiłaś odstawić na bok - słyszę, tak
dobrze znany mi
głos,
teraz przepełniony ironią i złością.
Odwracam
się i staję naprzeciwko osoby, której w żadnym wypadku nie
powinnam tu spotkać. Przecież
to, wprost niemożliwe. Zastanawiam
się, czy to wszystko nie jest przypadkiem snem, z którego bardzo
bym chciała, zaraz się obudzić.
Patrzę
na zdezorientowanego Alexa, który wypowiada jakieś nieskładne
słowa pożegnania i zostawia mnie samą z moim niespodziewanym
gościem. Nie chcąc mieszać się w moje sprawy, których
zupełnie nie rozumie.
-
Nie zaprosisz mnie do środka? Nie sądzisz, że należą mi się
jakieś wyjaśnienia. Wiem, że jesteś zaskoczona moim widokiem, ale
Nowy Jork niesie za sobą, wiele tajemnic i niespodzianek,
nieprawdaż? A
dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych, powinnaś o tym wiedzieć
- widzę ten potępiający mnie wzrok i mam ochotę zapaść się pod
ziemię. Czuję się jeszcze bardziej winna, gdy na własne oczy
dostrzegam jak wiele krzywd wyrządziłam
innym swoim postępowaniem. Do którego w głównej mierze zostałam
zmuszona, ale wiem,
że to
nie jest powód do usprawiedliwienia mojej
osoby.
Miałam przecież wybór. Nikt nigdy mi tego nie wybaczy, nawet się
nie łudzę. Nie ważne jest nawet to, że zrobiłam to w imię
większego dobra.
Nie
potrafię wypowiedzieć nawet słowa, przez swoje ściśnięte w
supeł gardło. Jestem tak bardzo zdenerwowana i zdezorientowana, że
nie mogę sobie poradzić z włożeniem klucza do zamka, przez drżące z emocji dłonie.
Gdy
w końcu mi się udaje, otworzyć te cholerne drzwi. Wpuszczam
swojego gościa do środka i biorę głęboki wdech. Cała
ta sytuacja, zburzyła moją namiastkę spokoju, na którą od tak
dawna pracowałam.
-
Usiądź - wskazuję na fotel, stojący przy oknie - mamy przed sobą
długą rozmowę. Proszę cię tylko o jedno, zanim mnie ocenisz.
Wysłuchaj mnie do końca i
przynajmniej spróbuj postawić się, choć przez chwilę na moim
miejscu
- mówię błagalnie.
-
Dobrze, postaram się. Ale może najpierw zacznij od tego, co wydarzyło się przed chwilą na korytarzu.To twój nowy obiekt westchnień?- słyszę w odpowiedzi słowa, wypowiedziane z kpiną w głosie.
Przymykam
na chwilę oczy, starając się uspokoić. Przy okazji próbuję
sobie poukładać w głowie, to co mam do przekazania. To nie będzie łatwa, ani przyjemna rozmowa.
O. Mój. Boże.
OdpowiedzUsuńCzekam na tę rozmowę, kochana! :D