Wpatruję
się w filiżankę z kawą, znajdującą
się na blacie okrągłego, szklanego
stolika,
przy
którym zajmuję miejsce wspólnie z Alice. Wybrałyśmy się do
kawiarni, usytuowanej
niedaleko uczelni, podczas trwającej przerwy. Niemal od razu, po przekroczeniu progu nasza
rozmowa podąża w stronę mojego
możliwego, półrocznego pobytu w Nowym Jorku.
-
Catalina, ty chyba zwariowałaś, że w ogóle dopuszczasz możliwość
wyjazdu - patrzy
na mnie z niezrozumieniem i dużym niezadowoleniem.
-
Nie rozumiem, co w tym złego? Gdybyś była na moim miejscu, nie
robiłabyś tego samego? Przecież tej propozycji nie można tak po
prostu zignorować i udawać, że nigdy nie miała miejsca - nie
podzielam jej dezaprobaty z powodu mojego zachowania. Nie
potrafię też zrozumieć tak negatywnej reakcji.
-
Oczywiście, że można, a
nawet powinnaś ją zignorować.
Przecież ty wcale
nie potrzebujesz Nowego Jorku z
tym całym jego przepychem.
Z twoimi możliwościami, możesz dokonać wielkich rzeczy, zostając
w Londynie i realizować swoje marzenia krok po kroku tutaj. Przy
okazji nie ryzykując utraty swojej miłości życia. Zastanów
się nad tym i to bardzo poważnie. Znam cię i wiem, że nie
wybaczysz
sobie, jeśli coś pójdzie nie tak i stracisz Hectora - słucham
kazania Alice, nie zgadzając się do końca z jej opinią. Decydując
się na odrzucenie stypendium, muszę liczyć się z tym, że na
zyskanie podobnego doświadczenia i uznania będę musiała pracować
przez kilka długich i żmudnych lat. A okazja na wzięcie udziału w
dokonaniu jakiegoś przełomowego odkrycia, może się nigdy więcej
nie pojawić.
-
Masz rację, że nie wybaczyłabym sobie tego. Jednakże nie powinnam
przecież z
góry zakładać
najgorszego. Pół
roku to nie wieczność. Ja naprawdę chciałabym spróbować podjąć
się tego wyzwania i spełnić pokładane we mnie nadzieję. Jednak
praktycznie każdy mi to odradza, twierdząc że będę żałowała.
Rodzice nawet nie chcieli o tym słyszeć. Dla nich wyjazd do
Londynu, był już czymś trudnym do zrozumienia. Hector stara się
pozostać bezstronny, ale ja doskonale wiem, że też jest temu
przeciwny. Teraz jeszcze ty dołączasz do tej grupy. Za to ja, im
więcej słyszę waszych protestów, to tym
bardziej przychylam
się i nastawiam
w stronę podróży do Stanów
- blondynka jest pierwszą osobą, której powiedziałam otwarcie, że
bardzo poważnie zastanawiam się nad zaakceptowaniem dołączenia do
grupy wybranych.
-
Słyszysz, co mówisz? Chcesz nam po prostu zrobić na przekór, jak zawsze.
Choć
raz powinnaś nas posłuchać. Przecież wszyscy chcemy dla ciebie
dobrze. Sądzisz, że naprawdę poradzisz sobie z tęsknotą i myślą,
że jesteś tak daleko od wszystkich bliskich ci osób? Znam cię już
trochę
i gwarantuję, że to ci się nie uda. Będziesz się tylko zadręczać, zamiast skupić na nauce - Alice nie ustaje w swoich próbach, zniechęcenia mnie do wyjazdu.
-
Tylko dlaczego nikt nie chce zrozumieć, że dla mnie to coś
niepowtarzalnego? Nie jest tak łatwo zrezygnować ze swoich
aspiracji i chęci udowodnienia sobie i wszystkim, że potrafię coś
osiągnąć. Patrzycie
na wszystko, wyłącznie z własnej perspektywy -
mówię z niespodziewaną złością, z powodu braku zrozumienia
mojej
osoby przez wszystkich, na których w
jakiś sposób mi
zależy.
-
Co się z tobą dzieje? Zachowujesz się zupełnie jak nie ty.
Naprawdę
sądzisz, że chcemy dla ciebie źle i próbujemy cię ograniczać?
Doskonale
wiesz, że nie musisz nikomu nic udowadniać. Twoja ambicja zaczyna
mieszać ci w głowie. Nie myślisz racjonalnie - Alice nie pozostaje
obojętna na moją manifestację niezadowolenia. Próbuję się uspokoić, aby nie wywołać pomiędzy nami
niepotrzebnej kłótni. Jeszcze
tylko tego mi brakowało.
- Alice, dajmy już temu spokój. Niczego przecież jeszcze nie postanowiłam.
Możemy porozmawiać o czymś innym? - chcę choć na chwilę, aby
wszystko dookoła mnie nie kręciło się tylko wokół decyzji,
którą muszę podjąć. Choć podświadomie, chyba już nawet zdecydowałam,
jaka ona będzie.
Moja
rozmówczyni przystaje na ten pomysł i kolejne minuty upływają nam
na rozmowie o błahych tematach. Czuję jednak niewidzialny dystans, jaki Alice tworzy pomiędzy naszymi osobami. Wisi
nad nami także widmo niewypowiedzianych
słów,
które na pewno nie byłyby przyjemne. Na szczęście musimy wracać
na zajęcia, więc niezręczne spotkanie dobiega końca. Jeszcze
nigdy nie cieszyłam się tak z powodu końca przerwy.
W
drodze powrotnej dochodzę
do wniosku, że może faktycznie trochę
przesadziłam.
Nie powinnam tak się unosić, ale liczyłam na to, że przynajmniej
ona będzie entuzjastycznie nastawiona do tego pomysłu. Nie
wypowiadam jednak słów przeprosin w kierunku przyjaciółki. Nie
potrafię przyznawać się do błędów, zawsze
przychodzi mi to z wyjątkowym trudem. Przez to bardzo cichy, ale
uporczywy głos w
głowie,
ostrzega mnie, że mogę stracić przyjaciółkę i wiele innych
ważnych dla mnie osób, jeśli nie zmienię swojego nastawienia.
Staram się go jednak ignorować, uważając że w gruncie rzeczy nie
robię przecież niczego
złego.
Kolejne
dni upływają mi w zawrotnym tempie. Staram się jak najwięcej
czasu poświęcać Alice i Hectorowi, a także pozostałym znajomym,
próbując wynagrodzić im tym samym
swoje ostatnie zachowanie. Muszę przyznać, że w niektórych
momentach zachowywałam się okropnie. Powinnam spojrzeć na całą
tą sytuację także z ich strony, zamiast tego tylko wymagałam, aby
postępowali i myśleli, tak jak ja tego chcę. To
nie było w porządku.
W
końcu jednak nadchodzi dzień, w którym muszę udzielić odpowiedzi
profesorowi. Wszyscy starali się nie poruszać w
ostatnich dniach tego
tematu w rozmowach ze mną, z czego jestem zadowolona. Przynajmniej
oszczędziliśmy sobie niepotrzebnych wymian
zdań.
Pozostawili ostateczną decyzję wyłącznie w moich rękach. Czas
względnego spokoju, jednak minął. Dzisiejszego dnia wszyscy
dowiedzą się, co zdecydowałam. Na
pewno nie zadowolę wszystkich i znajdą się osoby negatywnie nastawione do mojego wyboru.
Jeszcze podczas minionej nocy, toczyłam że sobą wewnętrzny spór.
Analizowałam wszystkie wady i zalety każdego wariantu. Nad
ranem, udało mi się nareszcie na coś zdecydować. Wcale jednak nie
jestem z tego powodu spokojna, ani pewna czy rzeczywiście wybrałam
dobrze. Wiem jednak, że musiałam coś
postanowić. Mam głęboką nadzieję,
że postępuje właściwie i w przyszłości nie pożałuję swojej
decyzji.
Biorę
ostatni łyk kawy, która mam nadzieję postawi mnie na nogi po
nieprzespanej nocy. Przede mną ciężki dzień.
-
Cześć. Wcześnie wstałaś – Hector, całuje mnie przelotnie w
policzek i siada naprzeciwko mnie.
-
Praktycznie w ogóle nie spałam - mówię wstając
z
krzesła
z zamiarem zrobienia mu kawy.
-
Tak jak prosiłaś, dałem ci czas i cierpliwie czekałem. Nadszedł
jednak chyba ten moment. Powiesz mi, co zdecydowałaś? - Hiszpan nie
ma zamiaru czekać z poznaniem odpowiedzi na to dręczące go
pytanie.
-
Hector, ja długo się wahałam i zastanawiałam. To była chyba
najtrudniejsza decyzja, jaka musiałam kiedykolwiek podjąć.
Postanowiłam jednak zgodzić się na ten wyjazd. Mam zamiar przyjąć
to stypendium - jako
pierwszy dowiedział się o mojej decyzji. Obserwuję
jego reakcję na moją odpowiedź. Dostrzegam wyraźne
rozczarowanie, które próbuje przede mną ukryć i zamaskować
niezbyt przekonującym uśmiechem. Domyślam się, że jest
zawiedziony moją odpowiedzią. Stara się jednak tego nie pokazywać.
Zapomniał jednak, że zbyt długo go znam, abym nie potrafiła tego
zauważyć.
-
Byłem praktycznie pewien, że właśnie to usłyszę. W tym akurat
przypadku, bardzo chciałem się pomylić. W takim razie pozostało
mi tylko powoli przyzwyczajać się do tego, że przez jakiś czas
cię nie będzie. Muszę sobie to wszystko jakoś
poukładać
- zupełnie nie wiem, co mam powiedzieć. Widzę jak trudno jest mu
zaakceptować mój wybór. Liczyłam,
że lepiej to zniesie.
-
Ale między nami nic się nie zmienia? Wszystko jest w porządku,
tak? - chcę się upewnić.
-
Jasne. Przepraszam, ale muszę się zbierać. Inaczej spóźnię się
na trening. Widzimy się wieczorem, do
zobaczenia
- jego
odpowiedź na moje pytanie, wcale
nie brzmi przekonująco. Dodatkowo mam wrażenie, że tak
wczesne wyjście na
trening to tylko wymówka, aby nie musieć dłużej ze mną
przebywać. Najbardziej jednak zabolało mnie to oschłe pożegnanie.
To wszystko, nie miało być tak. Zaczynam czuć się winna, powinnam
była inaczej mu to przekazać. Nie chcę tego tak zostawić, ale
moją próbę rozmowy, skutecznie niweczy odgłos zamykania drzwi.
Zwyczajnie wyszedł, a ja straciłam szansę na próbę załagodzenia
tej sytuacji.
Niedługo
później sama opuszczam dom w nie najlepszym humorze. Dzień zaczął
się paskudnie, w dodatku przez swoje roztargnienie zapomniałam
parasola, a pogoda wyjątkowo dziś nie rozpieszcza. Z nieba spadają
ciężkie krople deszczu, przez które przemokłam do suchej nitki.
Spóźniona
docieram na wykład. Staram się niezauważona zająć miejsce obok
Alice. Gdy
udaje mi się to,
widzę
jej zaskoczenie z powodu mojego pojawienia się po wyznaczonym
czasie.
-
Co się stało? Nie najlepiej wyglądasz - blondynka od razu
dostrzega mój zły nastrój.
-
Wiesz przecież, że dziś mija ostateczny dzień, abym powiadomiła
uczelnię o swojej decyzji. Przekazałam ją już Hectorowi.
Niezbyt
dobrze to przyjął. Zaspokoję
od razu
twoją ciekawość i powiem
ci, co postanowiłam. Jak się już pewnie domyślasz, w przyszłym
miesiącu wyjeżdżam do Nowego Jorku - jej zszokowana
mina, nie nastraja mnie optymistycznie.
-
Mówisz to tak spokojnie? Jakby to była jakaś tygodniowa wycieczka.
Wcale mu się nie dziwię, też jestem z tego powodu bardzo
niezadowolona. Przez ostatnie dni znów zachowywałaś się jak dawna
ty. Myślałam, że jednak zmądrzałaś i zostaniesz tutaj. Nie
spodziewałam się, że jednak twój egoizm wygra. Nie poznaję cię
- kolejna bliska mi osoba, ani myśli mnie wspierać. Dodatkowo
zarzucając zmianę na gorsze.
-
Naprawdę sądzisz, że jestem egoistką? Czy kiedykolwiek dałam ci
powód do takich wyroków? Myślałam, że masz o mnie lepsze zdanie
- mówię gorzko. Zaczynam powoli żałować swojej decyzji. Kosztuje
ona zbyt dużo.
-
Catalina, to nie tak. Trochę mnie poniosło, przepraszam. Po prostu
jesteś moją najlepszą przyjaciółką i martwię się o ciebie - Alice próbuję załagodzić sytuację.
-
Nie masz za co przepraszać. Powiedziałaś dokładnie to, co o mnie
myślisz. Pewnie masz rację, przecież myślę tylko o sobie. Jesteś
przynajmniej szczera
- nie potrafię dłużej z nią rozmawiać. Zbyt mocno zabolały mnie
jej słowa. Wstaję z zajmowanego miejsca, nie
dając jej więcej dojść do słowa. Po czym, wzbudzając
zainteresowanie wszystkich obecnych, bez słowa opuszczam aulę. Mam
dość słuchania wyrzutów, które
wzmagają tylko
poczucie,
że wszystkich zawiodłam.
-
A więc jednak się pani zdecydowała. Wiedziałem, że jest pani
rozsądną osobą i podejmie właściwą decyzję - słucham
profesora, który jest jedyną osobą cieszącą się z tego, na co
się zdecydowałam. Szkoda, że to zupełnie obca dla mnie osoba,
jest mi najbardziej przychylna w tym momencie.
-
Sama już nie wiem czy właściwą. Wszyscy z mojego otoczenia, mają
na ten temat inne zdanie - mówię mimowolnie. Beznadziejnie szukając
u kogoś wsparcia.
-
Panno Delao. Proszę dać im czas. Muszą się z tym po prostu
oswoić.
W końcu dojdą do wniosku, że pół roku to krótki okres czasu i
ani się obejrzą, a
będzie pani z powrotem. Zrozumieją też, że to stypendium jest dla
pani bardzo ważne i zaczną panią wspierać - próbuje mnie
pocieszyć i dodać trochę optymizmu.
-
Mam nadzieję, że tak będzie. W każdym razie dziękuję. Do
widzenia - żegnam się i wychodzę.
Nie
dam rady skupić się dzisiaj na nauce, dlatego też postanawiam
odpuścić sobie dzisiejsze zajęcia i wrócić do domu. Chcę
schować się przed całym światem, mając
wrażenie że wyjątkowo się na mnie dziś uwziął.
Późnym
wieczorem, wciąż zastanawiam się dlaczego Hector jeszcze nie
wrócił. Powinien być już kilka godzin temu. W dodatku nie odbiera
telefonu. Zaczynam się o niego poważnie martwić. Nie potrafię
usiedzieć w miejscu i chodzę po całym domu, próbując opanować
narastające zdenerwowanie. Czy ten dzień może być jeszcze gorszy?
Co chwilę sprawdzam telefon, jednak on uparcie milczy.
W
końcu przed północą, gdy jestem już kłębkiem nerwów,
otrzymuję wiadomość od swojego chłopaka. Informuje mnie w niej,
że zasiedział się u Monreala i z
tego powodu, zostaje
u niego na noc. Czuję równocześnie ulgę, że jednak nic mu nie
jest i rozczarowanie, że woli towarzystwo przyjaciela od mojego.
Wygląda na to, że zwyczajnie mnie unika. Nie chce jednak powiedzieć tego wprost, aby nie sprawić mi przykrości. Szkoda tylko, że ta
uprzejma obojętność jest jeszcze trudniejsza do
zniesienia niż
gdyby powiedział o wszystkim wprost.
Próbuję
zasnąć, zastanawiając się jak ma nam się udać przetrwać
rozłąkę, skoro już teraz oddalamy się od siebie. Jeśli tak
dalej pójdzie, rozstaniemy się zanim postawie pierwszy krok w
Nowym Jorku. Do
tego nie mam pojęcia, co z moją dalszą przyjaźnią z Alice. Czuję
jak łzy zaczynają spływać mi po policzkach, a następnie lądują
na poduszce. Nie mam już siły dłużej powstrzymywać płaczu i
całkowicie się rozklejam. Cena za spełnienie moich ambicji, jest
stanowczo za wysoka. Jednak nie mam już odwrotu, nie mogę się
teraz wycofać,
na to już za późno.
Jest środek wyjątkowo zimnej nocy. Nie wiem już, czy to przez niską temperaturę, czy przez pustkę, która odczuwam wewnątrz jest mi tak zimno. Jedyną moją towarzyszką
jest głucha cisza, której nie mogę już znieść. Czuję się
samotna i bezsilna, tak jak kilka lat temu, gdy straciłam Hectora po raz pierwszy. Nie chcę żeby sytuacja się powtórzyła. Po dłuższym czasie, przegrywam w końcu walkę
ze zmęczeniem i zasypiam z wysychającymi łzami na mojej twarzy.
Też miałam nadzieję, że pójdzie po rozum do głowy i zostanie. Ale w takim razie mogę powiedzieć jedno - Ta sytuacja się powtórzy, Cat. Znowu stracisz Bellerina.
OdpowiedzUsuń