Nie
potrafię zebrać odpowiednich słów i
przełamać się, aby
rozpocząć rozmowę. Przez co moja rozmówczyni, zaczyna się coraz
bardziej niecierpliwić. Wciąż nie
mogę uwierzyć, że siedzi na przeciwko mnie, zamiast znajdować się
tysiące kilometrów stąd. Nie mam pojęcia jakim cudem, udało się
jej tego dokonać, ale musiała być bardzo zdeterminowana.
Niekoniecznie musi to oznaczać dla mnie coś dobrego, sądząc po
jej nastawieniu do mojej osoby.
-
Catalina, nie po to zadałam sobie tyle trudu, aby się tutaj
znaleźć. Żeby jedyne, co otrzymać w zamian to twoje milczenie.
Uwierz
musiałam być bardzo przekonująca w rozmowie z profesorem, aby
zdobyć twój dokładny adres -
oschły ton Alice, uświadamia mi, jak bardzo jest na mnie
wściekła.
-
Naprawdę się nie domyślasz, dlaczego to zrobiłam? - pytam
błagalnie, chcąc oszczędzić sobie tych wszystkich bolesnych
wyjaśnień.
Patrzę
na przyjaciółkę, nie wiedząc czy nadal mogę ją tak nazywać.
Dostrzegając jej kompletne niezrozumienie moich słów.
-
O czym ty mówisz? Skąd niby mam wiedzieć, czym się kierowałaś,
gdy postanowiłaś zerwać wszelkie kontakty z nami. Możesz przestać
stosować na
mnie te
zagadki? - dociera do mnie, że dziewczyna jest zupełnie nieświadoma
wydarzeń, które to wszystko spowodowały.
-
Myślałam, że wiesz. Na kilka dni przed moim wyjazdem, Nicole
nalegała na spotkanie ze mną. Chciała mi coś przekazać.
Zgodziłam się i dowiedziałam się o czymś, co sprawiło że mój
świat się zawalił. Powiedziała mi, że jest w ciąży. A dziecko,
którego się spodziewa jest Hectora. Uznałam, że w takim wypadku,
będzie lepiej jak po prostu zejdę jej z drogi - wracając
wspomnieniami, do tamtej rozmowy od nowa czuję bezsilną złość,
że to musiało spotkać akurat mnie. Na
twarzy Alice, pojawia się kompletne zaskoczenie.
-
Przepraszam, że to ja muszę ci to powiedzieć, ale to po
prostu nie
może być prawda. Nikt po za tobą, do tej pory nie wie o żadnej
ciąży. A zwłaszcza Hector, który wciąż zastanawia się dlaczego
postanowiłaś go zostawić, bez żadnego sensownego powodu. Ona
musiała po prostu cię okłamać, licząc na to, że odniesie to
jakiś skutek. Jak widać świetnie się to jej udało - nie dociera
do mnie świadomość, usłyszanych słów. Nie
chcę nawet nie myśleć, że to może okazać się prawdą.
-
To niemożliwe. Przecież na własne oczy widziałam badanie,
potwierdzające prawdziwość jej słów. Wszystko się zgadzało -
staram się nie dopuszczać do siebie myśli, że padłam ofiarą
perfidnej intrygi.
-
Widocznie wszystko sobie perfekcyjnie zaplanowała. Musiała
być przygotowana na wszystko. Mimo
to, jak mogłaś jej tak łatwo uwierzyć? Doskonale wiedziałaś, że
to intrygantka i manipulantka.
Powinnaś od razu powiedzieć o tym Hectorowi, wtedy razem byście
spróbowali znaleźć wyjście z tej sytuacji. A prędzej czy
później, prawda wyszłaby na jaw - Alice zupełnie nie rozumie
mojego postępowania.
-
Ja chciałam jedynie niczego nie utrudniać. Wolałam usunąć się z
drogi, zanim będzie za późno - jestem w kompletnym szoku. Wygląda
na to, że poświęciłam całe swoje szczęście na darmo.
-
Więc zobacz, do czego to cię doprowadziło. Tak kończy się twoja
próba, uszczęśliwiania wszystkich na siłę, prócz siebie -
jestem coraz bardziej zdołowana, kolejnymi słowami gorzkiej
prawdy.
Nie
potrafię dłużej wysiedzieć w jednym miejscu, więc podchodzę do
okna. Przynajmniej nie muszę dłużej, znosić potępiającego
wzroku blondynki. Skoro ona, jest tak bardzo zawiedziona moim
postępowaniem. Jak zareagowałby Hector? On nigdy mi tego nie
wybaczy.
Przez
swoją głupią naiwność straciłam wszystko na
czym mi zależało.
To jeszcze gorsze do zniesienia niż gdyby słowa Nicole były
najszczerszą prawdą.
-
A może wytłumaczysz mi, czym ja ci zawiniłam, że do mnie też
postanowiłaś przestać się odzywać? - po krótkiej chwili
milczenia, Alice znów zasypuje mnie kolejnymi wyrzutami.
-
Niczym. Chciałam po prostu odciąć się od wszystkich, aby uniknąć
tych wszystkich pytań i prób nakłonienia
mnie do zmiany
zdania.
Przepraszam cię, wiem że to było nie w porządku. Nie znalazłam
jednak innego rozwiązania - staram się jej wytłumaczyć czym się
kierowałam, aby przynajmniej spróbowała mnie zrozumieć.
-
Wiesz, że zwykłe przepraszam nie załatwi sprawy? Jestem na ciebie,
wprost wściekła. Bardzo się na tobie zawiodłam - wiem, że
zasłużyłam na te wszystkie słowa. Więc
przyjmuję je z pokorą.
-
Nie oczekuję od ciebie, że będziesz udawała, że wszystko jest w
porządku. Mam tylko nadzieję, że
może
kiedyś mi wybaczysz - wiem, że nie mam prawa oczekiwać czegoś
więcej. Muszę
także dopuszczać do siebie możliwość, że być może naszej
przyjaźni, nie da się już odbudować.
-
Więc, co masz zamiar z tym wszystkim zrobić? Kiedy wracasz? -
patrzę na
nią z
niezrozumieniem.
-
Wracam? Ja już nie mam do czego wracać. Przecież to nie ma
najmniejszego sensu. Jak ty to sobie wyobrażasz? Mam jak gdyby nigdy
nic, stanąć przed Hectorem i powiedzieć, że przepraszam, ale
musiałam to zrobić dla jego dobra. Jednak kiedy okazało się, że
Nicole wszystko to sobie wymyśliła, to postanowiłam wrócić - to
wszystko brzmi koszmarnie. Wzbudzając
jedynie śmieszność.
-
Właśnie to powinnaś zrobić.
Przecież i tak nie masz nic do stracenia. Catalina, weź w końcu
sprawy w swoje ręce i przestań chować głowę w piasek. On nadal
cię kocha i jestem prawie pewna, że spróbuje ci wybaczyć. Nie
możesz teraz stchórzyć, bo
będziesz tego żałować do końca życia
- podziwiam determinację przyjaciółki i jej nieskończone pokłady
optymizmu. Ja nie mam takiej wiary w
to,
że cokolwiek da się jeszcze naprawić.
-
Przecież mam tutaj zobowiązania, nie mogę tego wszystkiego od tak
rzucić - próbuję się wykręcać.
-Żartujesz?
Naprawdę pobyt tutaj, jest dla ciebie ważniejszy od ratowania
własnego związku? A może prawdziwym powodem jest ten typek, z
którym zastałam was w dwuznacznej sytuacji? Może ty już znalazłaś
sobie nową miłość i ja tylko niepotrzebnie się tutaj
produkuję? - nie
potrafię, pozostać bierna na te spekulacje.
-
Alex nic dla mnie znaczy. Lubię go, tylko
tyle.
A to, co widziałaś to mój błąd, który nie powinien mieć
miejsca. Już tego żałuję, bo doskonale wiesz kogo tak
naprawdę kocham - przypominam sobie o swojej dzisiejszej chwili
zapomnienia i jest mi jeszcze bardziej wstyd.
-
Więc zrób coś! To się nie może tak skończyć. Do cholery Cat,
on planował ci się oświadczyć, jak tylko wrócisz z tego
stypendium. Ale potem
ty
wpadłaś, na ten swój wspaniałomyślny plan - staję jak wryta na
jej słowa, nie mogąc w nie uwierzyć. Czego jeszcze się dzisiaj
dowiem? Ile
jeszcze straciłam, przez swoją głupotę.
Po chwili dostrzegam, że Alice uświadomiła
sobie, że
powiedziała za dużo. Domyślam się, że miała mi tego nie mówić
i teraz tego żałuje.
-
Skąd o tym wiesz? - zastanawiam się, jakim cudem posiada takie
informacje.
-
Gdybyś przez ostatnie miesiące, nadal ze mną rozmawiała, to
wiedziałabyś że od pewnego czasu mam całkiem niezłe źródło
informacji. Spotykam
się z Robem i tak jakby jesteśmy razem. Kiedyś
przez przypadek mi się wygadał.
Ale to nie czas na rozmowę o tym - orientuję się jak wiele rzeczy
z życia przyjaciół, ominęło mnie w ostatnim czasie.
-
Cieszę się, że przynajmniej tobie zaczęło się układać -
posyłam w jen stronę słaby uśmiech, którego
niestety nie odwzajemnia.
-
Powinnam już iść. Za mną bardzo długa podróż i chcę odpocząć.
Poza tym, ty powinnaś to wszystko sobie dokładnie przemyśleć.
Zostawiam ci tutaj
bilet
na jutrzejszy lot, którym wracam. Mam nadzieję, że spotkamy się
na lotnisku. Proszę cię, posłuchaj choć raz czyjeś dobrej rady -
Alice odkłada trzymaną przez siebie rzecz na stolik i wychodzi.
Kawałek kartki papieru, to jedyny dowód na to, że rzeczywiście tu
była. A wszystko czego się dowiedziałam, nie jest snem.
Mimo
zmęczenia i ogólnego poczucia wyczerpania. Nie udaje mi się
zmrużyć oka, chociaż na chwilę. Przez całą noc, biję się z
myślami. Nie wiedząc, co zrobić. Czy zostawić wszystko tak jak
jest, ostatecznie przekreślając swoją
szansę na szczęście,
ponieważ nie mam odwagi przyznać się do tego, że to ja wyłącznie
ponoszę odpowiedzialność za zniszczenie swojego związku. Czy choć
ten jeden raz, zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę,
być może w ostatecznym rozrachunku odchodząc z niczym. Nie łudzę
się, że to będzie proste zadanie. Jestem nawet bardziej skłonna
uwierzyć, że jestem z góry skazana na porażkę. Przecież
obiecaliśmy sobie z
Hectorem,
że między nami, nie będzie żadnych tajemnic i kłamstw. Tym razem
to ja, nie dotrzymałam obietnicy. Dlatego nie łudzę
się, że mi tak po prostu wybaczy.
Ranek
przywitał mnie, zachmurzonym niebem i pojedynczymi spadającymi
kroplami deszczu. Spoglądam na zegarek, wiedząc że nie zostało mi
już dużo czasu, na podjęcie ostatecznej decyzji. Wpatruję się w
bilet, leżący od kilkunastu już godzin w tym samym miejscu,
czekający na mój wybór.
Analizuję
wszystkie możliwości i nagle
w mojej głowie, pojawia się gotowa odpowiedź dotyczącą tego, co
powinnam zrobić. Bez większego zastanowienia,
wybiegam
z pokoju w celu powiadomienia uczelni o przerwaniu nauki w tym
miejscu. Śpieszę się, wiedząc że muszę to szybko załatwić,
aby zdążyć na samolot. Przez całą drogę, staram się utwierdzać
się w przekonaniu, że tym razem, podjęłam dobrą decyzję. Której
później nie pożałuję.
Pakuję
wszystkie swoje rzeczy w pośpiechu. Nie dbając o dokładność. Nie
wszystko poszło zgodnie z planem, przez co jestem już praktycznie
spóźniona. Blisko dwie godziny, zajęło mi przekonywanie że
jestem świadoma jakie konsekwencje niesie za sobą moja decyzja. Nie
przekonały mnie nawet ostrzeżenia, o być może niezaliczonym roku.
Tym będę martwić się później. Moje chaotyczne, wrzucanie
wszystkiego co popadnie do walizki, przerywa głośne pukanie do
drzwi.
Otwieram
je, stając na przeciwko Alexa.
-
A więc to prawda, co mówią. Ty naprawdę porzucasz wszystko, na co
tak ciężko pracowałaś i wyjeżdżasz - widzę, że nie jest
zadowolony z tego, co chcę zrobić. Będzie
to musiał, jednak zaakceptować.
-
Wcześniej porzuciłam dużo więcej ważniejszych dla mnie rzeczy i
osób. Dlatego muszę przynajmniej spróbować to naprawić. Może
kiedyś, gdy naprawdę kogoś pokochasz zrozumiesz to - patrzę na
jego twarz, po której przebiega grymas niezadowolenia.
-
Chyba już wiem, jak to jest być w kimś zakochanym. Szkoda tylko,
że na samym starcie w walce o to
uczucie,
przegrywam. Nie musisz nic mówić, od początku wiedziałem, że to
nie miało najmniejszego sensu. Nikt nigdy nie będzie w stanie
zastąpić, tego który skradł ci serce. Prawda? - kiwam potakująco
głową, gasząc jego ostatni promyk nadziei.
-
Mimo wszystko życzę ci powodzenia. Obyś
była szczęśliwa - nie udaje mi się nawet, wypowiedzieć słów
podziękowania. Gdy Alex odchodzi. Nie spodziewałam się, że jego
uczucia do mnie, są aż tak głębokie. Jest mi go szkoda, z powodu
tego, że tak źle ulokował swoją miłość.
Od
dłuższego już czasu, próbuję odnaleźć Alice na tym ogromnym
lotnisku. Jednakże moje dotychczasowe próby, spełzły na niczym.
Gdy jestem już zniechęcona do dalszych poszukiwań, dostrzegam ją
z daleka odwróconą do mnie tyłem i rozmawiającą z kimś przez
telefon.
-
Nareszcie. Już powoli traciłam wiarę, że się tutaj pojawisz -
widzę, że wyraźnie jej ulżyło na mój widok.
-
Sama do końca nie byłam przekonana, czy dobrze robię. Ale teraz
nie ma już odwrotu - modlę się tylko, żeby mój powrót do
Londynu, nie okazał się totalną klęską.
-
A ja się cieszę , że jednak się zdecydowałaś. Catalina,
wszystko będzie dobrze. Zobaczysz - dziewczyna jest do mnie dużo
pozytywniej nastawiona niż poprzedniego wieczoru.
-
Dziękuję ci za wszystko. Gdyby nie ty, nie poznałabym prawdy.
Twoja upartość tym razem się opłaciła - po raz pierwszy od
dłuższego czasu, dostrzegam jej przyjacielski uśmiech, skierowany
w moją stronę.
-
Od tego ma się przyjaciół. Ale jeszcze jeden taki numer, a więcej
się do ciebie nie odezwę. Zapamiętaj to sobie - wiem, że w jej
żartobliwej groźbie, jest dużo prawdy. Dostałam od niej ostatnią
szansę, której
nie mogę zmarnować.
-
Obiecuję, że już nigdy, nie zrobię czegoś podobnego - zapewniam
ją.
-
Chodźmy na kawę, mamy jeszcze trochę czasu. Opowiesz mi, jak ci
się tutaj podobało. Musisz
przez chwilę zająć swoje myśli czymś innym
- idę za nią w stronę kawiarni, ciesząc się że znów mogę z
nią normalnie porozmawiać. Bardzo mi tego brakowało w ostatnim
czasie.
Och, mam nadzieję, że będzie teraz już tylko lepiej. Chociaż nie wiadomo dlaczego mam złe przeczucia...
OdpowiedzUsuńBuziaki!