czwartek, 27 lipca 2017

Rozdział 15


  Wpatruję się w filiżankę z kawą, znajdującą się na blacie okrągłego, szklanego stolika, przy którym zajmuję miejsce wspólnie z Alice. Wybrałyśmy się do kawiarni, usytuowanej niedaleko uczelni, podczas trwającej przerwy. Niemal od razu, po przekroczeniu progu   nasza rozmowa podąża w stronę mojego możliwego, półrocznego pobytu w Nowym Jorku. 
- Catalina, ty chyba zwariowałaś, że w ogóle dopuszczasz możliwość wyjazdu - patrzy na mnie z niezrozumieniem i dużym niezadowoleniem. 
- Nie rozumiem, co w tym złego? Gdybyś była na moim miejscu, nie robiłabyś tego samego? Przecież tej propozycji nie można tak po prostu zignorować i udawać, że nigdy nie miała miejsca - nie podzielam jej dezaprobaty z powodu mojego zachowania. Nie potrafię też zrozumieć tak negatywnej reakcji.
- Oczywiście, że można, a nawet powinnaś ją zignorować. Przecież ty wcale nie potrzebujesz Nowego Jorku z tym całym jego przepychem. Z twoimi możliwościami, możesz dokonać wielkich rzeczy, zostając w Londynie i realizować swoje marzenia krok po kroku tutaj. Przy okazji nie ryzykując utraty swojej miłości życia. Zastanów się nad tym i to bardzo poważnie. Znam cię i wiem, że nie wybaczysz sobie, jeśli coś pójdzie nie tak i stracisz Hectora - słucham kazania Alice, nie zgadzając się do końca z jej opinią. Decydując się na odrzucenie stypendium, muszę liczyć się z tym, że na zyskanie podobnego doświadczenia i uznania będę musiała pracować przez kilka długich i żmudnych lat. A okazja na wzięcie udziału w dokonaniu jakiegoś przełomowego odkrycia, może się nigdy więcej nie pojawić. 
- Masz rację, że nie wybaczyłabym sobie tego. Jednakże nie powinnam przecież z góry zakładać najgorszego. Pół roku to nie wieczność. Ja naprawdę chciałabym spróbować podjąć się tego wyzwania i spełnić pokładane we mnie nadzieję. Jednak praktycznie każdy mi to odradza, twierdząc że będę żałowała. Rodzice nawet nie chcieli o tym słyszeć. Dla nich wyjazd do Londynu, był już czymś trudnym do zrozumienia. Hector stara się pozostać bezstronny, ale ja doskonale wiem, że też jest temu przeciwny. Teraz jeszcze ty dołączasz do tej grupy. Za to ja, im więcej słyszę waszych protestów, to tym bardziej przychylam się i nastawiam w stronę podróży do Stanów - blondynka jest pierwszą osobą, której powiedziałam otwarcie, że bardzo poważnie zastanawiam się nad zaakceptowaniem dołączenia do grupy wybranych. 
- Słyszysz, co mówisz? Chcesz nam po prostu zrobić na przekór, jak zawsze. Choć raz powinnaś nas posłuchać. Przecież wszyscy chcemy dla ciebie dobrze. Sądzisz, że naprawdę poradzisz sobie z tęsknotą i myślą, że jesteś tak daleko od wszystkich bliskich ci osób? Znam cię już trochę i gwarantuję, że to ci się nie uda. Będziesz się tylko zadręczać, zamiast skupić na nauce - Alice nie ustaje w swoich próbach, zniechęcenia mnie do wyjazdu. 
- Tylko dlaczego nikt nie chce zrozumieć, że dla mnie to coś niepowtarzalnego? Nie jest tak łatwo zrezygnować ze swoich aspiracji i chęci udowodnienia sobie i wszystkim, że potrafię coś osiągnąć. Patrzycie na wszystko, wyłącznie z własnej perspektywy - mówię z niespodziewaną złością, z powodu braku zrozumienia mojej osoby przez wszystkich, na których w jakiś sposób mi zależy.
- Co się z tobą dzieje? Zachowujesz się zupełnie jak nie ty.  Naprawdę sądzisz, że chcemy dla ciebie źle i próbujemy cię ograniczać? Doskonale wiesz, że nie musisz nikomu nic udowadniać. Twoja ambicja zaczyna mieszać ci w głowie. Nie myślisz racjonalnie - Alice nie pozostaje obojętna na moją manifestację niezadowolenia. Próbuję się uspokoić, aby nie wywołać pomiędzy nami niepotrzebnej kłótni. Jeszcze tylko tego mi brakowało.
- Alice, dajmy już temu spokój. Niczego przecież jeszcze nie postanowiłam. Możemy porozmawiać o czymś innym? - chcę choć na chwilę, aby wszystko dookoła mnie nie kręciło się tylko wokół decyzji, którą muszę podjąć. Choć podświadomie, chyba już nawet zdecydowałam, jaka ona będzie. 
Moja rozmówczyni przystaje na ten pomysł i kolejne minuty upływają nam na rozmowie o błahych tematach. Czuję jednak niewidzialny dystans, jaki Alice tworzy pomiędzy naszymi osobami. Wisi nad nami także widmo niewypowiedzianychów, które na pewno nie byłyby przyjemne. Na szczęście musimy wracać na zajęcia, więc niezręczne spotkanie dobiega końca. Jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak z powodu końca przerwy.




   W drodze powrotnej dochodzę do wniosku, że może faktycznie trochę przesadziłam. Nie powinnam tak się unosić, ale liczyłam na to, że przynajmniej ona będzie entuzjastycznie nastawiona do tego pomysłu. Nie wypowiadam jednak słów przeprosin w kierunku przyjaciółki. Nie potrafię przyznawać się do błędów, zawsze przychodzi mi to z wyjątkowym trudem. Przez to bardzo cichy, ale uporczywy głos w głowie, ostrzega mnie, że mogę stracić przyjaciółkę i wiele innych ważnych dla mnie osób, jeśli nie zmienię swojego nastawienia. Staram się go jednak ignorować, uważając że w gruncie rzeczy nie robię przecież niczego złego. 






   Kolejne dni upływają mi w zawrotnym tempie. Staram się jak najwięcej czasu poświęcać Alice i Hectorowi, a także pozostałym znajomym, próbując wynagrodzić im tym samym swoje ostatnie zachowanie. Muszę przyznać, że w niektórych momentach zachowywałam się okropnie. Powinnam spojrzeć na całą tą sytuację także z ich strony, zamiast tego tylko wymagałam, aby postępowali i myśleli, tak jak ja tego chcę. To nie było w porządku.





   W końcu jednak nadchodzi dzień, w którym muszę udzielić odpowiedzi profesorowi. Wszyscy starali się nie poruszać w ostatnich dniach tego tematu w rozmowach ze mną, z czego jestem zadowolona. Przynajmniej oszczędziliśmy sobie niepotrzebnych wymian zdań. Pozostawili ostateczną decyzję wyłącznie w moich rękach. Czas względnego spokoju, jednak minął. Dzisiejszego dnia wszyscy dowiedzą się, co zdecydowałam. Na pewno nie zadowolę wszystkich i znajdą się osoby negatywnie nastawione do mojego wyboru. Jeszcze podczas minionej nocy, toczyłam że sobą wewnętrzny spór. Analizowałam wszystkie wady i zalety każdego wariantu.  Nad ranem, udało mi się nareszcie na coś zdecydować. Wcale jednak nie jestem z tego powodu spokojna, ani pewna czy rzeczywiście wybrałam dobrze. Wiem jednak, że musiałam coś postanowić. Mam głęboką nadzieję, że postępuje właściwie i w przyszłości nie pożałuję swojej decyzji. 
Biorę ostatni łyk kawy, która mam nadzieję postawi mnie na nogi po nieprzespanej nocy. Przede mną ciężki dzień.





- Cześć. Wcześnie wstałaś – Hector, całuje mnie przelotnie w policzek i siada naprzeciwko mnie. 
- Praktycznie w ogóle nie spałam - mówię wstając z krzesła z zamiarem zrobienia mu kawy.
- Tak jak prosiłaś, dałem ci czas i cierpliwie czekałem. Nadszedł jednak chyba ten moment. Powiesz mi, co zdecydowałaś? - Hiszpan nie ma zamiaru czekać z poznaniem odpowiedzi na to dręczące go pytanie. 
- Hector, ja długo się wahałam i zastanawiałam. To była chyba najtrudniejsza decyzja, jaka musiałam kiedykolwiek podjąć. Postanowiłam jednak zgodzić się na ten wyjazd. Mam zamiar przyjąć to stypendium - jako pierwszy dowiedział się o mojej decyzji. Obserwuję jego reakcję na moją odpowiedź. Dostrzegam wyraźne rozczarowanie, które próbuje przede mną ukryć i zamaskować niezbyt przekonującym uśmiechem. Domyślam się, że jest zawiedziony moją odpowiedzią. Stara się jednak tego nie pokazywać. Zapomniał jednak, że zbyt długo go znam, abym nie potrafiła tego zauważyć. 
- Byłem praktycznie pewien, że właśnie to usłyszę. W tym akurat przypadku, bardzo chciałem się pomylić. W takim razie pozostało mi tylko powoli przyzwyczajać się do tego, że przez jakiś czas cię nie będzie. Muszę sobie to wszystko jakoś poukładać - zupełnie nie wiem, co mam powiedzieć. Widzę jak trudno jest mu zaakceptować mój wybór. Liczyłam, że lepiej to zniesie.
- Ale między nami nic się nie zmienia? Wszystko jest w porządku, tak? - chcę się upewnić.
- Jasne. Przepraszam, ale muszę się zbierać. Inaczej spóźnię się na trening. Widzimy się wieczorem, do zobaczenia - jego odpowiedź na moje pytanie, wcale nie brzmi przekonująco. Dodatkowo mam wrażenie, że tak wczesne wyjście na trening to tylko wymówka, aby nie musieć dłużej ze mną przebywać. Najbardziej jednak zabolało mnie to oschłe pożegnanie. To wszystko, nie miało być tak. Zaczynam czuć się winna, powinnam była inaczej mu to przekazać. Nie chcę tego tak zostawić, ale moją próbę rozmowy, skutecznie niweczy odgłos zamykania drzwi. Zwyczajnie wyszedł, a ja straciłam szansę na próbę załagodzenia tej sytuacji. 





   Niedługo później sama opuszczam dom w nie najlepszym humorze. Dzień zaczął się paskudnie, w dodatku przez swoje roztargnienie zapomniałam parasola, a pogoda wyjątkowo dziś nie rozpieszcza. Z nieba spadają ciężkie krople deszczu, przez które przemokłam do suchej nitki. 



   Spóźniona docieram na wykład. Staram się niezauważona zająć miejsce obok Alice. Gdy udaje mi się to, widzę jej zaskoczenie z powodu mojego pojawienia się po wyznaczonym czasie. 
- Co się stało? Nie najlepiej wyglądasz - blondynka od razu dostrzega mój zły nastrój. 
- Wiesz przecież, że dziś mija ostateczny dzień, abym powiadomiła uczelnię o swojej decyzji. Przekazałam ją już Hectorowi. Niezbyt dobrze to przyjął. Zaspokoję od razu twoją ciekawość i powiem ci, co postanowiłam. Jak się już pewnie domyślasz, w przyszłym miesiącu wyjeżdżam do Nowego Jorku - jej zszokowana mina, nie nastraja mnie optymistycznie
- Mówisz to tak spokojnie? Jakby to była jakaś tygodniowa wycieczka. Wcale mu się nie dziwię, też jestem z tego powodu bardzo niezadowolona. Przez ostatnie dni znów zachowywałaś się jak dawna ty. Myślałam, że jednak zmądrzałaś i zostaniesz tutaj. Nie spodziewałam się, że jednak twój egoizm wygra. Nie poznaję cię - kolejna bliska mi osoba, ani myśli mnie wspierać. Dodatkowo zarzucając zmianę na gorsze. 
- Naprawdę sądzisz, że jestem egoistką? Czy kiedykolwiek dałam ci powód do takich wyroków? Myślałam, że masz o mnie lepsze zdanie - mówię gorzko. Zaczynam powoli żałować swojej decyzji. Kosztuje ona zbyt dużo.
- Catalina, to nie tak. Trochę mnie poniosło, przepraszam. Po prostu jesteś moją najlepszą przyjaciółką i martwię się o ciebie - Alice próbuję załagodzić sytuację. 
- Nie masz za co przepraszać. Powiedziałaś dokładnie to, co o mnie myślisz. Pewnie masz rację, przecież myślę tylko o sobie. Jesteś przynajmniej szczera - nie potrafię dłużej z nią rozmawiać. Zbyt mocno zabolały mnie jej słowa. Wstaję z zajmowanego miejsca, nie dając jej więcej dojść do słowa. Po czym, wzbudzając zainteresowanie wszystkich obecnych, bez słowa opuszczam aulę. Mam dość słuchania wyrzutów, które wzmagają tylko poczucie, że wszystkich zawiodłam. 





  - A więc jednak się pani zdecydowała. Wiedziałem, że jest pani rozsądną osobą i podejmie właściwą decyzję - słucham profesora, który jest jedyną osobą cieszącą się z tego, na co się zdecydowałam. Szkoda, że to zupełnie obca dla mnie osoba, jest mi najbardziej przychylna w tym momencie. 
- Sama już nie wiem czy właściwą. Wszyscy z mojego otoczenia, mają na ten temat inne zdanie - mówię mimowolnie. Beznadziejnie szukając u kogoś wsparcia.
- Panno Delao. Proszę dać im czas. Muszą się z tym po prostu oswoić. W końcu dojdą do wniosku, że pół roku to krótki okres czasu i ani się obejrzą, a będzie pani z powrotem. Zrozumieją też, że to stypendium jest dla pani bardzo ważne i zaczną panią wspierać - próbuje mnie pocieszyć i dodać trochę optymizmu. 
- Mam nadzieję, że tak będzie. W każdym razie dziękuję. Do widzenia - żegnam się i wychodzę. 
Nie dam rady skupić się dzisiaj na nauce, dlatego też postanawiam odpuścić sobie dzisiejsze zajęcia i wrócić do domu. Chcę schować się przed całym światem, mając wrażenie że wyjątkowo się na mnie dziś uwziął.





  Późnym wieczorem, wciąż zastanawiam się dlaczego Hector jeszcze nie wrócił. Powinien być już kilka godzin temu. W dodatku nie odbiera telefonu. Zaczynam się o niego poważnie martwić. Nie potrafię usiedzieć w miejscu i chodzę po całym domu, próbując opanować narastające zdenerwowanie. Czy ten dzień może być jeszcze gorszy? Co chwilę sprawdzam telefon, jednak on uparcie milczy. 
W końcu przed północą, gdy jestem już kłębkiem nerwów, otrzymuję wiadomość od swojego chłopaka. Informuje mnie w niej, że zasiedział się u Monreala i z tego powodu, zostaje u niego na noc. Czuję równocześnie ulgę, że jednak nic mu nie jest i rozczarowanie, że woli towarzystwo przyjaciela od mojego. Wygląda na to, że zwyczajnie mnie unika. Nie chce jednak powiedzieć  tego wprost, aby nie sprawić mi przykrości. Szkoda tylko, że ta uprzejma obojętność jest jeszcze trudniejsza do zniesienia niż gdyby powiedział o wszystkim wprost





   Próbuję zasnąć, zastanawiając się jak ma nam się udać przetrwać rozłąkę, skoro już teraz oddalamy się od siebie. Jeśli tak dalej pójdzie, rozstaniemy się zanim postawie pierwszy krok w Nowym Jorku. Do tego nie mam pojęcia, co z moją dalszą przyjaźnią z Alice. Czuję jak łzy zaczynają spływać mi po policzkach, a następnie lądują na poduszce. Nie mam już siły dłużej powstrzymywać płaczu i całkowicie się rozklejam. Cena za spełnienie moich ambicji, jest stanowczo za wysoka. Jednak nie mam już odwrotu, nie mogę się teraz wycofać, na to już za późno. Jest środek wyjątkowo zimnej nocy. Nie wiem już, czy to przez niską temperaturę, czy przez pustkę, która odczuwam wewnątrz jest mi tak zimno. Jedyną moją towarzyszką jest głucha cisza, której nie mogę już znieść. Czuję się samotna i bezsilna, tak jak kilka lat temu, gdy straciłam Hectora po raz pierwszy. Nie chcę żeby sytuacja się powtórzyła. Po dłuższym czasie, przegrywam w końcu walkę ze zmęczeniem i zasypiam z wysychającymi łzami na mojej twarzy.

1 komentarz:

  1. Też miałam nadzieję, że pójdzie po rozum do głowy i zostanie. Ale w takim razie mogę powiedzieć jedno - Ta sytuacja się powtórzy, Cat. Znowu stracisz Bellerina.

    OdpowiedzUsuń