Kilka
lat później
Wracam
do domu, po kolejnym dniu pracy w szpitalu. Mimo, że bycie lekarzem
to odpowiedzialne i często wymagające poświęcenia zajęcie. Nie
żałuję obranej drogi, dzięki której wiem, że robię coś
pożytecznego. Świadomość, że mogę pomagać innym, cały czas
motywuje mnie do stawania się lepszą i poprawiania swoich
umiejętności. Staram się jednak zachować, przy
tym
równowagę i nie zatracić się zupełnie w swojej pasji. Wiedząc,
że są osoby, które wyjątkowo potrzebują mojej opieki i uwagi,
będąc przy tym całym moim światem i największym skarbem. Dlatego
też, choć w przeszłości byłoby to dla mnie nie do pomyślenia,
praca nie zajmuje wcale najwyższego miejsca na liście moich
priorytetów.
Z
uśmiechem na ustach, otwieram drzwi od domu i już na samym wejściu,
orientuję się, że nici ze spokojnego i leniwego popołudnia. Korytarz
wygląda, jakby przeszło przez niego tornado stulecia. Porozrzucane
buty i kurtki, oraz ślady łap naszego psa na całej podłodze.
Sugerują, że moja kochana rodzinka, była dziś na wyjątkowo
udanym spacerze.
Po
ściągnięciu swojego płaszcza, kieruję się w stronę salonu w
poszukiwaniu pozostałych mieszkańców domu. Zastanawiając
się jak spędzili
resztę dzisiejszego dnia.
Jako
pierwszą odnajduję Blankę,
oglądającą swoją ulubioną bajkę. Wciąż nie mogę się
nadziwić, że moja kochana córeczka, niedawno skończyła już
cztery lata. Wydaje
się, jakby dopiero wczoraj była słodkim niemowlakiem.
-
Mamusia. Jak dobrze, że już jesteś. My też niedawno wróciliśmy,
ale
moja ulubiona sukienka się poplamiła podczas drogi powrotnej i
trzeba coś z nią zrobić
- dziewczynka pokazuje
mi brązowe plamy, występujące w kilku miejscach, po czym przytula
się do mnie.
-
Zobaczysz,
że jutro będzie jak nowa. Nie martw się. Opowiedz mi lepiej, gdzie
byliście? - pytam, wciąż trzymając ją w swoich ramionach.
-
W parku i na placu zabawach. Tatuś nie odstępował nas na krok i
bawił się razem ze mną i Tomasem. Pomyślałam
sobie nawet, że może
teraz cały czas, będzie się nami zajmował, zamiast pani Marii? Bo
było bardzo fajnie, tylko w drodze powrotnej, zaczął padać deszcz
i Moris trochę się ubrudził. Ale to przecież nic złego -
domyślam się, że to stąd pojawiły się jego ślady w całym
domu.
-
A gdzie teraz, podziali się twój braciszek i tata? - rozglądam
się za nimi. Ale nie dostrzegam ich nigdzie w pobliżu.
-
Na górze. Próbują wykąpać Morisa - widzę, że nawet Blanka
nie jest przekonana do ich pomysłu.
-
Poczekaj tu na mnie chwilę, skarbie. Zobaczę tylko, co u nich -
obawiam
się, że wcale nie idzie im najlepiej. Wychodzę z salonu, a
brunetka
na nowo pogrąża się w oglądaniu kreskówki.
Idę
schodami na górę, w poszukiwaniu męża i syna. Już w połowie
drogi, słyszę ich przytłumione głosy, dochodzące z łazienki.
-
Piesku, proszę cię. Siedź grzecznie, jeszcze chwila i kończymy.
Jeśli Cat, zobaczy ciebie i dom w takim stanie, będę miał
przechlapane. Przecież jeszcze wczoraj, upierałem się, że
codzienne zajmowanie się domem i wami, wcale nie jest takie trudne i
wymagające - zrezygnowany głos Hectora, sugeruje mi, że znacznie
się przeliczył ze swoimi założeniami.
-
Dlaczego akurat teraz, wasza niania musiała zachorować? Akurat
w
momencie, gdy złapałem drobny uraz i nie mogę trenować? - to
retoryczne pytanie, jest zapewne skierowane w stronę naszego syna
Tomasa, młodszego brata Blanki.
W
momencie, gdy chcę ujawnić swoją obecność, Moris ma wyraźnie
dość kąpieli i ucieka z łazienki, udając się na dół
zostawiając przy tym kilka
kałuży
wody i
przy okazji ochlapując także mnie.
Ku wielkiej radości naszego syna, który jest tym wyraźnie
rozbawiony.
Witam
się z Tomasem, który jak zwykle nie jest zbyt wylewny w okazywaniu
swoich uczuć. Próbując udowodnić, że jest już dużym chłopcem.
-
Cat, skarbie
już jesteś? Ja ci zaraz to wszystko wytłumaczę. Mamy tu tylko
chwilowe, drobne zamieszanie. Ale
wszystko naprawdę jest pod kontrolą
- widzę niepewną minę mojego męża, oczekującego mojej
reakcji.
Zaczynam
się śmiać podchodząc do niego i składając na jego ustach czuły
pocałunek. Nie pierwszy już raz, zdarza się że w naszym domu
panuje bałagan i jeden wielkie chaos.
Wcale mi to jednak
nie przeszkadza, dopóki wiem że każdy z nas jest szczęśliwy i
dobrze
czuje się w tym miejscu.
-
To znaczy, że nie jesteś zła? - pyta po chwili.
-
Oczywiście, że nie. Bałagan można posprzątać, a najważniejsze
że mogliście spędzić razem więcej czasu niż zazwyczaj, dobrze
się przy tym bawiąc. Dawno nie było do tego okazji - nie pamiętam
już, kiedy dzieci były tak zadowolone.
-
Szkoda tylko, że ciebie nie było z nami - w głębi serca, także
tego żałuję. Bo wiem, że mimo tego jak bardzo się staram. Nie
poświęcam dostatecznie dużo czasu dzieciom i Hectorowi.
-
Ale mam dobrą wiadomość. Jutro mam wolny dzień i spędzimy go we
czwórkę – informuję.
-
Chyba w piątkę. Zapomniałaś o Morisie - poprawia mnie Tomas,
przypominając o naszym czworonogu rasy golden
retriever.
I zarazem jego największym ulubieńcu.
- Oczywiście w
piątkę. A teraz idźcie do Blanki,
ja zaraz do was dołączę, tylko tu trochę ogarnę - bez żadnych
sprzeciwów, spełniają moją prośbę. A
ja zastanawiam się, od czego powinnam zacząć.
Godzinę
później, gdy wspólnymi siłami udało nam się przywrócić dom do
poprzedniego stanu, udaję się do kuchni, w celu zrobienia dla nas
kolacji. Dostrzegam, że pomieszczenie, wciąż jeszcze nosi ślady,
porannej bitwy naszych kochanych dzieci, podczas jedzenia przez nich
śniadania. Wiedzieli, że mogą sobie na to bezkarnie pozwolić, w
końcu Hector od zawsze pozwalał im na wszystko. W przeciwieństwie
do mnie. Dlatego to mi przypadła w tym domu rola, tej złej i
surowej. Która wprowadza zakazy i ograniczenia. Na
szczęście nie muszę często ich stosować.
Późnym
wieczorem, gdy Blanka
i Tomas smacznie
śpią. Mogę w końcu przez chwilę odetchnąć. Niezbyt często zdarza
mi się, taka chwila tylko dla siebie. Zdążyłam się jednak, już
do tego przyzwyczaić. Przy
dwójce tak żywiołowych dzieci, jest to praktycznie
niemożliwe.
Zastanawiam
się nad swoim życiem i wciąż nie mogę uwierzyć, że zostałam
obdarzona aż taką ilością szczęścia. Mam wszystko o czym od
zawsze marzyłam. Wspaniałe dzieci, kochającego męża i oddanych
przyjaciół. Za nic na świecie, nie oddałabym tego.
Gdy
pomyślę, jak niewiele dzieliło mnie od tego, żeby to wszystko nie
miało miejsca. Doceniam to jeszcze bardziej.
-
Jestem strasznie zmęczony. Nasze dzieci mnie wykończyły. Czy nas
też w ich wieku, było tak ciężko upilnować? - słyszę pytanie
Hectora, który siada obok mnie.
-
Może ciebie. Ja byłam bardzo grzecznym dzieckiem. To ty zawsze
sprowadzałeś mnie na złą drogę - śmieję się.
-
Czyżby? Ciekawe tylko, kto najczęściej wprowadzał nas w kłopoty,
przez przez swoją niezaspokojoną
ciekawość
- z tym muszę się zgodzić, w
dzieciństwie
miewałam
czasami głupie pomysły.
-
Przyznaję, byliśmy siebie warci. Ale przynajmniej mamy
niezapomniane wspomnienia - przytulam się do
niego.
Wspominając
nasze wspólne przygody.
-
Jesteś szczęśliwa? - zaskakuje mnie tym pytaniem. Przecież to
powinno być oczywiste.
-
Jeszcze pytasz? Oczywiście, że tak. Dopóki mam was, nic więcej
nie potrzebuję od życia - odpowiadam z pewnością.
-
Kocham cię, Cat. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo.
-
Ja też cię kocham i jestem pewna, że to się nigdy nie
zmieni.
Pomimo
przeżytych wielu lat razem, nasze uczucie nawet na chwilę nie
osłabło. Wciąż jest tak samo silne i niezachwiane, jak na
początku. Dlatego też, mogę ze spokojem patrzeć w przyszłość,
wiedząc że zawsze możemy na siebie liczyć.